Przygody Czołzen Łana
Idąc po pustyni świata postnuklearnego (ale mądre słowo!) Czołzen Łan spotkał gadającą głowę przodka.
-Kim jesteś?-Zapytała głowa szkieletu.
Jestem wybrańcem-Odparł godnie nasz bohater.
-Wybrańcem? Wcale nim nie jesteś!
-Jestem!-Zapeszył się Czołzen
-Nie jesteś!-wyśmiała go czaszka
-Jestem!
-Wcale że nie!
-Właśnie że tak!
-Wcale że nie!
-Właśnie że tak!
-Wcale że nie!
-Właśnie że tak!
-Wcale że nie!
-Własnie że tak!
-Dobra! Jeśli nim jesteś, to wejdź w ten portal.
Nagle oczom Czołzena ukazał sie niebieski wir.
-Wchodzę!
***
Ciemność. Słychac głosy.
-Nareszcie go mamy!
-A jeśli on nie jest wybranym?
-Zobaczymy...
***
Czołzen Łan obudził się w jakimś dziwnym ,stalowym pomieszczeniu. Na ścianie wisiała tabliczka: "I nadejdzie wybraniec!-Rockmenel, 6, 666". Czołzena zadziwiła głębia zdania. Nagle do pomieszczenia wszedł jakiś dziwny murzyn. Zaczyna mówić głębokim basem:
-Witaj, Czołzen Łanie!
-Skąd mnie znasz? I gdzie wogóle jesteśmy?
-Zostałeś wyrwany z Matrixa. Znam cię od dawna, nawet lepiej niż myślisz.
-Dobra. Jakie są moje ulubione lody?
-Pistacjowo, bananowo, kremowo, cytrynowe.-Odrzekł z powagą murzyn.
-Mhm... Powiedzmy. No więc gdzie jesteśmy?
-Na poduszkowcu M.S. Tinntonic.
-Co to jest? Jakaś wielka poduszka?
-Niezupełnie... Choć, pokażę ci.
Przeszli przez drzwi. Po środku stało 7 foteli dentystycznych.
-Oto nasz pokład. Oto cały skład: Jestem Morfeusz, kapitan Tintonica. Ta niezła laska przed tobą, to Trinity. Wróżka mówiła, że jest na ciebie napalona.
-Jaka, kurczę, wróżka?
-Sam zobaczysz. Tamten z kitą na głowie to Apoc. Uważaj, to homoseksualista! Tam dalej jest Switch, lubi podmieniać kabelki w naszych fotelach, przez co czasem wyrzuca nas do Świata Dysku. Tam dalej stoi Cypher, pędzi bimber pod pokładem. Jest zazdrosny o Trinity. Z chęcią wbije ci maczetę w plecy. Ten chłopak za toba z Cat's Paw'em to Mysz, cyfrowy alfons. Zapozna cię z ghoulicą w czerwini, jeśli chcesz... Ten, który gra sobie w sapera, to Tank. Jest naszym adminem, aczkolwiek czasem dla zabawy daje na nas namiar Agentom.
-Agentom?
-Cyfrowe programy, które są tylko po to, by nas zniszczyć.
-Za pomocą czego?
-Za pomocą broni, ciosów i gumowych kaczuszek.
-Jakich gumowych kaczuszek?
-Sam zobaczysz. Ten, który właśnie kradnie śrubki z pulpitu sterującego, to Dozer, mechanik i drugi admin, brat Tanka. Uwielbia grać w Qłeja po sieci z Agentami... Zwykle campuje, ale Agenci to hexerzy*, więc i tak nie ma dużych szans.
[Hexer-gracz który cheatuje w multiplayerze. Świetnym przykładem są Agenci, którzy dzięki cheatom grają 3 palcami, podczas gdy pozostałymi piszą wypracowanie na fizyke o Max Payne'ie i jego efektach, palcami stóp grają Marsz Imperialny na gitarze, żebami malują falsyfikat "Mony Lisy", a nosem piszą sms-a do chłopaka-dopisek autora]
-Ciekawy skład. A co ja mam tu robić?
-Ratować świat przed zagładą.
-Za pomocą czego?
-Czegokolwiek zechcesz.
-Nawet za pomocą turbokiślu?
-Nawet...
***
-No to siadaj w fotel!-Krzyknął Morfeusz.
-A po co?
-Zobaczysz...
Czołzen Usiadł. Nagle podszedła do niego Trinity, wzięła jakieś dziwne urządzenie i wsadziła mu je w usta Czołzenowi. Wybrany Poczuł nesamowity ból w okolicy języka. Nagle wszystko ustało. Przed nim stał Morfeusz.
-Tak wygląda Matrix. Ludzie żyją w nieświadomosci...
-Możemy przejść dalej?
-Jasne. No więc wyzwoliliśmy cię z Matrixa, byś uratował świat.
-Dobra. Ale ty masz fajny płaszcz. Też będę taki miał?
-Się zobaczy. Dla mnie możeszm mieć nawet dresy.
-A okularki? A buty? A cała reszta?
-Czekaj. Tank! Załaduj sklep odzieżowy.
Nagle odezwał się głos z nikąd.
-Jasne, szefie. Jaki dział? Z twoją ukochaną damską bielizną?
-Zamknij się! Po prostu wczytaj to co trzeba.
-OK...
***
-Oto wirtualny program "Tesco". Możesz kupić tu wszystko. Mokasynki, spodnie, bluzy, co tylko zechcesz. Jest także dział z bronią i ciosami. Wszystko za darmo.-rzekł spokojnie Morfeusz
-OK.
Czołzen poszedłdo działu z ubraniami. Kupił sutannę, jeansy, bluzkę z nadrukiem "I am the One", buty zimowe, plauszowy płaszcz i kwadratowe okulary.
-Po co ci sutanna?-Spytał zdziwiony Morfeusz.
-Tak dla picu. Jak zgubię płaszcz, to poproszę Tanka o sutannę.
-Mądry wybór. Ty narawde jesteś jedynym!
Czołzen Łan zdołał przez ten czas nauczyć wszystkich ciosów, jakie są na świecie.
Przeszli do działu z bronią.
-Czym chata bogata, tym rada!-uśmiechnął się Morfeusz
-Wow!-rzekł Czołzen Łan, po czym przeszedł podziwiać broń.
-Biorę dwie MP5, dwa Desert Eagle oraz bombę zegarową.
-Świetnie!
-Uwaga, uwaga! Za chwilę przybędą Agenci. Radzę się szybko zbroić...
-Musiałeś im dać namiar, nie?
-Przynajmniej zobaczymy wybrańca w akcji.
Nagle przez drzwi supermarketu wchodzi 3 Agentów: Smith, Brown i Jones.
-Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa, tego zabije!-wyrecytowali Agenci jednocześnie.
-Fajny rym! A teraz zatańczmy w rytm moich pocisków-odrzekł Morfeusz, po czym chwycił za Bazookę i wystrzelił.
Agenci uchylili się, skacząc prosto w wystawy dzid. Dwóch agentów po nadzianiu się zniknęło, a w miejscu ich ciał pojawiły się dwie gumowe kaczuszki, które popłynęły do drzwi.
-To to są te kaczuszki...
-Atakuj Smitha!-Ryknął Morfeusz, po czym ruszył na Agenta. Tym czasem Czołzen Łan podążał za żółtymi kaczuszkami. W tym momencie Morfeusz po wystrzeleniu cąłej amunicjii chwycił dzidę z wystawy i cisnął nią w idącego do działu z bronią Smitha.
-Chcesz mnie załatwić od tyłu? więc zmierzmy się na pięści, sławny Morfeuszu.
-Jak sobie życzysz, padalcu...
Rzucili się na siebie. Czas zwolnił. Kamera obkręca się wokół walczących. MOrfeusz z gracją nosorożcza kopnął Agenta w pierś. Ten odpowiedział ciosem w nos. Morfeusz spróbował ugryźć przeciwnika. Bezskutecznie. Agent wsadzajac kapitanowi Tintonica palce w nos, podniósł go i zaczął prowadzić do wyjścia.
-Pogadamy sobie...-Odparł spokojnie Smith.
***
Nagle w kieszeni Czołzen Łana zadzwoniła nowiutka Nokia 3510i, którą wziął ze sklepu.
-Halo?
-Czołzen Łan?
-Tak.
-Hotel Sobieski, pokój 18. Odbierz telefon, by teleportować sie do statku.
Jak usłyszał tak zrobił.
***
Smith jadł kolację w Mc'Donald'sie z Cypherem.
-Jaki jest PIN do komórki Morfeusza?-Zapytał Smith
-Nie wiem, nigdy mi tego nie mówił-odpowiedział z goryczą Cypher.
-Nie wiesz? Potrzebujemy go, aby włamać się do komputera Syjonu, ostatniego miasta ludzi i napuścić im wirusa "My Doom"
-Nie. Bedziecie musieli sami to z niego wydobyć.
W tej chwili Cypher zaczął się dusić. Został odłączony od fotela.Chwile potem zamienił się w żółtą kaczuszkę i powędrował do szybu wentylacyjnego.
-Nie żyje! Niech to szlag trafi!-Agent uderzył pięścią w stół, po czym zjadł resztki frytek Cyphera.
***
-Znowu Switch się potknęła o kable.-Warknęła Trinity. Nagle ogarnął ja niepokój. Światło na pokładzie zamigotało.
-Kogoś niechcący odłączyła!-ryknął Mysz, po czym ruszył w strone foteli. Switch leżała nieprzytomna.
-Cypher nie zyje.
-Chwała bogu, że nie Morfeusz!-odetchnęła z ulgą Trinity
-Apoc, ocuć ją, a potem do karcera!
***
Po tygodniowej kłótni postanowiono ratować Morfeusza.
-Ruszamy!-rzekła Trinity
-Ale najpierw idziemy do Tesco?-dopytywał się Apoc.
-Jasne-odopwiedziała.
-A gdzie Switch?-Zapytał Czołzen Łan.
-O Boże! Miałam ją wypuścić! Zapomniałam!-wykrzyknęła Trinity.
-W tych warunkach nawet nie masz co tam wchodzić. Ciało pewnie się już rozłożyło.-Odparł ze smutkiem Apoc.
-Mówi się trudno. Dozer! Masz tam posprzątać. Gdy wrócimy, ma lśnić!-prezmówiłała Trinity.
***
Czołzen Łan wziął swoje wcześniejsze uzbrojenie, Mysz zabrał miniguna, Apoc zagarnął dwa UZI, łom i Kałasza, a Trinity dorwała M60.
-Te, Czołzen Łan!
-Co chcesz Apoc?
-A co powiesz na małę sado moaso po misji? Wejdziemy w Matrixa i pobawimy się z Ghoulicą w czerwieni.
-Odwal się od mojej panienki!-Dołączył się Mysz.
-Przestańcie sie kłócić, ruszamy!-Skończyła temat Trinity.
W tej chwili Apoc upadł na ziemię, po czym zamienił się w kaczuszkę, która powędrowała do kanalizacjii poprzez ubikację w "Tesco".
***
-Uwaga, nadciągają Strażnicy!-poinformował Tank.
-Znowu? Czy te roboty nie mogą przestać?
-Widocznie nie. Bierz te śrubki od panelu sterowania i idź skręć działko. Może je załatwimy...
-Wzięłem już z fotela, w którym był Apoc.
-Jak to był?
-No bo jak zabrałem śrubki, to jego serce stanęło...
-O Boże...
***
Agent Smith przesłuchiwał właśnie Morfeusza w jakimś wieżowcu w centrum Warszawy.
-Jaki jest PIN do twojej komórki, Morfeuszu?
-Nie powiem wam!
-Mów!
-Takiego!
-No to zastosujemy lepsze metody. Brown, daj strzykawkę z serum prawdy....
-Znaczy spirytus?
-Dawaj i nie marudź!!!
***
-Szkoda Apoca.-rzekł Mysz.
-Nie marudź...-odparła Trinity.
-Ale to on najczęściej korzystał z mojej Ghulicy...
-Weźcie skończcie ten temat, bo mi się robi niedobrze!-Skończył rozmowę Czołzen Łan.
-Tank, zabierz nas tam, gdzie jest Morfeusz.
-Zrobione!-Rzekł głos jak zwykle z nikąd.
***
Cała trójka stała przed wielkim budynkiem, w którym był przetrzymywany Morfeusz.
-Ale to przecież Pałac Kultury!-Zdziwiła się Trinity.
-Nie szkodzi. Dary socjalizmu należy zniszczyć.-Powiedział Czołzen Łan
-Jak to zniszczyć?
-A jak myślisz, co jest w tej torbie? Bomba...
-Fajnie...
-Wodorowa.
-Zmieniam zdanie.
-Żartowałem...
Wtedy weszli do wielkiego gmachu pełnego kolumn. Naprzeciw nich stało 25 ZOMO-wców. Mysz uruchomił Miniguna, po czym odrzut wgniótł go w ścianę, przebił ją i wurzycił biedaka prosto pod jadącego Stara. Dzięki jego inicjatywie 15 policjantów lezało martwych. Czołzen Łan i Trinity pobiegli za najbliższy filar. ZOMO zaczęło ostrzeliwac ich z granatników. Wybraniec i dziewczyna zdołali schowac się za nastepny filar. Później jeszcze kilka kolumn zostało rozwalonych i została jedynny filar. Czołzen Łan rzucił pod kolumnę bombę, po czym wbiegł do windy, którą właśnie zamykała Trinity.
-Wesołego Alleluja!-Rzekł Wybraniec, po czym zdetonował bombę. Cały parter został zawalony...
***
Morfeusz nie wypił ani kieliszka eliksiru prawdy. Smith ledwo siedział na krześle, pozostali agenci już dawno spali. Nagle do Smitha zadzwonił telefon.
-Oni tu są? Hik! Będą nieżywi! Czy coś piłem? Nie. znaczy tak! Znaczy nie ja, ale Mor... Hik! Feusz... Przesłuchujemy go. Tak jest! Przepraszam i obiecuję, że... Hik! To się węcej nie powtórzy...
Schował telefon do kieszeni, po czym dał kopa śpiącemu pod krzesłem morfeusza Brownowi.
-Wstawaj! Trzeba rozprawić się z Czołzen Łanem!
-Ale czemu, szefie.
Dostał drugiego kopniaka
-Nie dyskutuj! Idź go załatw. Jest na dachu.
-Dobra. A czy dostanę trochę eliksiru na drogę?
-Zasuwaj w podskokach!!!
***
W tym samym czasie Czołzen Łan I trinity własnie byli na dachu.
-Pomyliłeś piętra!-Krzyczła wkurzona Trinity
-Dobra, dobra. Patrz, tam stoi MIG. Bierzemy go?
-No trzeba będzie. Tank, wczytaj mi sterowanie MIG-iem, ale to migiem!
-Jasne. Nie chcę was martwić, ale Dozerowi pochrzaniły się śróbki które pożyczył z pulpitu sterowniczego i teraz wszystko idzie na satelicie. Agenci już po was idą. Poza tym Dozerowi mózg upiekł się, bo wsadził niechcacy palce w jakiś kontakt...
-No ty to masz szczęście, Tank...
-Patrz!-Krzyknął Wybraniec. Przed MIG-iem stał agent, który ledwo trzymał się na nogach. Był pijany. Czołzen Łan wystrzelił kilka razy ze swoich dwóch Desert Eagle'ów. Agent chwiejąc się, uchylił się od kul. Nagle do czołzen dotarłzapach alkoholu. Mocnego. Czołzen padł powalony oddechem. Brown podszedł wolno, po czym wyciągnął swojego Desert Eagle'a.
-jesteś tylko człowiekiem...-Rzekł agent. Nagle zza jego pleców Czołzen usłyszał damski głos.
-Uchyl się przed tym.-rzekła Trinity, po czym strzeliła. Nie trafiła w Agenta, który chwiejąc się spadł z krawędzi budynku. Postrzeliła Czołzena w nogę.
-Celuj nastepnym razem lepiej!-krzyknął Wybraniec.
-Postaram się. Ale mimo wszystko pokonałam Agenta.
-Wzamian za moją nogę...
-Nie becz. Tank, załataj mu ranę.
-Już się robi szefowo!-odparł głsos z nikąd.
Nagle ból w nodze Czołzen Łana ustał.
-Dzięki!-jęknął Wybraniec.
-A teraz lecimy do wróżki!
-Tej? Aha. Jasne.
***
Dolecieli do odrapanego bloku na Woli. Powędrowali na najwyższe piętro, do drzwi z numerkiem 21. Drzwi otworzyła kobieta.
-Jestem Vendetta, wróżka. Wchodź, Czołzen, wchodź. Ty Trinity zostań. Wejdź do kuchni, młodzieńcze.
Czołzen stanął pod lodówką. Wróżka siadła przy stoliku i zaczeła palić kubańskie cygaro.
-Nie przejmuj się wazonem.-Powiedziała.
-Jakim wazonem?
Czołzen oparł sie plecami o lodówkę. Nagle ze szczytu lodówki zleciał wazon, który rozbił się z hukiem o głowę jedynego. Wybraniec rozpłaszczył się na ziemi...
-Tym wazonem, wybrańcu. Słuchaj: jesteś jedynym i uda ci sie pokonać Agentów. A teraz idź. Masz moje cygaro. Wyapl je, a poczujesz sie lepiej.
Czołzen doczołgał się do drzwi, wyrzucając w kąt kuchni zapalone cygaro. Ledwo wyszedł na korytarz, po czym wyszedł z Trinity przed blok. Ledwo wszedł Do MIG-a...
***
Wrócili nad Pałac kultury. Po obleceniu budynku dookoła, znaleźli okno z Morfeuszem. Zaczęli strzelać z karabinków zamontowanych na skrzydłach, zabijając Agentów. Morfeusz siedział niewzrusozny. Nagle poderwałsię z krzykiem, i wciąż przywiązany do krzesła wyskoczył z okna. Złapał się rakiety. Czołzen zawrócił, pozwolił zeskoczyć Morfeuszowi na dach budynku, wysadził Trinity, po czym sam zeskoczył. MIG bez pasażerów majestatycznie uderzył w Dar Socjalizmu...
Gdy zeszli z dachu budynku zadzwoniła komórka.
-Budka telefoniczna, metro, stacja Centrum.
-Jasne.
-Tylko szybko, bo impulsy lecą!
Dobiegli. Pierwszy teleportował się Morfeusz. Menel śpiący na ławeczce, gdy to zobaczył, oniemiał. Chwile potem w jego miejscu leżał Agent Smith. Trinity zdążyła sie teleportować, ale Agent znisczył słuchawkę. Jedyny został zmuszony do walki.
-Teraz pokażę ci styl walki bez walki-odparł spokojnie Wybraniec.
-Jak to?
-Patrz uważnie.-Nagle na peron wjechał pociąg. Czołzen wskoczył do niego, po czym drzwi się zasunęły. Agent zdążył wsadzić rekę między drzwi, ale pociąg ruszył. Agent biegnąc, nie zauważył ściany kończącej peron. Skończyło się to dla niego tragicznie. Czołzen wysiadł na Polach Mokotowskich. Nagle w jego kieszeni zadzwoniła jego Nokia.
-Hotel Sobieski, pokój 18.
-Już tam byłem.
-To wiesz jak trafić. Migiem!
-Migiem się nie da. Zniszczyłem go.
-Aha.-Tank rozłączył się.
Nagle Przed Czołzenem pojawiło się trzech agentów. Zaczął uciekać. Biegł tak przez Wolę, Stadion Dziesięciolecia, Aleje Ujazdowskie aż dobiegł do Hotelu. Już wbiegł do pokoju 18 gdy nagle po otworzeniu drzwi ukazał mu się straszny widok. Agent celował prosto w jego serce. Smith wystrzelił 3 razy. Czołzen Łan osunął się na ziemię. Smith sprawdził puls, po czym gdy się upewnił, że Jedyny nie żyje, zaczał iść w stronę windy, gdzie już czekali na niego Jones i Brown, którzy już wytrzeźwieli.
***
Trinity płacząc, klęczała koło ciała Czołzen Łana.
-Nie możesz umrzeć! Nie! A wiesz dlaczego? Bo... Bo wróżka mówiła, że gdy uratujesz świat, ja dostanę od Morfeusza chomika. A ja go chcę mieć! Więc ty musisz żyć! Proszę...-Nagle urządzenie do pomiaru pulsu znowu zaczęło pikać.
-Kocham cię! A teraz idź im nakop za mojego chomika!-Krzyczała z radości Trinity.
***
Nagle Jedyny wstał, otrzepał się i patrzył tępo na Agentów. Ci zaczeli strzelac. Czołzen Łan jednym ruchem ręki zatrzymał kule tuż przed swoją twarzą, wziął jedną, po czym upuścił. Wszystkie pociski posypały się na podłogę. Smith rzucił się na Wybrańca. Zaczeli walczyć, ale Jedyny z nudów zaczął dłubać jednym palcem w nosie. Potężnym kopniakiem Wybraniec odesłał Agenta do swoich kolegów.Smith nagle zamienił się w żółta kaczuszkę, która weszła do windy i zjechała na parter. Pozostali dawj agenci wyskoczyli oknem.
***
Czołzen stał w budce telefonicznej, dzwoniąc na infolinię Agentów.
-Tu ostra marysia, zostaw wiadomość...
-Smith, nie wydurniaj się. Wiesz że niedługo cię zniszczę. Niech tylko Pred napisze kolejne części...
-Dobra, dobra. To kiedy ta partia pokerka?
-Może jutro? Pasuje ci dwudziesta druga?
-Jasne. Jaka stawka?
-Co powiesz na Microsoft?
-Nie ma sprawy. gdzie gramy?
-W Mc Donald'sie?
-Żaden problem...
Jedyny odłożył słuchawkę, po czym wrócił na Tintonica, by szykowac się do gry ze Smithem...
Pred
|