< PUBLICYSTYKA | << RELACJE I REPORTAŻE
Polcon 2016 - relacja

Polcon 2016 - relacja: ilustracja

Relacja z Polconu 2016, który odbył się we Wrocławiu w dniach 18-22 sierpnia w kompleksie Hali stulecia.

Subiektywny obraz konwentu naszkicowany przez specjalnego korespondenta Trzynastego Schronu, który ochotniczo, z pełnym poświęceniem tropił na Polconie wątki postapokaliptyczne oraz dające się w jakikolwiek sposób pod postapo podciągnąć. Bez przesady jednak. Byłem za swoje. Łaziłem gdzie chciałem i opisałem tylko fragment swoich peregrynacji. Brakuje w relacji głównych punktów imprezy? Nie mamy pańskiego płaszcza, i co pan nam zrobi? I tak jest zbyt obszernie.

Genialna miejscówka! Jednak przy tej liczbie wystawców i fanów (nie chcę się sprzeczać czy 4,5 tysiąca to dużo czy mało) nie wszystko zagrało. Games room urządzony pod centralną kopułą Hali stulecia był majstersztykiem. Olbrzymia, klimatyczna przestrzeń. Duże stoły, na których swobodnie mieściły się gry bitewne i nawet najbardziej rozbudowane planszówki, były okupowane przez wielu zapalonych graczy. Mimo to dla kolejnych chętnych zawsze znalazło się jakieś miejsce. Pozdrowienia dla Franka (niestety nie zapytałem o nazwisko), dzięki któremu uniknęliśmy żmudnego czytania rozbudowanej instrukcji i wątpliwości, nieuniknionych przy rozgryzaniu nieznanej gry. Wprawdzie Abys nie ma nic wspólnego z postapo (oprócz ogranej już Neuroshimy Hex niczego kanonicznego w wypożyczalni nie było), ale wygrałem, więc informacja jak najbardziej na miejscu, jako dowód strategicznych kompetencji korespondenta.

Polcon 2016 - relacja: ilustracja

Skąd się wziął wspomniany wyżej młodzian? Z dłuższej i bardzo ciekawej dyskusji, jaka rozwinęła się po prelekcji "Gry planszowe od zera" (wartość informacyjna zbliżona do tytułowej), kontynuowanej przed halą. Nieskrępowany tematem prelegent, marketingowiec jednego z czołowych wydawnictw, miał wiele do powiedzenia, podobnie jak autor mechaniki kilku popularnych planszówek. Ot, cała tajemnica. Nie sposób przewidzieć co człowieka spotka za chwilę i jak się skończy to, co się (dobrze lub źle) zaczęło. Niby jak w życiu, ale na konwencie trochę bardziej.

Gwiazdy były w wystarczającej ilości, mimo że część z zaproszonych gości w ostatniej chwili odwołała przyjazd. Tylko wystawcy nie dopisali. W długim i szerokim korytarzu otaczającym centrum hali swobodnie zmieściłoby się kilkakrotnie więcej stoisk. Kto liczył na zaopatrzenie się w gadżety, książki czy gry srodze się zawiódł. Nie było tak, że niczego nie było, tylko wybór (bez względu na asortyment) bardzo skromny, a poczucie pustki przygnębiające. Uzupełnianie marketingu mainstreamowych wydawnictw mija się z celem, głos z pustkowi nie będzie słyszalny w chórze pochlebców. Zakupiłem za to skromną książeczkę podejrzewaną o schronowe klimaty. Nazwisko autora, Pawła Jakubowskiego, nic mi nie mówiło. Całkiem niesłusznie, jak się okazało po sprawdzeniu. O wydawnictwie pierwszy raz usłyszałem z jego ust, choć wygląda na to, że prężnie działa na lokalnym, szczecińskim rynku. Tu ewentualna recenzja może mieć jakieś znaczenie. O ile powstanie i ktoś ją przeczyta.

Nie mogłem się oprzeć. Zdjęcie stoiska jest ukłonem w stronę Wiktula z sojuszniczego portalu. Skoro zrecenzował książkę, to może pokusi się o recenzję wychodzącej ponoć gry? Jakby co, rozmawiałem i mogę służyć szczegółami. Poświęcenie ma jednak swoje granice, więc prelekcje Artura Szyndlera odpuściłem.

Polcon 2016 - relacja: ilustracja

Kontrast z Pyrkonem uderzający. Dominujące wrażenie? Dysproporcja. Za mało ludzi w tej przestrzeni. Dobrą stroną był swobodny dostęp do wszystkich atrakcji, a nawet możliwość rozmowy z autorami reklamującymi swoje dzieła. Złą, brak charakterystycznego dla konwentów klimatu. Przebierańcy, wróć; cosplayowcy, byli, a jakże, niektórzy bardzo atrakcyjni, jednak wrzucenie ich fotek w tekst zrodziłoby fałszywe wrażenie. Przeważała stateczna publika, nieskłonna do zakładania frymuśnych ciuszków. Nawiasem mówiąc, organizatorzy dali ciała właśnie przy cosplayu, zmieniając termin finałów kilka dni przed rozpoczęciem imprezy. Powód? Niewielka ilość zgłoszeń. Potwierdza to tezę o dość wysokiej średniej wieku obecnych we Wrocławiu fanów fantastyki.

Odbywający się równolegle, przed samą halą, festiwal food trucków rozwiązał problem wyżywienia. Może nawet zbyt skutecznie, konkurując o czas i portfele konwentowiczów. Ceny słone, a każda kieszeń ma dno. Uwidocznioną na planie strefę cateringu skasowano już w czwartek, nie wytrzymała rywalizacji z kilkudziesięcioma barami na kółkach. W sumie nie narzekam, przynajmniej było co robić, jak nie było co robić. Niezbędna informacja z tematycznego zakresu strony: piwo było zacne i w dużym wyborze. Kawa również.

Polcon 2016 - relacja: ilustracja

Krótką sesję fotograficzną zaplanowałem na niedzielne przedpołudnie. Akurat lało. Pechowo, bo wcześniej i później pogoda była świetna. Nie jestem japońskim turystą, nie mam też profilu, który musiałbym pod groźbą utraty uznania uaktualniać. Zrobiłem tylko niezbędne minimum. Squonk powinien docenić, że mimo opadu cyknąłem specjalnie dla niego fotkę iglicy wytyczającej jedynie słuszny kierunek. Następnego dnia zaczęli ją obalać do konserwacji. Nie mogłem nie uwiecznić!

Polcon 2016 - relacja: ilustracjaNa koniec przemyślnie zostawiłem to, co zgodnie z oficjalną hierarchią dziobania powinno być na początku. Cremé de la cremé, czyli prelekcje i panele. Odbywały się zasadniczo w sąsiadującym bezpośrednio z halą Centrum kongresowym. Umiejętność bilokacji byłaby przydatna, bo interesujące punkty programu biegały często stadami. Typowy koncept na konwentowy panel: zapraszamy kilku wygadanych i oczytanych gości z nadzieją, że sobie poradzą. I dawali radę. Nawet w uszczuplonych składach, nawet wtedy, gdy nie zjawił się prowadzący i nie bardzo wiedzieli o czym mają dyskutować. Jeśli obgadali wcześniej sprawę przy piwie (było takie publiczne wyznanie), to dyskusja toczyła się zasadniczo merytorycznie. Jednak zawsze było zabawnie, nawet jeśli goście gubili się w dygresjach i informacyjna zawartość spadała.

Prelekcje miały większy rozrzut. Od z gruntu złych, przez poprawne maturalne prezentacje, aż po uniwersyteckie wykłady. Od razu mówię: na żadnej słabej nie byłem. Doświadczenie ułatwia selekcję. Skąd zatem taka generalizacja? Cóż, nie byłem sam. Na konwent nie powinno się jeździć solo, bo pozaprogramowe atrakcje stracą smak. Przekrój wiekowy ekipy był spory, od potencjalnego dziadka, aż po trzymanego na chlebie i wodzie licealistę. Opisuję dokładniej tylko to, co widziałem i słyszałem. Manga i anime ani mnie ziębią, ani grzeją, strefę Niuconu omijałem szerokim łukiem. Wcale jednak nie trzeba być osobiście na prelekcji, by stwierdzić, że streszczanie kolejnych odcinków kolejnych serii (piątkowe "Anime w Polsce"), to zło absolutne.

Polcon 2016 - relacja: ilustracja

Nawet wiodące, wyróżnione lokalizacją (sala główna), punkty programu nie były wolne od przypadłości. Niedzielna dyskusja o "Elementach filozofii i religii w fantastyce" mogłaby się dla mnie skończyć po erudycyjnym, bardzo atrakcyjnym jednak wprowadzeniu Klaudii Heintze, w którym przekonująco dowodziła, że każdy fan fantastyki jest filozofem. Miłe i prawdziwe. Z chaotycznej reszty zapamiętałem rozważania o decyzji Froda Bagginsa. Czy przyjęcie przez niego brzemienia pierścienia można uznać za wyraz religijnego zawierzenia? Zdania były podzielone, stosownie do wyznania wiary dyskutantów.

Ponieważ trzon panelistów pozostał za stołem, to zrezygnowałem z następnej, obleganej "Erotyki w fantastyce" i wybrałem "Warsztaty pisania recenzji Marcina Rusnaka. Liczna - ku zdziwieniu prowadzącego, zrozumiałemu zważywszy na konkurencję - publika, została sprawnie przeprowadzona przez meandry i mielizny tego gatunku literackiego. Doświadczenie prelegenta (autor fantastyki, recenzent, literaturoznawca) zaprocentowało. Wieczornym koncertem w konwentowej Tawernie udowodnił, że nie tylko słowem, ale i gitarą sprawnie się posługuje. Było głośno. Na zewnątrz także.

Nawet teraz ogarnia mnie smutek na wspomnienie prelekcji "Obcy w literaturze science fiction. Na przykładzie Stanisława Lema", która odbyła się w piątek w reprezentacyjnej auli. Nie była zła, porządny uniwersytecki wykład, chociaż próby "ufajnienia" nie były szczególnie udane. Zdecydowały względy pozamerytoryczne. Słuchaczy było znacznie mniej niż foteli. Prawdę mówiąc każdy miał swój rząd. Co najwyżej czterdzieści osób przyszło. Pustki. Lem ze szczętem umarł? Szkoda, ale nie można mieć pretensji, konwent to przede wszystkim rozrywka. Sam też wybierałem z karty.

Nie mogę nie wspomnieć o Zajdlu. Było (w przeciwieństwie do Lema) spore zainteresowanie i potraktowano go z właściwą atencją. Zaproszono Jadwigę Zajdel i dedykowano cały cykl programowych atrakcji. Byłem tylko na dwóch sobotnich, "Janusz A. Zajdel, ojciec polskiej fantastyki socjologicznej" i "Dystopie". Prym wodził Jacek Inglot, który pokusił się nawet na sformułowanie tezy o historycznym uwarunkowaniu (fiasko gierkowskiej modernizacji) polskiej fantastyki socjologicznej. Prawdziwość tezy zweryfikuje najbliższa przyszłość, pojawienie się (lub nie) nowej fali tego typu utworów.

Polcon 2016 - relacja: ilustracjaJedną z osi Polconu były kolejne moduły "Konferencji naukowej: Fantastyczne światy". Zamiast pierwszego wybrałem prelekcję Simona Zacka (Szymona Żakiewicza) "Mad Max – postapokaliptyczne uniwersum George’a Millera". Po części z poczucia obowiązku, w końcu to jedna z ikon postapo. Nie żałuję. Energetyczny, kompetentny przewodnik po filmowych pustkowiach skusił mnie czymś zupełnie innym jeszcze raz (tzw. drugi wybór) następnego, niedzielnego już poranka, gdy odbiłem się od zamkniętych drzwi za którymi miano przedstawiać "Planszówki krok po kroku" (zastępcę nieobecnego autora ściągnięto, ale drzwi pozostały zamknięte.) Ilustrowana slajdami gawęda "Mitologia Cthulhu i postać H.P. Lovecrafta" wspomnianego Zacka trzymała poziom, podobnie jak poprzednia. Tak forma, jak i warstwa informacyjna – bez zarzutu, choć i bez niespodzianek. A konferencja naukowa? Poszedłem na drugi moduł i wyszedłem po dziesięciu minutach. Zacięta, prowadzona w absolutnym milczeniu, walka prowadzącej z laptopem nie dawała widocznych rezultatów i nie wróżyła dobrze. Już nie wróciłem do jednego z głównych punktów zaplanowanego programu. Sinusoida.

Drugi biegun zatem. "Apokalipsa zombie – nieumarli ponad konwencjami", piątkowy panel skupiający młodych (względnie) autorów fantastyki, zaczął się standardowo od wzajemnego poklepywania się po plecach. Do bardziej zaawansowanych (intelektualnych!) pieszczot nie doszło, rozwinęła się za to żywa dyskusja o ewolucji i znaczeniu motywu. Z pełną odpowiedzialnością mogę zaręczyć, że zombie nie zemrą (jakkolwiek to brzmi) w najbliższym czasie naturalną śmiercią. Więcej, ich życie po życiu może mieć sens.

Szczegółowe opisywanie indywidualnych i zbiorowych przewag tuzów polskiej literatury fantastycznej mija się z celem. Każdy kto choć raz był na konwencie wie, że mają oni wszelkie niezbędne przymioty, dzięki którym mogą skutecznie przykuwać uwagę słuchaczy. Zatem na koniec tylko garść zaskoczeń i jazda obowiązkowa, czyli co nieco o postapo. Tematyki wyczerpać się nie da. Można by złożyć setki relacji i każda byłaby inna. Równolegle odbywało się co najmniej kilka, a czasem kilkanaście różnorodnych wydarzeń.

Jednym z zaskoczeń niedzieli była obecność Ewy Białołęckiej na panelu postapo "Jak przetrwać koniec świata". Tekstem, "panowie troszeczkę histeryzują..." ustawiła wytrawnych interlokutorów i nadała ton dyskusji. Kompetencje potwierdziła parę godzin później w jednoosobowym, z założenia absurdalnym show "Perfekcyjna Pani Zony". Nie zdawałem sobie sprawy z tego ile niezbędnych i potencjalnie morderczych gadżetów może się kryć w damskiej torebce i stroju!

Polcon 2016 - relacja: ilustracjaZ chwaleniem uznanego autora jest jak wyważaniem otwartych drzwi. Bez sensu. Każdy może zajrzeć i sprawdzić, czy pasuje mu to, co zobaczył. A jeśli drzwi dopiero uchylone i nie wiadomo do końca jak przestrzeń zostanie umeblowana? Ryzyko. Chciałbym jednak zwrócić uwagę fanów postapo i fantastyki militarnej na Przemysława Kardę. Wprawdzie od Interregnum (ku konfuzji autora) się odbiłem, ale po konwencie obiecałem sobie wrócić. Na poniedziałkowej prelekcji "Jeśli koniec świata, to jaki? Fale cywilizacji" pokazał erudycję, dając przegląd najważniejszych koncepcji (Toffler, Huntigton, Fukuyama). Dwa dni wcześniej, na panelu "Fantastyka militarna" (zdominowanym nawiasem mówiąc przez Magdalenę Kozak) udowodnił, że potrafi wykorzystać swoje militarne doświadczenia. Na czwartkowej prelekcji "Żołnierze przyszłości, fikcja czy rzeczywistość?" nie byłem, ale nie mogła być zła, skoro do rozmowy na korytarzu spontanicznie włączyła się fanka z konkretnymi, niebanalnymi wyrazami uznania.

Dlaczego nie byłem? Bo jeszcze nie wiedziałem, że warto sprawdzić. Nie spodziewałem się niczego oryginalnego. Egzoszkielety i militarne zabawki już mnie nie rajcują. Było o czymś zupełnie innym. Z jednej strony szkoda. Z drugiej, nie byłbym wtedy na równoległej prelekcji "Mity o micie arturiańskim" i nawet nie wiedziałbym co tracę! Dorota Guttfeld błyskotliwie wypunktowała rozbieżności pomiędzy popkulturowym obrazem rycerzy okrągłego stołu, a tym co można znaleźć w źródłach, głównie, choć nie tylko, u Thomasa Mallory’ego. Ogrom materiału i związany z tym widoczny pośpiech, nie zaburzył klarowności wywodu. Wzorzec!

Polcon 2016 - relacja: ilustracja

Wszystkim - nie tylko potencjalnym autorom, ale i czytelnikom - którym się wydaje, że fantastyka, niezależnie od gatunku, to takie luźne, niezobowiązujące bajdurzenie o różnych częściach ciała Maryny, obowiązkowo polecam "Światotworzenie: praktyczny poradnik". Tym którzy wiedzą, że wiarygodny świat jest równie ważny jak bohater i fabuła też polecam. Masa inspiracji, omówienie podstawowych zależności i popularnych błędów na konkretnych przykładach. Dyscyplina i konsekwencja w tworzeniu fantastycznego świata to podstawa. Krzysztof Piskorski wyraźnie nie zmieścił się w założonym czasie i nie dane mu było - mimo apelu publiczności i braku następnej prelekcji w zajmowanej sali - dokończenie tematu. Obiecał rozbudowę do dwugodzinnego bloku. Trzymam za słowo.

Ambiwalencja? Niewłaściwe określenie. Wrażenia były i są pozytywne, jednak w organizacyjne wpadki dałyby się we znaki w gorszych okolicznościach przyrody. Chaos w relacji? To tylko odbicie opisywanej rzeczywistości, a także dowód na to, że była ona pełna życia. Z prasowej akredytacji nie korzystałem. Czytelnicy wiedzą, że schronowe młyny mielą powoli. Nie należy tworzyć szkodliwych precedensów, które mogłyby stać się podstawą do przyszłych, z definicji bezpodstawnych, skarg i zażaleń. Będzie kiedy będzie, to bardzo słuszna zasada. Jest zatem. Jak zawsze w terminie.

© 2016 Jerzy 'Jerzy' Kubok

< PUBLICYSTYKA | << RELACJE I REPORTAŻE