< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Dmitrij Głuchowski - Metro 2034

Dmitrij Głuchowski - Metro 2034 Autor:Dmitrij Głuchowski
Tytuł: Metro 2034
Oryginalny tytuł: Metro 2034
Wydawnictwo: Insignis Media
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Data wydania: 2010
Liczba stron: 496
ISBN-13: 978-83-61428-24-4

Do powieści Metro 2034 podchodziłem z pewną dozą nieufności. Nie zmniejszyła jej nawet świetna akcja promocyjna polskiego wydawcy, zaś opisy i zapowiedzi książki omijałem szerokim łukiem. Dlaczego? Mając na uwadze pierwsze dzieło Dmitrija Głuchowskiego Metro 2033 wyszedłem z założenie, że jego najnowsza powieść (która jest przecież kontynuacją poprzedniej historii) będzie miała to samo, tylko że więcej. Czyli więcej dywagacji, filozofii, metafizyki, bajęd z pogranicza fantasy, a i być może nawet pojawi się tam UFO.

No dobra!

Metro 2033 ma swoje walory w postaci modelu zachowań postapokaliptcyznej społeczności. Ale gdzieś to się rozmywa, rozpływa, a to, co zostaje, czasem drażni, gdyż jest podawane z perspektywy niewinnego jak lelija młodzieńca - Artema, który guzik o świecie wie. A skoro tak, to czytelnik również jest zmuszony guzik wiedzieć i się wszystkiemu dziwić razem z chłopakiem. Jest to lekko męczące, a książka nabiera rozmachu dopiero, kiedy jej akcja przenosi się na powierzchnię postnuklearnej Moskwy, a my zamiast rozwodzić się nad tym kto z kim i dlaczego, trochę więcej możemy się dowiedzieć o samym bohaterze.

Jeśli to samo i tak samo miałoby być w Metrze 2034, to ja dziękuję. Do tego mając już książkę w łapach zauważyłem, że mimo zwiększenia rozmiaru czcionki nie udało się jej objętościowo dorównać do Metra 2033. Uuuu! Dobrze chyba nie jest, a i Głuchowski musiał cierpieć na brak pomysłów - takie też były moje ostateczne konkluzje przed wzięciem się książką za bary. Na szczęście okazało się, że będzie inaczej.

Tym razem autor nie poszedł drogą maksymalnego zaciekawiania, poprzez określenie czytelnika, że on nadal nic nie wie, poprzez stawianie czytelnika na pozycji niewiedzącego.

Po pierwsze nastąpiła zmiana bohatera oraz miejsca, w którym dzieje się powieść. Artema zostawiliśmy w Metrze 2033, zaś Metro 2034 należy do kogoś innego (choć będziemy mieli okazję się spotkać z Artemem). Przez powieść bowiem prowadzą nas dwie osoby: sześćdziesięcioletni Homer oraz poznany w poprzedniej powieści Hunter. Homer to ksywa, jaką jest nazywamy niespełniony, samozwańczy kronikarz moskiewskiego metra, któremu dane było poznawać jego tajemnice jeszcze przed wojną. Pracujący jako dróżnik, a potem awansujący na pomocnika maszynisty, Homer w chwili wybuchu wojny i zamknięcia się bram metra zostaje w nim sam, pozostawiając po drugiej stronie to co było dla niego najważniejsze (rodzinę). Dwadzieścia lat w podziemiach to dla niego czas niespełnienia się w chęciach zrobienia czegoś pożytecznego, co by zostało docenione przez innych. Gromadzi wiedzę na temat tego, co było przed wojną, dobrze orientuje się w obecnym stanie moskiewskiego metra, ale dla jego towarzyszy jest tylko starym bajarzem, traktowanym z pobłażaniem, dobrym, by dzieciom opowiadać bajki. Możliwość zrobienia czegoś o czym marzył od dawna - czyli napisania historii dziejącej się w podziemiach metra, które poruszyłoby i zjednoczyłoby wszystkich jego mieszkańców pojawia się wraz z Hunterem. Ten zaś odnajduje się na południowym krańcu metra, gdzie na stacji Sewastopolska "pracuje za kilku" przy jej obronie przed chmarami potworów. Stacja dostarcza prąd dla Związku Linii Okrężnej, jest więc w miarę niezależna, a życie na niej należy do miarę znośnych. Ale tą miarą jest konieczność ciągłych dostaw amunicji w celu powstrzymywania nacierających bestii, od których nie można się całkowicie odciąć, gdyż zakłóciłoby to wytwarzanie energii elektrycznej. Traf chce, że pewnego dnia wysłana po zapasy karawana nie wraca, tak samo jak wysłana po nią grupa rekonesansowa. Zaczyna się czas niepewności i konieczność wypracowania decyzji co robić dalej. A do tego zadania, by ostatecznie wyjaśnić sytuację zgłasza się Hunter, biorący sobie do pomocy osobę najmniej, wydawać by się mogło, przydatną w zmaganiach z tajemnicami metra, czyli Homera.

I tak czytelnik razem z naszymi bohaterami znów zanurzy się w mroczne i tajemnicze tunele moskiewskich podziemi. Postać Homera to dobry punkt wyjścia, by autor przedstawił nam co było przed wybuchem wojny. Starzec jest wręcz lustrem, w którym możemy zobaczyć to, co było przed i to, co się stało po wojnie atomowej. Zaś Hunter wprowadza do powieści spory ładunek tajemnicy i niepewności, gdyż nie jest już to ta sama osoba, którą poznaliśmy w Metrze 2033. Jego twarz pokrywa okropna blizna, jest małomówny, szuka samotności, a zabijanie (monstrów z metra ale czasem i ludzi) daje mu jakąś dziwną przyjemność.

Ale to jeszcze nie wszystko co przygotował nam Głuchowski w Metrze 2034. Bo oprócz motywu tajemnicy oraz motywu idei, myśli, która ocaliła by ludzi dla samych siebie (czyli owe dzieło marzeń, które chce napisać Homer) w powieści pojawia się też motyw przyszłości i tego co będzie dalej z ludźmi. Bo choć mieszkają w metrze tacy, którzy zasypiają z pełnym brzuchem i tacy, którzy powoli przestają zasługiwać na miano człowieka to łączy ich to, że dla wszystkich nie ma alternatywy. Świat na powierzchni został opanowany przez silne i niebezpieczne istoty, a ludzie żyjący w metrze podzieleni na swoje frakcje tkwią w zawieszeniu, w dziwnym niebycie - powoli stają się zwierzętami. A czy może ich właśnie uratować miłość, muzyka, literatura czy też mit, historia lub idea? Na te pytania niestety autor nie daje nam jasnej odpowiedzi.

I właśnie przez to, w Metrze 2034 otrzymujemy prawdziwą opowieść postapokaliptyczną. Mamy jasno postawioną tezę - to co było przedtem się skończyło i nie ma już powrotu do czasów przed. Nie ma alternatywy, nie ma innej opcji, pozostał jeszcze wąski margines na znalezienie takiego rozwiązania, by człowiek nie stoczył się do poziomu znanego z post-postapokaliptycznej (bo za taką ją uważam) powieści Cormaca McCarthy Droga. Tam ludzie przekroczyli granicę swojego człowieczeństwa, w Metrze 2034 jeszcze walka trwa. Jednocześnie Głuchowski tak kreuję akcję powieści i prowadzi swoich bohaterów, że czytelnik będzie nie raz zaskoczony. Nie otrzymamy tu zachodniego hepiendowania czy znanego z polskiej literatury postapokaliptycznej "zawsze można znaleźć jakieś wyjście". Metro 2034 otworzy przed nami świat tej specyficznej mieszanki gwałtowności i wrażliwości - tego co się zwie mianem rosyjskiej duszy.

W Metrze 2033 mogliśmy poznać współczesną Rosję, w Metrze 2034 poznajemy współczesnych Rosjan. I to jest podstawowa różnica między obiema powieściami, które na szczęście są od siebie diametralnie rożne i mogą stanowić odrębne historie. Dzięki temu bez obaw czy podejrzeń o odcinanie kuponów przez autora mogę czekać na kolejną powieść z metrowego cyklu. Metro 2035? A czemu nie! W końcu los ludzi zamkniętych w moskiewskim metrze musi się dopełnić.

© 2010 Zrecenzował Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA