Pewne spojrzenie na postapo

"Pewne spojrzenie na postapo" - krótki felieton o istocie postapo.

Jak można zdefiniować termin "postapokalipsa"? Z pozoru wydaje się to proste - jednoznaczne powiązanie przedrostka tego słowa (post-) z rdzeniem wyrazu, czyli "apokalipsą", sugeruje coś bardziej lub mniej związanego z szeroko rozumianą zagładą ludzkości, upadkiem Ziemi czy każdym innym końcem świata. Ludzie są pojmowani jako istoty rozumne, mają jednak zadziwiającą skłonność do samodestrukcji. Z pewnych przyczyn, i pod wpływem różnych czynników, wpadli więc na pomysł dokumentowania swoich idei i myśli na temat tego, jak ów koniec świata mógłby wyglądać za pomocą różnych dziedzin sztuki. Co więcej - niezwykle interesujące stało się dla nich, co się stanie później, jak i czy w ogóle dałoby się przeżyć, czy egzystencja na świecie po zagładzie jest możliwa? Myślę, że słowo "postapokalipsa" idealnie definiuje właśnie taką postawę, wytwory artystyczne, a nawet mentalność.

Sięgnijmy jednak do korzeni. Apokalipsa, to według judaizmu i chrześcijaństwa rodzaj proroctwa czy też przepowiedni, które dotyczy czasów ostatecznych. Dosłowne tłumaczenie tego słowa, to "objawienie" (z języka greckiego). Dlaczego o tym piszę - terminologia religijna jest tu bowiem istotnym czynnikiem, który niejako uformował późniejsze pojmowanie, odnoszące się do wizji finalnych dni życia na Ziemi. Pierwsze dzieła literackie, które traktowały o końcu świata, były uznawane za święte księgi różnych religii. Mity, baśnie, przekazy różnych kultur od zawsze wspominały o dniach ostatecznych, które powodowały te czy inne bóstwa. Obecnie słowo "apokalipsa" kojarzy się jednak z samym końcem świata, a nie jego zapowiedzią.

Gdzie tu postapo? Jak najbardziej istnieje! Praktycznie każda taka wizja mówi o tym, jak będzie wyglądał świat po zagładzie. W religii chrześcijańskiej jest to tysiącletnie panowanie Chrystusa pośród ludzi, którzy w niego uwierzyli, w mitologii skandynawskiej ufano, że zmartwychwstały Baldur przyniesie Ziemi spokój i szczęście. Pozostaje także kwestia roku 2012. Według Kalendarza Majów grudzień 2012 roku jest dla niektórych czasem końca ludzkości. Jest o nim coraz głośniej właśnie z tego względu (a także na szeroko reklamowany film Rolanda Emmericha), jednakże zapomina się, że dla samych Majów oznacza jedynie koniec pewnej epoki - fakt, zakończonej kataklizmem, ale jednak nieoznaczający ostatecznego kresu życia na Ziemi. Coś się jeszcze będzie działo. Takie przykłady można mnożyć.

Nie można zapominać także o Matce Naturze, która żyje swoim życiem, a które ludzie skutecznie jej uprzykrzają. Wielu wierzy, że w końcu może ona wziąć odwet na pasożycie, wirusie, jeśli mogę zastosować takie matriksowe skojarzenie, który kala jej oblicze, czyli na nas. Istnieją jednak czynniki, na które nie mamy absolutnie żadnego wpływu, czyli na przykład katastrofy kosmiczne. Zagrożenie z nieba jest jednak mało prawdopodobne. Według skali Torino, do tej pory tylko jedno ciało niebieskie otrzymało więcej niż 1 stopień, a wyróżnionych co najmniej jednym punktem zostało mniej niż 10 obiektów. Nie przeszkadza to jednak w kreowaniu mniej lub bardziej wymyślnych wizji na ten temat, jak choćby w filmach "Armageddon" (co ciekawe słowo zaczerpnięte z Biblii) czy "Dzień Zagłady". Postapokalipsa w tego typu obrazach jest jednak jak najbardziej optymistyczna - wielu udaje się przeżyć i wspólnymi siłami zaczynają odbudowę swojej planety, swojego domu.

Jednak ludzie, jak to ludzie - wydaje im się, że bardziej ciekawie jest wtedy, gdy zakończenie nie jest z gatunku "happy-end" (przynajmniej do pewnego momentu, by gdy już przyjdzie zmierzyć im się z tragedią, brać nogi za pas). W pewnym sensie sami jesteśmy sobie winni. Nie kto inny, ale ludzie sprowadzili na samych siebie potencjalne zagrożenie zagładą. Terroryzm, wojny, broń masowego rażenia, wspomniane problemy natury ekologicznej, to wszystko powodujemy my sami i to wszystko w konsekwencji może doprowadzić do samoeksterminacji rasy ludzkiej. Zegar Zagłady był co prawda najbliżej północy w drugiej połowie lat 50., jednak od bez mała 20 lat sukcesywnie się do niej przybliża. Koniec Ziemi spowodowany przez jej mieszkańców jest w chwili obecnej najbardziej prawdopodobny.

Co wyróżnia postapokalipsę? Recenzując filmy czy książki osobiście skupiam się na kilku aspektach. Najbardziej oczywistym wydaje się ten jeden: świat po zagładzie - wojnie (niekoniecznie nuklearnej), katastrofie ekologicznej/ekonomicznej/kosmicznej, inwazja obcych/zombie/uświadomionej sztucznej inteligencji, epidemie/plagi i to wszystko, o czym była już mowa nie raz i nie dwa. Dodałbym od siebie tylko dwie kwestie: po pierwsze, taka apokalipsa nie musi dotknąć naszej planety w całości, lecz skupić się jedynie na pewnym obszarze. Niby oczywiste, ale mówiąc czy słysząc słowa "koniec świata", zwykle ma się na myśli ten świat w całości. Druga sprawa, to obecna w wielu obrazach kwestia uwięzienia ludzi w zamkniętych obiektach, zwykle w samym centrum dramatu, który rozgrywa się tuż obok. Choćby w naszej ulubionej grze, Falloucie, krypty i ich wpływ na psychikę człowieka czy w obrazie Franka Darabonta na podstawie noweli Stephena Kinga, "Mgła" (książki jeszcze nie miałem okazji przeczytać, dlatego opieram się na filmie, jednak ufam, że będziecie wiedzieć, o co mi chodzi). Zauważyłem, że jest to nieodłączny element utworów "w klimatach" i pozostaje on dla mnie jednym z wyznaczników postapo. Oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku.

Jest jeszcze jedna kwestia, nad którą często się zastanawiam, i która jest mi bardzo bliska artystycznie. Do jej opisu idealnie pasuje jeden z tematów forum - pre- i postapokalipsa najpierw rodzi się w głowach ludzi. Końcem świata człowieka wcale nie musi być zewnętrzny kataklizm, lecz upadek świadomości i człowieczeństwa. Jeżeli z własnego wyboru lub na skutek pozornie nawet niezależnych zdarzeń człowiek pogrąży sam siebie i nastąpi w nim nieodwracalna przemiana, czy też ostatecznie śmierć, uważam, że można wtedy mówić o personalnej apokalipsie. Mam tu na myśli przykładowo - zatracenie się w nałogu, załamanie się, wyrzuty sumienia i wiele innych. Nie chcę się odwoływać do swojej twórczości, gdyż byłaby to próżność. Proponuje zatem skuszenie się na takie filmy, jak: "Babel", "21 gramów", "Requiem dla snu" czy "Control", a dla fanów muzyki wsłuchanie się w sens takich utworów, jak: "Bohemian Rhapsody" grupy Queen, "Last Kiss" Wayne'a Cochrana - najbardziej znany w wykonaniu Pearl Jam, "Aleja nr 6, grób nr 4" polskiej formacji hip-hopowej Nagły Atak Spawacza czy wielu kawałków zduńskowolskiej kapeli NieBoNie. Zachęcam do głębszego zastanowienia się i refleksji nad taką postapokalipsą.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla niektórych taka analiza pojęcia "postapokalipsa" to nadinterpretacja, jednak ja będę ustawał przy swoim. Koniec świata, jakikolwiek by on nie był, dotyczy człowieka w najczystszej postaci, jego zagłady lub przetrwania, śmierci lub egzystencji. Wiem też jednak i szanuję to, że serwis internetowy, na łamach którego mogę się udzielać, odwiedzają przeważnie fani tej katastroficznej wersji postapo. Mam tego świadomość i nigdy nie będę specjalnie szturmował taką interpretacją, ale też nigdy od niej nie odejdę. Może w końcu kogoś przekonam?

© 2010 Michał 'Veron' Tusz

< NAUKA I TECHNIKA | << POSTAPO W NAUKOWYM PODEJŚCIU