Ten dzień niby zaczął się tak, jak każdy dzień w siedzibie Trzynastego Korpusu Kresowego. Jak każdy, bo cóż można robić siedząc na zadupiach Rzeczpospolitej i broniąc jej granic przed hordami mutantów prących ze wschodu? "Napie*dalać" - jak mawiał bohater pewnej przedwojennej kreskówki. A niby, bo jednak coś w tym monotonnym kieracie dnia było nie tak. Coś było nie tak jak zawsze było, coś...
No tak!
Mieszkańców tego przybytku nie obudziło poranne czochranie się jego najważniejszego mieszkańca, którym wbrew pozorom nie był taki jeden, siedzący w centrum dowodzenia na generalskim stołku.
Gdzie jest Schronek - te pytanie z coraz większym impetem zaczęło się rozlegać w pokojach, stołówce, oraz w pomieszczeniach sali tradycji i przedwojennej kultury - Trzynastym Schronie. Zwłaszcza tam, gdyż głównym punktem programu, przyjeżdżających z całej Rzeczpospolitej szkolnych wycieczek, było oglądanie, głaskanie i ogólny zaciesz przez dzieci właśnie Schronka.
A nic nie jest groźniejsze - nawet skośnooki, przypominający przedwojenne gwiazdy TV, nazistowski mutant - niż grupa maluchów płacząca nad tym, że pieska nie pokazali. Nic!!!
Sprzęt stojący w na powierzchniowym hangarze zatrząsł się. Garnki i sztućce w stołówce niespokojnie się poruszyły. Z sufitów obsypał się pył... Coś biegło w stronę schronowej siedziby. Coś dużego, ciężkiego, otoczonego kłębami pary jak ciężkie lokomotywy Kolei Państwowych Rzeczpospolitej. Tak! To ON! To
Schronek! Zdyszany, zziajany, spocony biegł, trzymając w pysku... Dziwne... Tym razem nie była to odgryziona łapa mutanta, ale coś większego. Człowiek! Żywy na dodatek!!!
Schronek z gracją ciężkiego czołgu, pomagając sobie pazurami zahamował na posadzce otwartego na oścież hangaru. Zamerdał ogonem, a z pyska wypadła mu osoba, która okazała się być jego nowym opiekunem. Tak, zbliżała się zima, i ktoś będzie musiał mu wyczesać futro, uszyć ochraniacze na łapy i w ogóle się nim zająć. A że schronowa załoga ma inne rzeczy na głowie, to...
Wszyscy z zaciekawieniem podeszli do lekko oszołomionego osobnika, którego
Schronek z wielkim zacięciem lizał, nieustannie merdając przy tym ogonem tak, że ten mu od tyłka nie odpadł. Szczęśliwcem, na którego spadł ten jakże zaszczytny obowiązek zajęcia futrzakiem, okazał się być...
...
Glassius.
Gratulujemy!!!