< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Andrzej Pilipiuk - Konan Destylator

Okładka powieści 'Konan Destylator' Autor: Andrzej Pilipiuk
Tytuł: Konan Destylator
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2016
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-79641-97-0

Ten zbiór opowiadań to jakiś żart. Nie, nie jakiś. To jest kiepski żart. I to zrobiony z czytelników, którzy zdecydowali się wydać na zakup tej książki 39,99 zł, w tym 5% podatku VAT.

Gdy 15 lat temu w zbiorze opowiadań Kroniki Jakuba Wędrowycza czytelnik mógł poznać tegoż bohatera, nic nie zapowiadało katastrofy, do jakiej doszło teraz. Konwencja w oparciu o jaką powstała jego postać, z pozoru była tylko prosta jak jego obycie i obejście. Podstarzały pijus, wioskowy dziad, ochlapus, wręcz menel. Połatane drutem gumofilce, radzieckie spodnie mundurowe, waciak z obowiązkową SS-mańską kurtką pod spodem, czapka uszanka. Oczy na przemian wyglądające jak porcelanowe kulki u prosiaka, potrafiące jednak czasem rzucać groźne spojrzenia. Bimbrownik, kłusownik, egzorcysta...

Powyższe nie oddaje pełni postaci Jakuba Wędrowycza, ale i tak może wydawać się mało zachęcające. Lecz właśnie to stanowiło haczyk, na który wielu czytelników dało się złapać, i wciągnąć w fascynujący świat przygód tego słowiańskiego antybohatera. Bowiem za tą mało ciekawą i fasadą, kryło się oblicze prawdziwego twardziela walczącego z prawdziwym złem, demonami, potworami, w tym także tymi stworzonymi przez ludzi i dziejowe zakręty historii. Jakub Wędrowycz w naturalny i niewymuszony sposób dokonywał czynów godnych Supermana, klarując myśli samodzielnie pędzonym bimbrem, przegryzając upieczonym udem wilczura. Delikatna otoczka absurdu, swojskie klimaty tzw. Polski B, schyłkowy okres PRL, początki demokracji, powiew wielokulturowości ściany wschodniej, słowiańskie legendy, chrześcijaństwo nie tylko jako religia, ale realna obrona przed realnym złem. W tym to kotle stworzonym przez Andrzeja Pilipiuka, radośnie taplał się jego bohater, nie mając zamiaru z niego wyjść, a tym bardziej pójść na dno.

Ogromnym plusem opowiadań o przygodach Jakuba Wędrowycza było też umiejętne żonglowanie stworzoną konwencją. Raz bohater radośnie oddawał się surrealistycznym klimatom, w których kop z gumofilca potrafi wygonić niejednego demona, a raz było naprawdę poważnie, tak jak poważne i na serio potrafi być zło. Jakuba po prostu nie dało się nie lubić, i dla wielu mógł on być lekko szalonym, zwariowanym dziadkiem, roboczo maskującym się przed światem swoich zachowaniem oraz wyglądem.

Cały ten misz-masz, w którym jak w soczewce odbijały się też polskie wady i przywary, był strawny jak dobry bimber, tak do trzeciego tomu opowiadań Weźmisz czarno kure.... Różnorodne przygody Jakuba i jego przyjaciół jeszcze dało się z ciekawością śledzić w dwóch kolejnych tomach: Zagadka Kuby Rozpruwacza oraz Wieszać każdy może. Natomiast ostatniej, nabytej przeze mnie książki Homo bimbrownikus nie pamiętam. Po nim, w 2012 roku pokazał się kolejny zbiór opowiadań, zaś w tym Konan destylator.

I nie jest dobrze.

Po przeczytaniu wszystkich tekstów, zostaje wrażenie pojawiającego się w każdym opowiadaniu "deża wudu". Bowiem prawie każde z nich zawiera ten sam schemat: Jakub ze swoim przyjacielem Semenem Korczaszko idą w dzień targowy do knajpy, by tam dać po mordach znienawidzonym Bardakom, a przy tej okazji zaczyna coś się dziać, co stanowi sedno opowiadania. Wygląda to na jakiś żart czy wręcz trolling czytelników robiony przez autora, któremu zabrakło pomysłów by coś napisać i zarobić pieniądze.

Nic nie zostaje po tej lekturze, nawet bukiet zapachowy Jakubowego anturażu. Zostaje za to niepokojące uczucie jakie towarzyszyło mi, gdy rok temu sięgnąłem po jedną z nowych (Zapiski nosorożca) książek Łukasza Orbitowskiego. Jakbym w obu przypadkach miał do czynienia z ładnie skrojoną literaturą dla sformatowanego czytelnika Gazety Wyborczej/widza TVN, w której nie zostaną poruszone żadne denerwujące czy niepoprawne tematy. Nie zostanie też zjedzony żaden piesek, nie mówiąc już o wbiciu osikowego kołka w serce bolszewika. Pilipiuk na szczęście nie wdzięczy się do salonu, nie bryluje w telewizorniach by zdobyć nominację do nagrody Nike, czy dostać Mercedesa, i to można uznać za dowód jeszcze jakiejś szczerości tkwiącej w autorze.

Ale dobrze nie jest.

Po 15 latach, od kiedy ukazał się zbiór Kroniki Jakuba Wędrowycza, nasz bohater zachowuje się jak zblazowana gwiazda rocka, odgrywająca na scenie po raz n-ty te same piosenki, zapowiadając je tymi samymi co przed laty grepsami. Całe jego życie to pędzenie bimbru, spędzanie czasu z Semenem, chodzenie do knajpy i dawanie po mordach przedstawicielom rodu Bardaków (znienawidzonych oczywiście). I zostaje to wszystko udokumentowane w tych kilkunastu opowiadaniach zawartych w tomie. Jakub Wędrowycz, który wcześniej umiejętnie potrafił grać konwencjami, schematami, doskonale je przy tym parodiując, teraz stał się parodią samego siebie. I robi to wszystko z wdziękiem czarnobylskiego mutanta, wygłaszając przy tym przydługie monologi. Jakub w zbiorze Konan destylator już nie ma nic z domorosłego egzorcysty, wchodzącego tam, gdzie inni by nie weszli. Maski za jakimi przez lata się skrywał, zrosły się z jego fizjonomią, tak że czytelnik ma naprawdę do czynienia ze zrzędliwym, trochę przygłupim prostakiem. Taka starość zdecydowanie nie służy Jakubowi, a wręcz jest krzywdą uczynioną mu przez jego ojca, Andrzeja Pilipiuka.

Brak pomysłów, topornie prowadzeni bohaterowie, dialogi wygłaszane na poziomie lotności obładowanego bombowca, powtarzające się schematy fabularne. Autoparodia tego co już wcześniej czytelnik mógł poznać. Czy tak ma wyglądać emerytura Jakuba Wędrowycza, którą wydaje się że opisują opowiadania w zbiorze Konan destylator? Jeśli tak, to już lepiej wrócić do wcześniejszych tomów, a ten zostawić w spokoju. Jak źle przefiltrowany bimber, który widocznie zaszkodził Jakubowi. Albo autorowi.

© 2016 Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA