[Zastępca towarzysza przywódcy informuje, że lekturę poniższego textu nie zaleca się osobom wyczulonym na tzw. dbałość języka ojczystego, gdyż jego przeczytanie może wywołać u tego typu osób skłoności samobójcze. Nie zaleca się także tegóż tekstu politykom - jest to dzieło zbyt skomplikowane i złożone dla nich, jego pełne zrozumienie i analiza może zająć resztę ich życia, a któż wtedy zajmie się tak niewdzięczną pracą, jaką jest rządzenie? Ci, którzy jeszcze nie ukończyli żadnego z Fallout'ów - UWAGA - tekst ten odkrywa fabułę całej dylogii, a zatem zmniejsza radochę z grania. Dla tych, co skończyli każdego z Fallout'ów, a chcą "Folałt story" przeczytać - nie widzę przeciwskazań - jedyne niezbędne rzeczy, jakie winni mieć te osoby przy lekturze, to zapas dobrego humoru i BARDZO stabilne krzesło.PAMIĘTAJCIE - zostaliście ostrzeżeni! Aha, i jeszcze jedno... Gdybyście dojrzeli jakikolwiek błąd podczas czytania, to zaiste powiadam wam, nie jest to błąd, ale próba oddania gwary z wioski rodzinnej autora - Czołzen Łan jest lokalnym patriotą, czy jak sam mówi: "lokolnym patryjotom".]
Folałt 2 story
(cóś jak law story, tylko z hepi endem), czyli historia z folałta drugiego (i pirwszego źdźibko tyż) napisona prostym i przystempnym dla winkszości luda w kroju jenzykiem.
 Zaczyło se od tygo, że była wilko wojna z jakimiś tam grzybami atumowymi, czy cóś. Grzyby te widocznie były trujonce, bo ludziska wszystki co przeżoły te grzyby, to se pochowoły po takich norach w zimi, co je zwali kryptonami czy cóś.
Był jeden taki krypton, co mioł numyr tszynaście. Żyło se tam troche ludziska wew niebieskich łachach, co to se kompać wew takich szedło kiedyś. Jeden taki gościu wew tych niebieskich kumpielówkach wyszedł ze swojego kryptonu i szukoł łoter czipa, co to w kryptonie produkuje wóde. Gdy go już znolozł i odniósł, to musioł jeszcze zabić takie mutonty czy cóś. Jak zabił te mutonty, to zniszczył jeszcze tako jedno military bejz, co to tam mutonty robili. Gdy wrócił do kryptona, to taki stary dziad go z niego wykopoł, bo niby że to zagrożo istnienu kryptonu, a tak no prowde to dziod boł se o władze. No winc nosz Volt Dłeler, bo tak mówiono na nigo, rószył se na północny zachód i tam założył wioche prawi tak pinknom jak nosza, a zwała się Arojo.
Nosz nowy bohoter jest potomkiem Volt Dłelera i zostoł wybrany, przez takie Stare Babsko, na gościa co znajdzie G. E.C. K. (Gardyn of łeden konstrukcion kit), czyli taki cudowny kit do łokien, co jak go se w ziemie wsmaruje, to wszystko trowsko samo wyrosto i chwostów żodnych przy tym ni mo. Łud ,bo tak mo na imie nosz bohoter, co znaczy drewno po amerykańsku, dowiaduje se, że wew starym kryptonie tszynastym mieli takie cóś, aby że nikt nie wi gdzie kryptun tszynasty jest. Nosz bohoter idzie do Klamot, bo to jest najbliżyj. Na sam przud olewa se takiego dzikusa, co mu takie dziwne krowy (ni to co nasze) szkorpiony żdżyrają. Późnij lezie do domu publicznego, jak to każdy ze wiochy, jak se je w mieście. Późnij poloz do takigo motelu, co tam spotkoł takigo jednygo niwolnika to go se kupił i wezioł do wesołej kompaniji. Nosz bohoter nastympnie poszedł do Den i odwiedził dom publiczny, co se alfons wew nim czepioł jak go se pytało o nazwe klubu. Łud wiedzioł, że wew Den jest taki gościu, co sprzedowoł wode z kryptona tszynastego, ale nistety tszymali go łowcy niwolników. Ale, że Łud był sprytny, to udało mu se uwolnić tego handlyrza, co to mioł na imie Wik. Poźnij Łud wzioł łopote i kopoł groby na smentarzu. Jak ludzie przestoli go lubić, ruszył wew drogę do Wołtsiti gdzie mieszka gostek, co sprzedoł Vikowi flaszki, ale łon powidzioł, że ni wie skond mo flaszki (pewno był pijany jak je se kupowoł), ale wi, że w Wołtsiti jest jeden krypton, tylko ni wi jaki. Łud, aby dostać se do kryptonu, musioł wykonać misjony u takich śmisznych ludków, co to majom tako śmiszno skóra, a niktóre to nawet drzewo na łepetynie. Podejrzewom że to mogom być mutonty, ale ni jezdem pewin.
Po przeszukani kryptonu okazuje se, że kitu ni mo, a je pełno łoter czipów, a Volt Dłeler musioł tyla lotać. Nosz bohoter dowiaduje se, że jest krypton pitnasty obok Njiu Kalifornija Repabljik. Jak majom kit w tszynastym, to może i majom w pitnastym. Ale w kryptonie pitnastym to były tylko złe ludzie, co Łud ich wszystek powybijoł a kitu ni było. Były tam tokże komputyry, co se Łud dowidzioł gdzie leży krypton tszynasty i w podskokach tam popendzioł. Znalozł tam Volta (kryptona po amerykańsku), co w nim siedziały i ludzie i takie inteligentne goryle z pazurami. Detklawy chybać. Nosz bohoter naprowił komp detklawów i dostoł wreszczie upragniony kit.
Roszył do wiochy swej, lecz gdy tam dotorł to se okazoło, że jacyć Klawi wszystek prawie lud jego zabrali. Łod ta, co została, dowiedzioł se, że wzieli ich do niewoli takimi wielgachnymni bloszonymi ptokami. Polecieli se na południe. Na południu było cośka, co se zwało Nawaro, ale taki gościu wew fioletowym muwioł inoczej. Ale że Łud nie w ciemie bity, to sie zaro skapnoł, że fioletowy coś kryńci i go wykastrowoł. Wszedł do bazy i zabroł se tako fajno zbroja Adwencet Pałer Armor i plany tych ptoków bloszonych. Ruszył do Sanfrancisko, co mu fioletowy o tym powiedzioł, tam se wzioł wynajoł statka i popłynoł do tych Klawych.
Co se okazało, to ci Klawi to mieli manie wielgości i pomieszane wew łbach. Był taki nawet jeden, co to mówił, że jest prezydentem USA, a nawet my na wsi wimy że to ni prowda, bo prezydentem USA som Krzoki, a po amerykańsku muwią na to Busze. To Łud se wkurzył i zaczoł niszczać Klawych takim tam reaktorym, ale stąpnoł mu na drodze taki jeden gościu co nazywał se, jak taki jeden z takigo filma co na TVP 1 lecioł, co se zwoł "na linji łognia". Jednak Łud czytoł solucja i widzioł że trza w łoczy strzelać, to najłatwij gościa zabić.
W glori i chwole Łud łopuścioł Klawych i bardzo miły głos powidzioł nom rzeczy, które se później wydarzoły.
Hepi end
