zjAva II - relacja

zjAva II

Zacznę może od dojazdu. Byśmy mogli dojechać z Gliwic do Warszawy na czas, Neurocide musiał wyjechać z domu w sobotę o godzinie 2:00 i odebrać mnie z Gliwickiego placu Piastów o 3:00. Potem pojechaliśmy do Knurowa po Darkena (zakładany czas trasy - 25 minut). Nikt nie znał dokładnej drogi, ale daliśmy radę kierując się w stronę dużego supermarketu, pod którym mieliśmy go odebrać. Gdy dojechaliśmy okazało się, że nasz drogi Jacek siedzi jeszcze w domu i trzeba na niego czekać, przez co zaliczyliśmy 10 minutowe opóźnienie w drodze do Katowic. Tak! Spóźniliśmy się przez Darkena i przez to, że dwukrotnie pomyliliśmy zakręty, ale to już bardzo mało ważny detal. O godzinie 4:00 mieliśmy dotrzeć do Katowic, spóźniliśmy się ok. 10 minut. Mimo śniegu, gradu i wichury udało nam się być w miarę na czas, więc po raz kolejny - VIVA NEUROCIDE! Gdy przepakowaliśmy już wszystko z niebieskiego Seicento do auta przyszłości - czyli niczego innego jak Fiata Punto S Klasa - i dzięki uprzejmości Multideja skorzystaliśmy z jego toalety, wyruszyliśmy w pełnym pięcioosobowym składzie w drogę ostateczną. Ja, Multi, Basia, Neuro i Darken - pięcioro jeźdźców apokalipsy.

Samej trasy może nie będę wam opisywać, jako że dość już rozpisałem się na temat drogi wstępnej. Powiem tylko, że podróż zajęła nam ok. 5 godzin z jednym przystankiem na stacji benzynowej, należącej do jednego z najbardziej prestiżowych polskich koncernów paliwowych.

Konwent odbywał się w budynku XXI LO im. Hugona Kołłątaja przy ul. Grójeckiej 93 - dość dużej szkole o wysokim standardzie wyposażenia, z prysznicami i dużymi zadbanymi korytarzami. Po dotarciu na miejsce część ekipy wypakowywała nasze bambetle, a ja wraz z Neurocidem zostaliśmy wytypowani drogą zgłoszenia jako ekspedycja poszukująca kartonów w tej ogromnej aglomeracji.

Z zamiarem wyszabrowania sporej ilości materiału na prelekcję składania makiet do Neuroshimy: Tactics, wybraliśmy się na pobliski targ. Od niesamowicie uprzejmych (M. pyta: Dzień dobry. Ma pani może na zbyciu choć jeden niekoniecznie cały karton? Nie musi być ładny, może być podarty, bo potrzebujemy ich do robienia makiet budynków. Odpowiedź sprzedawczyni: Nie! - zbiła nas z nóg) kramikowych sprzedawców dowiedzieliśmy się, że kartonów na targu jest jak na lekarstwo i nikt nie użyczy nam nawet jednego podartego. Otrzymaliśmy za to informację, że w niezbędny nam materiał możemy się zaopatrzyć na pobliskiej hali sklepowej. Tam od pani z piekarni otrzymaliśmy tyle kartonu, że starczyło na makiety i zostało mi jeszcze na tyle, aby stworzyć sobie z niego karimatę. Podczas naszej wyprawy poznaliśmy również ważne punkty strategiczne w postaci sklepów z jedzeniem i papierosami. Całość znajdowała się niecałe 50 metrów od wyjścia ze szkoły.

Na wstępie zostaliśmy odpowiednio powitani i powiadomieni, gdzie znajduje się Portal Room o wdzięcznym numerku P1. I tak oczywiście zdążyłem się zgubić, myląc pierwsze piętro z parterem, ale pozwoliło mi to zapoznać się z lokalizacją dużego Games Roomu znajdującego się w auli. Po dotarciu na piętro właściwe wpadłem na ustawianie naszego stoiska i rozwieszanie banerów reklamujących nasze produkty. Z pomocą HEX'a i jego ekipy (dzięki chłopaki!) poszło nam to niesamowicie sprawnie. Naprzeciwko stoiska mieliśmy zaraz Org Room. Swoją drogą pierwszy raz spotkałem się z tym, że orgowie nie bunkrowali się gdzieś po kątach, lecz mieli swoją siedzibę w samym centrum budynku. Duży szacun za odwagę! Przywitano nas po raz kolejny z otwartymi ramionami, ugoszczono nas darmową wodą mineralną, zaproszono do korzystania z ich czajnika i drukarki. W tym momencie zaczęła się pierwsza prelekcja Multideja. Tematem było makietowanie oraz Neuroshima: Tactics. Na stoisku pojawiali się również pierwsi zainteresowani.

Około godziny 12 dowiedziałem się, że mój Randomowy Turniej Zombiaków II, przestał być randomowy, ponieważ orgowie chcieli mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Było to bardzo miłe, jednak nie pozwoliło mi się odpowiednio przygotować i została mi godzina na zebranie ludzi, co przy moim wcześniejszym założeniu 3 godzin z wywieszaniem informacji i chodzeniem po korytarzach wydawało się wręcz niemożliwe do zorganizowania. Do tego termin nie do końca mi pasował, bo o 16:00 miałem prowadzić prelekcję o Ruinach, a po wcześniejszych turniejach wiedziałem, że to jednak trochę za mało czasu na ogarnięcie wszystkiego oraz stworzenie profesjonalnego eventu. W międzyczasie znalazła się również osoba, która miała prowadzić sesję Neuroshimy i trzeba jej było przygotować ledwie wypakowane materiały na sesję. We wprowadzeniu graczy niezaznajomionych jeszcze z Zombiakami II pomógł mi Michallus. Trwało ok. 6 minut, bo jest to naprawdę szybka, prosta i łatwa do nauczenia się karcianka. Jak ktoś z was zaprzeczy, to wyślemy na niego hordę radzieckich zombie, opuśćcie więc swoje buńczucznie wyrzucone w górę ręce. W godzinę zebrałem 14 osób na turniej, zauważyłem tam również kilka osób z poprzednich organizowanych przeze mnie starć ziombiako-ludzkich. Była wymieniana przeze mnie w raporcie z Falkonu (bodajże #35 numer Gwiezdnego Pirata) Asia, która wręcz rozwaliła starszego od siebie ok. 10 lat faceta. Tutaj też mnie nie zawiodła i pokonała swojego pierwszego przeciwnika, jak na młodego, ambitnego dowódcę przystało. Był też ratownik medyczny z Innych Sfer. Poczułem rodzinny klimat konwentowy i musiałem się powstrzymywać przed rozpaleniem ogniska i wyciąganiem gitary. Organizatorzy zapewnili nam nagrody na 3 miejsca, wręcz błagając mnie, abym je przyjął (sic!). Turniej, mimo problemów z miejscem i ilością talii, zaliczam jako udany. Jak jednak pisałem, nie wyrobiliśmy się z czasem, bo gra finałowa została przerwana prelekcją jednego z finalistów. Przenieśliśmy ją na godzinę 17:00, a zombiaki nie odeszły z terenu konwentu głodne.

Po turnieju miałem godzinę na dopięcie prelekcji o Ruinach. Poszła mi w moim odczuciu dobrze. Dziękuję również Mózgowi za pomoc przy GLIŹDZIE i wsparcie podczas prowadzenia. Po prelekcji zatrzymałem się, aby przez jakiś czas spełniać swoje obowiązki na stoisku i pogadać trochę z ludźmi zainteresowanymi naszymi produktami. Czekałem też na prelekcję o inSpectres prowadzoną przez Neuro i Multiego. Widziałem wcześniej ich kombinezony i uznałem, że to jest taki must see. Z czystym sumieniem ogłaszam, iż była to najlepsza prelekcja, na jakiej byłem. Neuro z podekscytowania aż skakał po całej sali, gadając o pogromcach duchów, stworów i upiorów. Zagraliśmy również coś na kształt aktywnej minisesji, aby uczestnicy poznali mechanikę i ten specyficzny sposób indiasowego prowadzenia. Jeśli ktoś nie miał wcześniej styczności z tego typu fabularkami, na pewno było to dla niego czymś nowym i niepowtarzalnym.

Uważam, że to właśnie dzięki tej prelekcji zebraliśmy aż 18 pogromców i musieliśmy podzielić się na trzy grające ekipy. Wraz z moimi ludźmi zagraliśmy dwie sesje, z czego ja prowadziłem tylko jedną, a przy drugiej przekazałem pałeczkę jednemu z wcześniejszych graczy. Bawiliśmy się dobrze, gracze założyli swoją filię od podstaw, napisali mail i umówili się na spotkanie z wysłannikiem swojego inwestora, który w rezultacie zasponsorował im wypasiony samochód. Jednym słowem, zrobiliśmy wszystko od podstaw. Niestety kości były przychylne graczom i wypadało dużo szóstek, przez co sesja niemiłosiernie się skróciła. Odnoszę jednak wrażenie, że udało mi się zarazić graczy swoim inOptymizmem.

Po sesji spotkałem się z Mateuszem Zarodem, Darkenem i Luckiem. Gadaliśmy o konwencie i zrobiliśmy sobie więziennego LARP-a. Kto nas widział ma teraz wytłumaczenie, dlaczego ci kolesie darli się na siebie na korytarzu, rozmawiali o spacerniaku i "pucowali się" wzajemnie.

Drugi dzień konwentu przeleciał mi bardzo spokojnie. Reszta ekipy miała swoje ostatnie prelekcje, a ja większość czasu spędziłem rozmawiając z ludźmi i składając stoisko. Zagraliśmy też z Basią i Michallusem w Madżonga. Wyjechaliśmy z miejsca o godzinie 16:00.

Dzieląc podsumowanie imprezy na plusy i minusy będę musiał się trochę rozpisać. Był podobno bar konwentowy, jednak ze względu na jego lokalizację nie udało nam się go odwiedzić. Nie widziałem też żadnych ulotek z pizzerii ani dostawców jedzenia. Widocznie wszystkim wystarczało jedzenie ze stołówki, choć sam nie miałem okazji go spróbować, to dwoma osobami, które miały coś do powiedzenia na jej temat, są Neurocide i Multidej. Jedzenie podobno było dobre, choć bułki trochę drogie jak na swój rozmiar. Brakowało mi na konwencie śmietników na korytarzach, nie widziałem żadnego, a przyzwyczaiłem się już do przyklejonych do ściany worków, aby śmieci nie trzeba było chować po kieszeniach. Nie wiem, czy była jakaś osoba zajmująca się toaletami, gdyż te przy Games Roomie były definitywnie nie odwiedzane przez żadnego z organizatorów przez co najmniej 4 godziny, skutkiem czego ich standard negatywnie mnie zaskoczył. W całym budynku była masakrycznie śliska podłoga, co po założeniu mojego obuwia zmiennego zapewniło wam widok kaczki, tudzież szpaka tańczącego na lodzie. Tutaj praktycznie kończy się moje narzekanie, bo nie było niczego więcej do przyczepienia się. Przy wejściu znajdowała się obsługiwana przez kompetentnego orga szatnia z numerkami oraz automat z kawą, pilnowano, aby każdy posiadał obuwie zmienne, lub wydawano za skromną opłatą szpitalne ochraniacze. Na całym konwencie, mimo braku śmietników, było dość czysto. Było gdzie usiąść i pogadać, bo stołów i krzeseł był tam dostatek. Na II piętrze znajdowało się centrum sesji RPG, gdzie było pełno miejsc oznaczonych jako sesyjne, zarezerwowanych tylko dla graczy i mistrzów.

Na terenie konwentu odbyło się niesamowicie dużo sesji, pełnych gam systemów RPG. Od nieznanego mi systemu o walkach na ringu WWE, po mhrroczne i klimatyczne sesje Zewu Cthulhu. Jak to mówią, dla każdego coś miłego. Organizatorzy byli bardzo pomocni i udostępniali nam herbatę, kawę, czajnik oraz wodę, więc bardzo sprawnie wkupili się w nasze łaski. Games Room był jak na każdym konwencie, po prostu oblegany przez graczy. Znajdowała się tam dość bogata biblioteka gier, dlatego każdy mógł wybrać to, co chciał, nie czekając, aż jakaś plansza się dla niego zwolni. Po raz kolejny orgowie próbowali poprowadzić statystykę sesji i po raz kolejny nie udało nam się na nią wpisać. Portal bardzo przeprasza, ale z takim grafikiem byliśmy bardzo zabiegani i mamy masę innych wymówek z armią Molocha jako nasza prywatna ochrona włącznie. Cały konwent uważam, za bardzo pozytywny i mam zamiar odwiedzić każdą kolejną jego edycję.

© 2011 Maciej 'Dr Rectum' Szpakowski

<< SPOŁECZNOŚĆ | RELACJE I REPORTAŻE