<< TWÓRCZOŚĆ | << POEZJA
Piosenka dla Przybysza z Krypty


Kiedy już ze szczękiem zawarły się grodzie
Źle strawione męstwo odbiło w żołądku
Jak niedopieczona iguana Boba
(Mająca coś z nerek, serca i wątroby)

Kiedy już zostałeś kaleką i świętym,
Z grobu powstałym co je niemowlęta,
Mieczem aniołów mordercą i gnidą,
Amatorem trunków i recydywistą

Złodziejem i mordą-ach-naszą-kochaną,
Wybawicielem i zmorą karawan;
Gdy umilkły szlochy fałszywego żalu

Nie odwróciłeś się - log out w terminalu

Patrząc w bezkres przed sobą
Bezradny jak sam Bóg
Spytałeś czy bohater to wszystko by mógł

Święty nie moczy kostek w cuchnących kanałach
Nie zbawia ghuli-szczurów i pań o płatnych ciałach
Po wyprutej już setnej, dwusetnej serii z rzędu
Bohater w bohaterstwie nabiera rozpędu
I nie rzyga w piasek - już nawet nie resztkami
Lecz zmaltretowanymi chyba wnętrznościami
Nie zdarza mu się nigdy nawet onieśmielić,
Gdy w tłumie dzieciakowi kolano przestrzeli

Na herosie lśni zbroja już ją pachołkowie
Wkładają na rycerza ten coś im odpowie
Ze swadą - chwalą elokwencję, klaszczą
Ty stoisz jak półgłówek z rozdziawioną paszczą -
- Z pragnienia wyschło gardło

W nocy zaś jak dziecko
Za wcześnie położone spać poza kolebką
Śpisz w pozycji embriona, której psycholodzy
Przypisują niemożność trzymania na wodzy
Lęku, uraz dziecinnych i czego tam jeszcze
Sam nie wiesz - z gorączki czy strachu te dreszcze

Pod twoim pancerzem sześć już warstw bandaży
Choć pokancerowany, nie chcesz się odparzyć
W mrok przyszłej sławy niewidzące oczy
Wbijasz i myślisz - Kto to koło toczy?
Bóg, ta dziecina zabawką znudzona,
Czy robak ludzki, co się wgryzł w jej łono?

Powoli odchodząc, kreślisz pytajniki
Na ziemi już cudzej, nie żegnając z nikim
Nazajutrz przejdzie tędy karawana - świta
Wraz z bydłem zdepcze znak twój. Kupiec - nie przeczyta...

© 2011 Cichutki Spec