< POSTKULTURA | << FILMY
Szeregowiec Ryan

Plakat z filmu 'Szeregowiec Ryan' Szeregowiec Ryan (Saving Private Ryan)
Produkcja: USA 1998
Reżyseria: Steven Spielberg
Scenariusz: Robert Rodat
Obsada: Tom Hanks, Tom Sizemore, Edward Burns, Adam Goldberg, Jeremy Davies, Giovanni Ribisi, Vin Diesel, Matt Damon i inni
Muzyka: John Williams
Zdjęcia: Janusz Kamiński
Czas: 170 min.

Szeregowiec Ryan jest ostatnim naprawdę wielkim dokonaniem Stevena Spielberga. Jednocześnie jest to także ostatni amerykański film wojenny, który można z pełną odpowiedzialnością określić tym nobilitującym epitetem, z chlubą nawiązujący do "wietnamskich" arcydzieł tamtejszej kinematografii.

II wojna światowa była przełomowym wydarzeniem XX wieku i decydującym momentem dla Ameryki i świata. Przesunęła granice państw. Na zawsze zmieniła tych, którzy ją przeżyli i ukształtowała pokolenia, które po niej nadeszły. Nazwana została "ostatnią wielką wojną". Nic nie mogło przygotować żołnierzy na plaży Omaha do bitwy, którą właśnie mieli stoczyć. Przepełnieni nadzieją i determinacją, żaden z nich nie wiedział, czy uda mu się przeżyć. Patrząc na wybrzeże Normandii kapitan John Miller wierzył, że walka, która ich czeka, jest największym wyzwaniem tej wojny. Nie wiedział, że to co najtrudniejsze, jest jeszcze przed nimi. Gdy sprzymierzone wojska opanowały plażę Omaha, Miller otrzymał rozkaz poprowadzenia swojego oddziału za linię wroga w niebezpiecznej misji znalezienia i ocalenia jednego człowieka - szeregowca Jamesa Ryana - najmłodszego z czterech braci, jedynego, który przeżył. Pozostali trzej zginęli w walce.

W miarę, jak oddział przedzierał się coraz głębiej na terytorium wroga, ludzie kapitana Millera zaczęli podawać w wątpliwość celowość tej wyprawy. Dlaczego dla jednego człowieka naraża się życie ośmiu... Dlaczego życie tego szeregowca jest więcej warte niż ich wszystkich?"
[opis dystrybutora DVD]

Ten jakże schludny, elegancki, pozbawiony spojlerów synopsis dobrze oddaje także ducha filmu Spielberga. To kino przepełnione pewną poezją, mającą swoje źródła w takich dziełach jak Czas Apokalipsy czy Łowca jeleni. Przynosi ona wymiar katartyczny, uwzniośla widza, wpycha go w wizję reżysera, angażuje z maksymalną siłą. Ambiwalentne określenie "piękna wojny" znajduje swoje zobrazowanie w Szeregowcu Ryanie z większą nawet intensywnością niż w przywołanych klasykach, zwłaszcza za sprawą olśniewającej realizacji filmu. Wojna jest tu i tłem, i bohaterem. Chwała Spielbergowi.

Za to również, że nie zapomina ani na moment, że na wojnie najważniejszy jest człowiek. On ją wywołuje, ale i on bierze w niej udział. Walczy, cierpi, ginie nie tylko jako żołnierz. Oto do matki przychodzą depesze o trzech poległych synach. Pozostał jej ostatni, najmłodszy, pozostawiony na łaskę wojny na dalekim kontynencie. Doborowy oddział żołnierzy rusza na jego poszukiwania. Po to, by matka nie dołączyła do ofiar. Jakże wymowne. Pojawiają się wątpliwości, pytania, dylematy. Nawet jeśli priorytety i wartości nie są jasne dla bohaterów, to nie można mieć wątpliwości, że Spielberg otwarcie im w swym dziele hołduje. Rozwiązanie nie przynosi łatwego ukojenia.

Nie tylko głęboko humanistyczna wymowa filmu świadczy o jego wybitności. Fenomenalna oprawa audiowizualna ze zdjęciami Janusza Kamińskiego na czele potwierdza ją w równym stopniu. Scena desantu na plaży w Normandii to autentyczna perła, majstersztyk. Później jest równie doskonale. Widz jest uczestnikiem działań - maszeruje w deszczu, czołga się w błocie, mierzy przez snajperską lunetę, pozbawia życia. Nie pojawił się po Szeregowcu Ryanie film wojenny oddziałujący mocniej na oglądającego. Nawet obowiązkowa dawka patosu niekiedy tylko przekracza normę "bezbolesności".

Szeregowiec Ryan. Oto wielkie kino wojenne. Ostatni film, o którym można tak powiedzieć.

Moja ocena: 9/10

© 2016 Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY