Stary Port - minikonwent RPG

Stary Port

Raport ze Starego Portu - by Dr Rectum

1. Wstęp
Widziałem, zwiedziłem, zagrałem i oceniłem.... Czy warto było się udać na Gliwicki miniKonwent RPG organizowany przez Portal? Co tak naprawdę straciliście? Aby Wam odpowiedzieć, zacznę najlepiej od samego początku. Wstałem o 6:10 celem ogolenia się - przewijamy trochę do przodu - ...pożyczyłem od kolegi aparat co by zdjęcia ładnie wyszły - znów przewijamy - no i dotarłem na miejsce.

Już od samego płotu przywitał mnie wspaniały banner informujący o imprezie. Na drzwiach hardo wisiała kartka z napisem proszę pukać. Udałem analfabetę i dziarskim krokiem wkroczyłem przez próg aby ujrzeć jury, złożone z trzech mile wyglądających mut...ork... errr, ludzi. W czasie rozmowy poproszony zostałem o zdradzenie celu wizyty oraz uiszczenie symbolicznych 3 złotych na poczet imprezy w niezatapialnym i nieprzenikalnym skarbcu, nazywanym dla niepoznaki "puszką na po ciastkach". Wybrałem opcję gracz i umieściłem regulaminowe X tam gdzie mi kazali. Zapytacie mnie o wybór sesji? Wiadomo - Neuroshima. Po złożeniu podpisu i wstępnej inicjacji zostałem poproszony do Oficjalnej Poczekalni Starego Portu.

Znalazłem tam:

* Dużo krzeseł
* Kilka pustych stolików
* Jeden stół pełen wszelkiego rodzaju podręczników, gier karcianych oraz planszowych (później doszedł notebook Darkena)

2. W oczekiwaniu
Po krótkim rekonesansie wśród fabularek, zagłębiłem się w lekturę anglojęzycznego "Full Metal Fantasy" osadzonego w steampunkowo-magicznym świecie rodem z Planescape: Torment. Nie zabrakło też planszy do Neuroshimy HEX!, starych i lubianych Deadlands oraz Dzikich Pól. Od lektury oderwało mnie zaskakujące jak na takie imprezy pytanie: "Kto chce herbaty?". Od razu poczułem się jak "w domu" z grupą znajomych z dawnych lat. Naprawdę duży respekt za udostępnienie czajnika, nieograniczonego źródła herbaty, jednorazowych kubów oraz uwaga.... CUKRU - towaru tak deficytowego w naszych czasach (przynajmniej według pewnej firmy, w której pracuję). Po rozgrzewającej dawce glukozy i teiny przyszło mi stanąć twarzą w twarz ze smutną wiadomością. Sesja Neuroshimy wraz połową innych zostały odwołane z powodu małej ilości chętnych. Nie od dziś wiadomo, iż Polacy sobotę jako dzień święty czczą i wstawać rano nie wypada. No trudno, wśród systemów z listy znałem tylko Świat Mroku, Zew Cthulhu oraz Warhammera więc wybrałem (jak mój MG zresztą) pozycję pierwszą, po czym wraz z drużyną udałem się do session room'u.

3. Przygoda w Świacie Mroku
Naszym Narratorem (Mistrzem Gry w "Świecie Mroku") był Maciej zwany Farindlem. Graliśmy na wcześniej stworzonych przez niego postaciach, aby maksymalnie skrócić czas poznawania i utożsamiania się z naszymi rolami. Już na samym początku zorientowałem się, że owszem... ołówek zabrałem ale grafitów niestety nie. Całe szczęście Obi uraczył mnie jednym ze swoich, którego z powodu jego niebywałej czujności, nie udało mi się zwędzić na kolejną sesję. Z puli postaci wybrałem sobie jedyną kobietę. Wszyscy mnie znacie z moich ukrytych transseksualnych skłonności więc nie pytajcie dlaczego. Po bardzo sprawnym przedstawieniu nam naszych profili Maciek zabrał się za narrację dramy (kolejne "oryginalne" określenie z WOD). Standardowo nie obyło się bez obowiązkowych (wedle moich osobistych doświadczeń z sesji Wampira: Maskarady) w tym systemie żartów co około 15 minut i kupy śmiechu. Szybko się wciągnęliśmy i zaczęliśmy grać tak, jakbyśmy znali się od dobrych paru lat. Żartem sesji był tekst: "Kamienne Węże z Próżni" czyli luźna interpretacja wypowiedzi pewnego kapłana Majów, która doczekała się zresztą drucianej rzeźby stworzonej naprędce przez jednego z graczy (widoczna na 7 zdjęciu przy rękawie pana z kostkami). Jako, że godziną zero była 13:00, o tej właśnie godzinie musieliśmy skończyć sesję. Narrator zmuszony był urwać wątek pełnym napięcia momencie, a drugą część skończymy już podczas spotkań Klubu Gier Fabularnych w gliwickim MDK na Barlickiego. Pierwsza tura była właśnie tym co nazywam towarzyską grą integracyjną i była naprawdę świetnym wstępem dla osoby spoza "środowiska hardkorowych graczy".

Stary Port

4. Druga przerwa
Po powrocie do poczekalni uderzyła mnie duża ilość zasiadających tam osób. Można nawet stwierdzić, że zaczęło się robić tłoczno. Najwidoczniej reszta śląskiej Polonii wybudziła się ze snu sobotniego i zawitała do Starego Portu. Spora część graczy i MG uległa zaproszeniom do pobliskiej jadłodajni w celu odnowienia zapasów energetycznych, zatracając się w rozkoszy smaku tak, że musieliśmy na nich czekać zastanawiając się czy w ogóle powrócą na czas. Dzięki wspaniałomyślności niejakiego Darkena, poznałem świat i zasady działania nowego INDIE RPG pt. "The Shadow of Yesterday", za którego przyszłe polskie wydanie towarzysz informator będzie zresztą odpowiedzialny. Z czystym sumieniem stwierdzam, iż bardzo mi się spodobał system prowadzenia przygód, mechanika i sposób rozwijania postaci w grze. Do tego całość osadzona jest w UWAGA!... postapokaliptycznym świecie Fantasy jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie widzieliście! Grać nie grałem, gdyż stwierdziłem, że wolę się przygotować do nowych zasad gry i nie zepsuć nikomu zabawy. Zapanował również niemały chaos (CHAOS!!!) gdy jeden z mistrzów gry postanowił umieścić 2 różne systemy na swojej karcie wpisów, i gracze podzielili się na dwie frakcje: Zwolenników grania Igorem w "My life with MASTER" i zwolenników "Houses of the Blooded", które jest takim L5K, tylko bardziej opartym o walkę słowem niż kataną. Sam niegodziwiec zniknął w jadłodajni zostawiając swój telefon podłączony do ładowarki w budynku MDK. Niestety nie było już możliwości zagrania w Neuro, gdyż Multidej, który był jedynym prowadzącym, zmuszony był zdezerterować z pola bitwy. Gdy tylko się dowiedziałem, iż nie jest mi pisane zostanie Igorem, ani wojownikiem pustkowi udałem się ze starą znajomą z gimnazjum na sesję WFRP. Nie, w sumie to się na nią wkręciłem...

5. Niesamowita przygoda pewnej drużyny
Największą ciekawostką tej sesji było to iż na 6 osób w podziemnej sali (w tym 2 kobiet) było aż 3 Maćków! Więc Ja-Maciek, Farindel-Maciek i MG-Maciek byliśmy tak jakby Maćkami dominującymi. Większych problemów to nie przysporzyło gdyż, nasze postacie miały własne unikalne imiona i profesje. Drużyna była raczej standardowa. Było po jednym przedstawicielu z każdej klasy, a ja sam wybrałem sobie z kart postaci Łowcę Czarownic - Renegata. Profesja dość ciężka do prowadzenia, ale dzięki wyśmienitej narracji Mistrza Macieja, naprawdę poczułem klimat przygody. Zmuszony jestem stwierdzić, że przygoda i sposób prowadzenia Maćka były niepowtarzalne i jeszcze nigdy nie grałem w tak klimatyczną sesję Warhammer'a. Wielkie gratulacje! Szczegółów fabuły zdradzać nie będę, gdyż autor scenariusza zapewne będzie chciał go jeszcze kiedyś poprowadzić, a gra ze spojlerem nie była by wtedy tak emocjonująca, jak odkrywanie wszystkiego kawałek po kawałku. Ledwie mieszcząc się w czasie skończyliśmy 5 minut przed godziną 17:00 (o której trzeba było zacząć zwalniać budynek). Po wymianie uprzejmości z uczestnikami oraz ekipą Portu i otrzymaniu zaproszenia do uczęszczania na spotkania Klubu gier fabularnych w MDK udałem się z powrotem do smutnej rzeczywistości.

Stary Port

6. Wrażenia i podsumowanie
W ten oto sposób doszedłem do ujęcia całej imprezy w krótkim podsumowaniu, opisania wszystkich jej plusów i minusów oraz wyrzucenia z siebie wszystkich wewnętrznych przemyśleń związanych z organizacją i stopniem profesjonalizmu organizatorów. Pozwolę sobie podsumować każdą pozycję oceną w skali szkolnej od 1 do 6.

Zacznę od reklamy: Tutaj tak trochę dziwnie, bo ze znanych mi serwisów widziałem tylko wzmiankę na Paradoksie, na facebook'u Portalu i żadnego plakatu w mieście. Większość ludzi była znajomymi znajomych. Wiadomo, że plakaty kosztują, ale parę informacji na tydzień przed imprezą na kilku serwisach zahaczających o tematykę RPG prawdopodobnie zwiększyło by ilość ludzi. No ale dobrze, że nie było ich mniej. [Ocena: 2]

Organizacja: Wszystko przeszło w miarę sprawnie i luki w programie spowodowane małą frekwencją udało się szybko naprawić. Dużym plusem była wspomniana wyżej herbata i duża ilość podręczników, które można było czytać bez żadnych ograniczeń. Dostęp do laptopa i możliwość zarejestrowania się na stronie wmig.erpg.pl były dużym udogodnieniem. Twarda ręka trzewika trzymała graczy w dobrej organizacji i nie było zbyt dużego chaosu. Ogólnie rzecz biorąc, organizatorzy stanęli na wysokości zadania. [Ocena: 5]

Klimat: Nie było tutaj nieudolnych prób LARP'owania czy krzyków przez całą salę i biegania w amoku. Wszyscy gracze cechowali się wysoką kulturą wypowiedzi, i nikt nikomu nie wciskał swoich poglądów. Było miło, śmiesznie i wesoło, także nie miałem większych problemów z aklimatyzacją i za to duży plus dla całej imprezy.[Ocena: 5+]

Sesje RPG: Mistrzowie gry byli doświadczeni i wiedzieli o czym mówią. Byli bardzo dobrze przygotowani i nie było tutaj mowy o górach diamentów i "złotych łaniach", z którymi miałem nieprzyjemność się spotkać na niektórych sesjach w przeszłości. Obydwie przygody, w których uczestniczyłem były utrzymane na bardzo wysokim poziomie. Chyba po raz 20 pochwalę tutaj sesję WFRP z Maćkiem ^_^ [Ocena: 6]

Podsumowując: Całość na pewno wryje mi się w pamięć i będą to głównie pozytywne wspomnienia. Polecam przyszłe edycje oraz zapraszam do Gliwic na spotkania Klubu Gier Fabularnych w MDK który odbywa się w każdą środę w godzinach 15:30 - 20:45 na ul. Barlickiego 3, gdyż właśnie tam spotkać można większość uczestników Starego Portu. Istnieje również możliwość zagrania w "The Shadow of Yesterday" oraz Fabularną Neuroshimę i HEX'a!

Stary Port

© 2010 Maciej 'Dr Rectum' Szpakowski
Zobacz także: Stary Port - galeria zdjęć na schronowej Picasie