Pociągi, które dojechały do kresu swej podróży na wieczne czasy,
długie kolumny samochodów zatrzymane w gigantycznym korku, który już
nigdy nie ruszy, wnętrze przedszkola, gdzie już nikt i nigdy nie
pozbiera rozrzuconych zabawek i nie spocznie na leżaczkach
przeznaczonych na poobiednią sjestę, sarkofag z ziemi i betonu
skrywający ukryte pod nim zło...
I zieleń, przesadnie wybujała zieleń niczym nie okiełznanej przyrody
wdzierająca się do wnętrz opuszczonych domostw, rozsadzająca
betonowe płyty blokowisk, gdzie w szczelnie zamkniętych oknach
odbija się krwawym blaskiem zachodzące słońce.
Tych okien też nikt już nie otworzy za naszego życia, żadna głowa
nie wychyli się zza firanki i nie zawoła w stronę podwórka:
-Sasza, Tania! Obiad na stole!
W tych domach nikt już nie mieszka, nie słychać żadnych śmiechów i
nawoływań, nie słychać ptasich treli, nie zaszczeka pies...
To miasto umarło cywilną śmiercią w dniu, gdy nastąpił Wielki Wybuch
Reaktora Atomowego.
To miasto nazywa się Czarnobyl...