< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Kevin Powers - Żółte ptaki

Okładka książki 'Żółte ptaki'

Autor: Kevin Powers
Tytuł: Żółte ptaki
Oryginalny tytuł: The Yellow Birds
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2013
Liczba stron: 288
ISBN: 978-83-63944-12-4

Wojna się nie zmienia...
...Ale zmienia ludzi.

O pewnych rzeczach należy mówić prosto... lub wcale. Taki wniosek bardzo łatwo wysnuć, obcując z dziełami (pop)kultury poświęconymi największym ludzkim dramatom. Wielkim dramatem jest niewątpliwie wojna. Dzieła o niej traktujące - niekoniecznie. Opisując krwawe konflikty, dużo łatwiej otrzeć się o zadęcie, patos czy sentymentalizm, niżby miało to miejsce w przypadku sztuki nieco bardziej kameralnej, osnutej wokół bolączek pojedynczych ludzi. Innymi słowy - nietrudno przeszarżować.

Tymczasem Żółte ptaki Kevina Powersa to powieść, którą z dnia na dzień okrzyknięto arcydziełem. Najlepszy Debiut 2012 według Guardiana. Nagroda Fundacji Hemingwaya i PEN Clubu. Nominacje do innych nagród. Miejsca w licznych rankingach "Naj-..." i "Top ten" dla książki minionego roku. Entuzjastyczne recenzje. I do tego wszystkiego fakt, że ...Ptaki to powieściowy debiut. Nawet zachowując zdrowy dystans, trudno nie zaciekawić się tą nagłą falą krytycznego jednogłosu.

Żółte ptaki stały się w równym stopniu beneficjentem, co ofiarą tego zgodnego zachwytu. Bowiem rzeczywiście oczarować potrafią. Mogą jednak odstraszyć tych czytelników, którzy kojarzą hasło "książka o wojnie" wyłącznie z brutalną, męską opowieścią. Z szorstką, nastawioną na akcję historią o twardych facetach.

Sama fabuła nie jest szczególnie oryginalna. Natrętne skojarzenie z Szeregowcem Ryanem przyjdzie na myśl pewnie nie tylko mnie: z podobieństw mamy budzącą litość matkę, jej syna (tym razem jednego, jedynego), którego trzeba ocalić i fakt, że syn ten poszedł na wojnę. Niekoniecznie w tej kolejności co do wagi i niekoniecznie podobnie, jeśli chodzi o szczegóły losów filmowego Jamesa i literackiego Daniela, zwanego Murphem. Linia fabularna obejmuje z grubsza wszystko to, co staje się udziałem ofiar wojny: żołnierzy, ich rodzin, cywilów - lęki, nadzieje, rozczarowania, traumy, (roztrzaskane) idee i motywacje. Niechronologiczny, retrospektywny sposób jej podania związany jest ściśle z pierwszoosobową narracją, będącą zapisem wspomnień młodego szeregowca, Johna Bartle'a. To z perspektywy Bartle'a śledzimy fabułę, dosyć też charakterystycznie fragmentaryczną i rozmytą, jak ma to miejsce w literaturze wspomnieniowej i "rozliczeniowej". Tłem wydarzeń są współczesne zmagania amerykańskiej armii w Iraku, zaś miejscami akcji: wirginijskie Richmond, irackie miasto Al Tafar i Kaiserslautern w Nadrenii. Wojenny, bolesny epizod z życia Johna autor oparł na ledwo kilku sylwetkach, na pierwszy rzut oka dość typowych (naiwny żółtodziób, cyniczny weteran, etc.). Czym Żółte ptaki tak zachwyciły krytykę?

Diabeł tkwi w szczegółach. Ich piękno bywa w Żółtych ptakach anielskiej urody.

War never changes... To nie oryginalności treści będziemy szukać we współczesnej wojennej historii. Wojna jest niezmienna. Także i dwa podstawowe sposoby na formę - brutalny, naturalistyczny oraz wzniosły, romantyczny - już widzieliśmy. Właściwy trop wiedzie nie ku samej zawartości, a proporcjom - i tu można powiedzieć: ciepło, cieplej, gorąco.

Powers precyzyjnie połączył ze sobą momenty "anielskie" z wizją piekła; poetycką, głęboko humanitarną wrażliwość na piękno, życie, przemijanie - z naturalistycznymi, wstrząsającymi obrazami tragedii. Uniknął przy tym pokusy podsuwania odbiorcy morałów i gotowych rozwiązań. "Amerykańscy chłopcy" nie są u niego ani zbawicielami narodu, ani wyłącznie niewinnymi ofiarami rządzących i generalicji. Bartle ma dwadzieścia jeden lat, Murph osiemnaście, kiedy ich losy się łączą. Są więc z jednej strony mocno nieopierzeni, z drugiej - już w wieku, w którym nie można chować się pod matczyną spódnicą, świadomi własnych decyzji. W równym stopniu trudno ich bronić, co potępić. Oskarżać zaś się nie da bez rzucania kamieniem. Ich relacja nawiązuje się szybko, niejako mimochodem i w cieniu pewnego subtelnie zarysowanego fatalizmu (niemającego jednak wiele wspólnego z górnolotnie pojętym "przeznaczeniem"). Jeśli jest to przyjaźń - to trudna, nie do końca zdefiniowana i mocno zdeterminowana przez wojnę, która u Powersa nabiera cech spersonifikowanej, mrocznej siły. Zaciągając się do armii, każdy z bohaterów nieco dodał do wizerunku tej złej pani, karmiącej się lękiem. Lękiem tak silnym, iż w końcu zwyciężył - poddał mu się wrażliwy Murph, poddał Bartle, lekkomyślnie składając obietnicę matce przyjaciela.

Za wojną podążają też chłopcy mniej malowani, tacy jak sierżant Sterling - mężczyzna tak skomplikowany, w tak mroczny i pokręcony sposób kierujący się regułą osobliwie pojętej sprawiedliwości - że równocześnie przeraża i budzi współczucie. To w równym stopniu sprawna maszynka do zabijania, agresywny świr, co opiekun i prawdziwy brat łata dla podkomendnych.

Podobną niejednoznaczność, świetne operowanie światłocieniem widać też w odniesieniu do bohatera zbiorowego. Nienawiść Amerykanów do "hadżich" jest wybuchową mieszanką desperacji, żalu po stracie i prób odczulenia się na zabijanie. Nie jest to otwarta i bezpodstawna wrogość do drugiego. Murph, Bartle, Sterling, inni - podważają sens wojny, swojego w niej udziału, borykają się ze zmorami sumienia. Tyle, że... nadal walczą. Niektórzy uczestniczyli w walkach już wcześniej, wiedzieli na co się piszą. Nie da się ich wybielić. Z kolei mieszkańcy Al Tafar - nie są świętymi męczennikami "pod butem" amerykańskiego "okupanta". Muzułmanie bynajmniej nie przebierają w środkach, umieszczając bomby w zwłokach i niszcząc siedliska "swoich". Pociski lecą ze wszystkich stron, krzywdzi każdy. Pytania o cel i sens wojny gasną najszybciej. Później - jakiekolwiek inne pytania. Zostaje już tylko przytłaczające zmęczenie, w którym jedynie wspomnienia, zniekształcone i fragmentaryczne, podsuwają czasami odpowiedzi. Odpowiedzi tych nie udzieli już, jeśli w ogóle, człowiek zdrowy, lecz ten zniszczony przez wojnę.

Wywołane nią trwałe rozdarcie autor pokazuje na wielu płaszczyznach: fizycznej (sięganie po nieobecny karabin, automatyczne szukanie kryjówek w otoczeniu), psychicznej i duchowej. Ta ostatnia oznacza utratę tożsamości: ten, który wrócił, nie poznaje tego, który wyjechał. Człowiek podzielony nie ma już jednego czasu i jednej przeszłości; ma za to strzępki samego siebie z różnych czasów i miejsc.

Wiarygodność przeżyć Bartle'a i fikcyjnych przecież, ale poruszających zdarzeń, mógł osiągnąć Powers dzięki własnej biografii; sam był żołnierzem walczącym w Iraku. Al Tafar to anagram miasta, w którym służył. Byłoby jednak rażącym uproszczeniem twierdzić, że tylko pisarza-żołnierza stać na podobny autentyzm. Mocnym atutem Powersa jest forma. Głębię debiutu zawdzięcza przede wszystkim zdolnościom literackim.

Autor nie szafuje opisami krwawych jatek. Nie skupia się nawet na samej walce. Akcję montuje niespiesznie, z rozmysłem, wybierając z głowy bohatera pamięciowe "kadry", urywki i łącząc je tak, że chaos pamięci Johna nie jest bynajmniej chaosem w strukturze powieści. Wielość rozważań Bartle'a, przemycanych w jego refleksjach sądów, spostrzeżeń - nie przytłacza, choć nie wszystkie są odkrywcze, szczególnie zapadające w pamięć czy wiążące dla fabuły. Ba, niektóre nużą lub podane są w nieco przyciężki sposób. Te słabsze momenty pisarz rekompensuje jednak celnością obserwacji, empatią i umiejętnością czułego, ale nie sentymentalnego pisania o rozterkach serca. Świetnie rozumie, że szept głośniejszy jest czasem od krzyku, ale i z powodzeniem krzyczy. Nie ogranicza się przy tym do meandrowania po zakamarkach duszy Bartle'a. Wykorzystuje także siłę opisu scenerii, zapomnianego nieco dzisiaj na rzecz dialogów i "dziania się". Od pierwszego zdania: Wojna próbowała nas zabić wiosną, zderza ze sobą porządek natury i chaos konfliktu, wplatając w książkę szczegółowe, ale nie przeładowane, niekiedy bardzo liryczne obrazy. Opisy "raju utraconego" - pozostawionej za frontem Wirginii, zniszczonego sadu, zrujnowanego Al Tafar, są nie tylko doskonale plastyczne, ale przedstawione z prawdziwym talentem. W dużej mierze dzięki nim właśnie, ...Ptaki to książka poruszająca, na wskroś smutna, nawet przytłaczająca. Ale i nie pozbawiona ciepła; Powers pisze przejmująco, ale nie mrocznie. Wzrusza.

Do jakiego stopnia? Czy "arcydzielnego"? Żółte ptaki = książka bez wad?

Stworzył Powers literaturę refleksyjną, wymagającą wytężenia uwagi. Taką rzadko się dziś pisze. Tymczasem fama poszła w świat, oczekiwania czytelników zostały wyśrubowane. Może się stać tak, że pod presją medialną godną nacisków Bladaczki, czytelnik-Gałkiewicz zwyczajnie się zbuntuje, gdy zamiast obrazów z książki na wskroś militarnej (np. szczegółowo opisanych walk), znajdzie wielostronicowe zapisy uczuć i myśli.

A te wypadły miejscami dość kanciasto. Pytanie, ile w tym winy autora, a ile... tłumacza. Spora część tekstu wygląda na dokładną kopię angielskiego formatu budowy zdania, w którym wymaga się dokładnego określenia podmiotu i przynależących do niego elementów. W efekcie, momenty szczególnej lotności pisarskiej kontrastują z zaawansowaną zaimkozą, pełną "moich rąk", "moich oczu", "mojego ciała". Ten z pozoru drobiazg wpływa znacznie na rozmycie się granicy między patosem a liryczną podniosłością, która w mocno emocjonalnej literaturze nie jest wcale zabroniona, a niekiedy wskazania. Tu i tam, trudność zebrania myśli przez bohatera oddano zbyt dosłownie - zgaduj-zgadula, kto miał rzeczywisty problem z wysłowieniem się - Bartle, autor czy tłumacz?

Powyższe mankamenty nie przesłaniają bynajmniej całościowej wartości Żółtych ptaków. To naprawdę doskonała, autentyczna i mocna powieść wojenna. Nie brakło mi przy niej wzruszeń, choć czułam też pewne napięcie, wynikające z czytania książki tak już utytułowanej; lektura miała coś niecoś z krępującego egzaminu wrażliwości. O ile nie będziemy się drobiazgowo spierać o nazewnictwo (już "arcydzieło" czy dopiero "bardzo dobra książka") i zbyt wielkiej wagi przykładać do "gwiazdek", możemy rzec, że reklama debiutu Powersa nie kłamie - to dobra rzecz. Być może nie tylko w skali ubiegłego roku, lecz również jako przyszła must-read współczesnej literatury.

© 2014 Zrecenzowała Małgorzata 'Cichutki Spec' Ślązak

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPWIADANIA