< POSTKULTURA | << SERIALE
From the New World

From the New World From the New World (Shinsekai Yori)
Produkcja: Japonia 2012-2013
Reżyseria: Masashi Ishihama i inni
Scenariusz: Masashi Shogo i inni
Obsada: Risa Taneda, Kanako Tojo, Kana Hanazawa i inni
Muzyka: Shigeo Komori
Ilość odcinków/serii: 25 odcinków po 25 min.
Na podstawie: Yusuke Kishi - "Shin Sekai Yori" (powieść)

Natknąć się na wartościowe anime nie jest łatwo. A wśród nich można znaleźć także takie, których akcja rozgrywa się w realiach postapokaliptycznych. Trudno z początku orzec, co doprowadziło do końca świata w opartym na powieści (co warto zaznaczyć, nie na mandze, choć taka też istnieje) japońskiego pisarza, Yusuke Kishi'ego, Shinsekai Yori, czy też From the New World, co brzmi nieco bardziej zrozumiale (anime nie zostało oficjalnie przetłumaczone na polski, ale najbardziej rozsądnym tłumaczeniem byłoby Z Nowego Świata). Z każdym odcinkiem jednak odkrywamy, wraz z dorastającymi bohaterami, kolejne elementy tajemnicy, by w ostatnim odcinku wszystko mogło się skleić w sensowną całość. Czy coś może być nie tak w świecie, w którym ludzie są wszechmocni niczym bogowie, ale też nie prowadzą ze sobą wojen, ani nawet nie mogą skrzywdzić siebie nawzajem? I dlaczego nikt nie zdaje się zauważać, że ze szkoły znikają kolejne dzieci?

Produkcja została podzielona na trzy etapy, w których bohaterowie mają odpowiednio po 12, 14 i 26 lat (co, swoją drogą, uważam za bardzo dobry zabieg, który pozwala nam lepiej poznać bohaterów, zżyć się z nimi i zauważać charakterologiczne zmiany na przestrzeni lat). Koncentruje się głównie wokół dziewczyny, Saki Watanabe i jej przyjaciołach ze szkolnej grupy. Szkoła ta nie jest normalną szkołą, ma pomagać dzieciom w opanowaniu ich telekinetycznej mocy. Wzruszyłem brwiami, ale oglądałem dalej. Okazało się (na szczęście), że to wcale nie będzie infantylne, cukierkowe anime o szkolnym życiu młodych czarodziejów (choć czasem można odnieść takie wrażenie, ale nie warto się zrażać), ale momentami wręcz przytłaczająca historia o światowym spisku, dyskryminacji, dorastaniu, człowieczeństwie i wielu innych poważnych tematach. Ludzie żyją w dość, zdawałoby się, zacofanej społeczności gdzieś w Japonii. Od zewnętrznego świata oddziela ich "święta bariera", za którą nie zapuszczają się w obawie przed demonami. Wydają się też nie zaprzątać sobie głów fizyczną pracą, bo tę za nich niewolniczo wykonują szczuroludzie (queerats), uważający ich za bogów. Tysiąc lat od dziś fauna znacznie się zmieniła i często natknąć się można na zmutowane formy życia. Atmosfera tego anime bywa niepokojąca i paranoiczna - nie wiadomo, komu można ufać, kto jest dobry, a kto zły (a ostatecznie i tak trudno to ocenić pod względem moralnym), jaka decyzja będzie dobra, a jaka spowoduje tragiczne konsekwencje kilka lat później. Źle wychodzi, gdy twórcy próbują odstąpić na chwilę od tego klimatu, dając na przykład odcinek o rywalizacji w szkole czy taki, w którym niektórzy bohaterowie zaczynają się interesować tą samą płcią. Naprawdę, można było to sobie darować lub ująć bardziej subtelnie, choć daje to pewną wskazówkę co do tego, że społeczeństwo przyszłości jest całkowicie tolerancyjne. Dużo gorzej jest z tymi, którzy próbują dociec prawdy o tej pozornej utopii...

Graficznie nie jest źle. Oczy wciąż są duże, ale zrezygnowano z charakterystycznych dla anime kropli potu na pół twarzy i innych tego typu rzeczy. Zrezygnowano nawet z openingu. Być może udzieliła się powaga powieści. Muzyka, może nie jest wybitna, ale przyzwoita. Niektóre utwory (szczególnie te żywsze) mogą drażnić nachalnymi i w sumie słabymi elementami elektronicznymi, znacznie lepiej jednak odpowiadający za oprawę muzyczną Shigeo Komori poradził sobie z tym wolniejszymi, poważniejszymi, mającymi wprawić w refleksję, czy też wzruszyć. Warto też odnotować doskonałe użycie fragmentu klasycznej symfonii Z Nowego Świata (skąd musiał wziąć się tytuł), czeskiego kompozytora Antonína Dvoraka. Porusza i sprawia, że zakończenie na długo zapada w pamięć.

Shinsekai Yori to dobre anime. Skłania do myślenia i daje kawał dobrej, dopracowanej historii, podchodząc do tematu postapokalipsy w bardzo nietypowy sposób. Nie jest przesadnie brutalne i często od akcji ważniejsza jest rozmowa, a zwroty akcji i niedopowiedzenia, które pozwalają nam domyślać się pewnych rzeczy, sprawiają, że produkcja ta pozostaje w głowie i coś pozostawia.

Moja ocena: 7/10

© 2014 Zrecenzował Kamil 'Wrathu' Kwiatkowski

< POSTKULTURA | << SERIALE