< POSTKULTURA | << GRY PLANSZOWE
Warhammer - Age of Sigmar

Okładka gry planszowej 'Warhammer - Age of Sigmar' Wydawnictwo: Games Workshop
Liczba graczy: 2 osoby
Rok wydania: 2015
Strona WWW: www.games-workshop.com/en-NO/Warhammer

Chyba każdy uniósł lekko brwi ze zdziwienia kiedy Games Workshop zastąpił swojego flagowego Warhammer Fantasy Battle nową grą bitewną - Age of Sigmar. Pojawiło się dużo "hejtu", spore pośmiewisko, i ogólny klimat ogłupiania znanego, mrocznego i nastrojowego jak wszyscy diabli uniwersum w coś, co z daleka przypomina Heroes of Might And Magic. Mnie akurat cała nawałnica ominęła. Zawsze bowiem byłem chłopcem bardziej bawiącym się w świecie Warhammera 40.000, a wersję fantasy znałem przede wszystkim z książek. Od tych całkiem znośnych aż po całkiem oryginalne. Po ponad roku jednak, w czasie którego Warhammer: AOS na dobre zadomowił się w sklepach, centrach hobbystycznych i na półkach modelarzy zdecydowałem się na taki właśnie drobny tekst opisujący moje osobiste wrażenia z Erą Sigmara. I to zarówno pod kątem gry bitewnej, kolekcjonerstwa, jak i fabuły. Ale także świata oraz ogólnie pojętego klimatu, który w przypadku Fantasy Battle potrafił w znakomity wręcz sposób odzwierciedlić fantastyczną (nie tylko gatunkowo) postapokalipsę czy apokalipsę.

Nowy Stary Świat?

Po znakomicie opisanej, wymyślonej i zaplanowanej zagładzie zwanej The End Times uniwersum Warhammera przestało istnieć. Prorok Bogów Chaosu Archaon dopiął swego, źli wygrali, Jaszczuroludzie zwiali w kosmos, świat trzasnął niczym balon, a rzeczywistość zapadła się w sobie. Poza jedną istotą - starożytnym wojownikiem Sigmarem, potężnym na tyle żeby w tej nicości wytrwać i z pomocą boskiego, wiecznego smoka tchnąć życie w nowy świat zwany Ośmioma Sferami, w których życie będzie mogło tętnić na nowo, oraz nadejdzie szansa na upragniony pokój. Sigmar, awansowany do funkcji Boga, z dusz największych poległych wojowników Starego Świata wykuł Stormcast Eternals. Czyli potężnych paladynów walczących po stronie światła, mających chronić Osiem Sfer przed wpływem i machinacjami bogów Chaosu, chcących jeszcze raz zatopić wszelkie życie we krwi i mroku.

Tyle można wywnioskować z blurbów, wstępniaków, informacji oraz książek dodawanych do starterów. W mojej opinii to jest aspekt w którym najwięcej sypie się piachu w tryby. Bowiem tak, jak oryginalnego Warhammera można nazwać bardzo klimatycznym, ciężkim i dusznym światem, tak Age of Sigmar jest niesamowicie... bezpieczny. Taki dozwolony od 12-13 lat - o czym najlepiej świadczy ciche poćwiartowanie i zamknięcie w piwnicy jednego z czterech Bogów Chaosu - Slaanesha, patrona rozkoszy cielesnej i ambicji. Ot tak, najbardziej kontrowersyjny i "dorosły" z bogów został skasowany i wyłączony z obiegu, na jego miejsce natomiast wrzucono niegdysiejszego patrona Skavenów - Rogatego Szczura. Takich elementów jest więcej, i wszystko składa się na ogromny problem - w ogóle nie wyczuwam w nowym Warhammerze... stawek. Ryzyka. Zagrożenia, klimatu zagłady i mroku nachylającego się nad światem ludzi, elfów i krasnoludów. Osiem Sfer jest jasno podzielonymi "wymiarami" do których konkurencyjne siły mogą wskoczyć i je zaatakować, ale nie zdają się mieć możliwości wpłynięcia na nie w jakikolwiek sposób. Ludzie (jako "naród wybrany") siedzą zamknięci prowadząc normalne życie i udając że "świat poszedł dalej", a nad nimi czuwają Stormcast Eternals. Nawet pomijając fakt jak wyglądają i jakie sprawiają wrażenie - "skąd, wcale nie Space Marines" - to i tak są bardzo miałcy. Chodzące pancerze z zaklętymi duszami, które po "śmierci" (czyt. rozwaleniu na kawałki za pomocą co najmniej balisty) wracają do domeny swojego władcy Sigmara, gdzie dostaną nowy pancerzyk, delikatnego klapsa w tyłek i mogą iść sobie walczyć z powrotem.

Jedynym elementem który ma szansę uratować sytuację są gracze i ich scenariusze wymyślane na bieżąco przed grą, czy w jej trakcie. Bo rodzaje misji do gry bitewnej wydają się jakby zupełnie oderwane od sztampowej formułki całego świata i mają swój potencjał. Przerwanie rytuału, eskorta, pułapka i wiele innych pozwalają graczowi ze znajomym wymyślić ciekawy scenariusz. Czy to małą grupę Stormcastów, stanowiących ostatnią linię obrony przed nawałnicą sił Nieumarłych na zaginione ludzkie miasteczko, czy elfy mające uratować swojego lorda z obcej Sfery, czy też orków uganiających się za kapłanem Chaosu bo miał "taki wypaśny mieczor że waaaagh!".

Portfel się cieszy!

Games Workshop jakby wreszcie, po latach zauważył że nie każdy klient jest gotowy i chce wyłożyć na hobby iście kosmiczne pieniądze. Zarówno żeby w ogóle wejść do zabawy, jak i się w niej rozwijać. Warhammer Fantasy był hobby bardzo drogim, chyba najdroższą na rynku grą bitewną jaką można było się zainteresować. Wymagał niebotycznej ilości pracy, kolosalnych sum pieniędzy oraz całych wiader figurek, aby można było w niego komfortowo grać na poziomie jakimkolwiek innym niż "Starter na pół". Nie każda armia w dodatku posiadała swój własny zestaw startowy (Battalion), nie każdy z tych zestawów był w dodatku jakkolwiek użyteczny w grze.

To, za co lubię Age of Sigmar, to właśnie za zwiększenie dostępności. A co za tym idzie, też popularności. To hobby dla każdej osoby z każdej grupy wiekowej: dorosłego, nastolatka czy dzieciaka, który dopiero co "odkrył" świat gier bitewnych. Każda nacja ma swój własny, użyteczny i opłacalny zestaw Start Collecting! za całkiem przystępną cenę. Który w dodatku - jako że Age of Sigmar w bazie zasad podstawowych nie korzysta z formatów punktowych i organizacyjnych armii - równie dobrze może starczyć do zabawy tak długo, jak sobie zwidzisz. Jeżeli nie chcesz kupować takiego kompletu do jednej nacji, to możesz na pół ze znajomym kupić starter Age of Sigmar w którym znajdziecie dwie bardzo konkretne armie i do tego zestaw książek, zasad, kości i tym podobnych. Jeżeli i taki zakup Ciebie nie interesuje i chciałbyś zacząć od najniższego możliwego pułapu, to jest też Storm of Sigmar - mini-starter, w którym jest kilkanaście modeli, komplet kości oraz zbiór zasad za cenę oscylującą koło 70-80 złotych. To jest świetny ruch z dwóch powodów. Nie dość, że zwiększa spektrum wyboru potencjalnego modelarza kilkukrotnie, ale też pozwala zacząć od takiego stopnia, w jakim chcemy, a nie do jakiego zmusza nas format czy zasady gry. Zwłaszcza, że kilka lat temu w bardzo krótkim czasie Games Workshop, działając pół na pół w pazerności i głupocie - wybił albo po cichu porzucił wszystkie swoje gry, które były oparte o "przyjemny dla portfela" format. Warhammer Quest, Necromunda, Mordheim albo Kill Team zostały wylane wraz z kąpielą by przydusić konsumenta do większego wydatku i teraz, po zmianie polityki firmy w ostatnim czasie - powoli powracają do łask, co rozpoczął Age of Sigmar z podejściem "graj i kolekcjonuj jak Ci się podoba".

Są oczywiście elementy odstające od "dobrej zmiany" w przedstawionych powyżej kwestiach finansowych , jednak tyczą się one głównie zawartości opcjonalnej i przeznaczonej dla zainteresowanych większymi bitwami i formatem turniejowym. Książki zasad opcjonalnych są całkiem drogie, a niektórzy bohaterowie, wielkie bestie czy bardzo elitarne oddziały wydają się wycenione całkiem arbitralnie i jakby w oderwaniu od reszty polityki cenowej Age of Sigmar.

Dla każdego czy dla nikogo?

Wierzę w pewną, niepisaną zasadę dotyczącą gier planszowych, bitewnych czy karcianych. Najlepsza gra to nie są całe encyklopedie zasad, godziny nauki i słupki które trzeba praktycznie wbić sobie do głowy na pamięć. Naprawdę dobra gra towarzyska to taka, do której może dołączyć chętny po krótkim wprowadzeniu, przeczytaniu książeczki z zasadami w domu i posiadając taką przy sobie podczas gry jako punkt odniesienia w zabawie. Z całym szacunkiem do fanów, ale pod względem rozgrywki w moich oczach oryginalny Warhammer Fantasy Battle był rozwleczony jak wnętrzności na drodze, skomplikowany jak okręt podwodny i nieprzystępny jak betonowa zakonnica. Był tworem w każdym aspekcie gorszym od cudownego, dynamicznego, prostego w nauce, a jednocześnie głębokiego Warhammera 40 000.

Cztery strony. Tyle właśnie liczą kompletne, obowiązkowe zasady do Age of Sigmar i tyle będzie potrzebował każdy grający na poziomie towarzyskim. Krótka nauka i gotowe, można chwycić za pierwsze figurki i usiąść do gry, w międzyczasie posiadając w zasięgu wzroku zasady działania jednostek - wydawane za darmo albo obecne w pudełkach w których znajdowały się wypraski z modelami. Dla kogoś kto jest zainteresowany wejściem w świat gier bitewnych, Age of Sigmar stanowi w tej chwili opcję niemal idealną. Może i nie jest to gra, w której można się bawić taktyką, podejściem i zasadami w ten sposób co przy Warhammerze 40 000. Jednak dzięki prostocie i mnogości dostępnych trybów gry i scenariuszy pozwala do woli się bawić oraz nauczyć koniecznych podstaw każdej gry bitewnej. Dzięki temu też AOS przechodzi do formy gry dla każdego. Ulotkę z zasadami można dać dowolnemu znajomemu, który akurat przyszedł na grilla czy nerd-party, i po kilku minutach czytania przekazać mu kilka modeli żeby dołączył do zabawy na rozłożonym stole. Samemu zresztą, ze znajomym z którym na przykład chcesz wejść do hobby, opcja ta jest równie dobra - wystarczy coś kupić, rozłożyć figurki, szybko przeczytać zasady albo trzymać z boku stołu i voila, od razu można grać.

Pojawia się tutaj jednak pewien aspekt, że "gra dla każdego jest grą dla nikogo". W pewnym sensie z tym się nie zgadzam. Jednak z perspektywy kogoś kto interesuje się tym hobby kilka ładnych lat powiem tyle, że Age of Sigmar mógł z pewnością zostać zaprojektowany lepiej. Nie tyle zamieniając bazę fanów z Battlowych "hardkorowców" na AOSowych "każuali", tylko próbować pogodzić jedną bazę z drugą. Popatrzcie sami, że co chwila pojawiają się tutaj odniesienia do Warhammera 40 000. Nie tylko dlatego, że 40ka jest moim numerem jeden, ale też dlatego że jej podejście do zasad jest, cóż... lepsze. To gra potrafiąca jednocześnie być turniejową, towarzyską, zaprojektowaną pod każdą ilość modeli - czy starcia oddziałów czy ogromnych armii, oraz na dłuższą metę ciekawsza. Zamkniętym w sobie doświadczeniem, nie zaś "wstępniakiem do czegoś większego".

Nie uznaję Ery Sigmara bynajmniej za jakąś szczególną rynkową porażkę. W porównaniu do konkurentek, ta gra bitewna jest wyraźnie tańsza, łatwiejsza do kolekcjonowania, i ma znacząco niższy próg wejścia. Niestety są i koszty, ze świata gry wszelkie ryzyko zostało wystrzelone jak z trebusza. Zauważyć jednak należy jedno - jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się nad wejściem w świat gier bitewnych, to teraz jest naprawdę dobry moment. Games Workshop po zmiane CEO oraz polityki uczynił ze swoich gier bitewnych hobby całkiem przystępne, na warunkach dyktowanych przez konsumenta. Nie wiecie jak będzie Wam się podobał AOS, a chcecie ze znajomym spróbować? Proszę, jest Storm of Sigmar. Jesteście ogromnymi fanami Warhammera 40 000, a koszty stworzenia dużej armii Was odstraszają? Po to wyszedł świeżutki Kill Team - gra która opiera się na walce pojedynczych oddziałów. Próg wejścia to około 100-120 złotych, czyli mniej niż przeciętna nowa gra komputerowa.

Co lepsze: Age of Sigmar czy Warhammer 40 000? Decyzja zależy głównie od Waszych preferencji. Czy wolicie taki, "prawdziwy" wstęp czy skoczyć na nieco głębszą wodę. A przy tym czy traktujecie hobby modelarskie jako pobieżną "zabawę", czy jako możliwość wejścia na poważny grunt. Oraz, przede wszystkim - czy interesuje Was bardziej Fantasy z kilkoma oryginalnymi pomysłami, jednak w chwili obecnej dość dalekie od "Fantasy Post-Apo", czy też Sci-Fi bardzo intensywnie pomieszane z wątkami Post- i Apokalipsy.

Z mojej strony zawsze wybór był, jest i będzie oczywisty - i szczerze polecę Warhammera 40 000 ponad każdego innego bitewniaka którego znam. Nie tylko z uwagi na bardziej rozbudowany system gry, różnorodność armii i świata - ale też fakt że tego klimatu nie da się niczym zastąpić ani pobić. Tego znakomitego połączenia wątków Fantastyki, Hard Sci-Fi, Postapokalipsy oraz Wojny. Prawdziwej, wiecznej, nieskończonej i krwawej wojny.


Tweet

© 2016 Konrad 'Veskern' Ochniowski

< POSTKULTURA | << GRY PLANSZOWE