<< POSTKULTURA | << GRY KOMPUTEROWE
Gears of War

Gears of War Producent: Epic Games
Wydawca: Microsoft Game Studios
Wydawca PL: CD Projekt
Platformy: PC, X360
Oficjalna strona: www.gearsofwar.xbox.com
Data premiery - świat: 07.11.2006 (X360), 06.11.2007 (PC)
Data premiery - Polska: 17.11.2006 (X360), 21.12.2007 (PC)
Gatunek: TPP, akcja

Gears of War to jedna z najczęściej nagradzanych oraz najgłośniejszych gier roku 2006, które napędziły sprzedaż X-boxa i ugruntowały pozycję Microsoftu jako lidera rynku konsolowego. W roku 2007 została przeniesiona na PC dzięki naszym rodakom z People can Fly (autorzy Painkillera) i to wydanie chciałbym wam właśnie przedstawić, a zapewniam, że jest o czym pisać.

Firma Epic, twórcy kultowego dla wielu graczy Unreala, w zasadzie jedyny godny konkurent ID Software po ogromnym sukcesie "Nierealnej" serii, na który to pracowała przeszło dziesięć lat, postanowiła stworzyć zupełnie nową grę. Produkcję, która miała tchnąć odrobinę świeżości w skostniały gatunek gier FPS. Idea była prosta: spowolnić oraz dodać trochę realizmu i taktyki do bardzo grywalnych, jednak oderwanych od rzeczywistości strzelanin typu Quake czy też właśnie Unreal. Jednak nie chodziło o zrobienie gry, która byłaby strawna tylko dla koneserów takich ambitnych tytułów jak Rainbow Six czy Operation Flashpoint. Autorzy stwierdzili, że trzeba pójść na kompromis między wartką akcją, a epickim, filmowym wręcz, rozmachem, a zarazem sprawić, iż gracz będzie czuł się jak na prawdziwej, niewybaczającej nawet najmniejszej pomyłki wojnie... I taką właśnie grą jest Gears of War.

Osiągnięto to wszystko poprzez jedno proste rozwiązanie. W momencie kiedy gracz wciśnie "spacje", postać przylega do najbliższej osłony, unikając w ten sposób ostrzału. Następnie przytrzymując prawy przycisk myszy, możemy wycelować w przeciwnika, narażając się jednak na kilka kulek albo odskoczyć do następnej przeszkody. Wydaje się to niewielkim urozmaiceniem, ale wręcz rewolucyjnie zmienia rozgrywkę z prostej młócki - jak w wyżej wymienionych tytułach - do quasi-taktycznego fps'a w stylu Brothers in Arms (jednak o wiele bardziej przyswajalnego, choć dającego nadal spore możliwości). Dzięki takiemu rozwiązaniu każda bitwa, jaką przyjdzie nam stoczyć, naprawdę podniesie nam ciśnienie oraz sprawi, że niechętnie wrócimy do klasycznych, prostych strzelanin.

Kończąc ten trochę patetyczny i przydługi wstęp, opiszę w skrócie fabułę. Gracz wciela w Marcusa Fenixa, żołnierza, który zdezerterował z pola walki, aby ratować swojego ojca. Z tego też powodu został skazany na dożywocie, a my zaczynamy grę w więzieniu, z którego został wypuszczony z powodu kiepskiej sytuacji na froncie oraz niedoboru w ludziach. W tym momencie rzuca nam się w oczy naprawdę wspaniała oprawa graficzna "Trybików". Grafika jest ostra, szczegółowa, "brudna", czyli dokładnie taka, jaka być powinna w grze dziejącej się na zniszczonej, spalonej i wyludnianej planecie. Mimo prawie trzech lat na karku, GoW nie zestarzał się prawie w ogóle. Ten tytuł doskonale pokazuje "next-genowość" Unreal Engine 3, który bez wątpienia jest dzisiaj jednym z najpotężniejszych silników graficznych stosowanych w grach komputerowych. Dodając do tego znośne wymagania sprzętowe oraz stabilność całości, w tej kwestii nie mam powodów do narzekań. W sumie jedyną sprawą, do której można się przyczepić jest wygląd krwi. Wygląda ona jak gęsty kisiel, ale to znak rozpoznawczy prawie każdej produkcji na tym silniku. Niestety nie można mieć wszystkiego.

Wracając do fabuły, akcja gry ma miejsce na ludzkiej kolonii na planecie Sera (nie, nie będziemy walczyć z żadną zmutowaną odmianą Goudy czy innej Mozzarelli), niestety jest to już tylko jedna wielka, zrujnowana połać ziemi i zgliszczy niegdyś prężnie rozwijającej się cywilizacji. O dziwo, za taki stan rzeczy nie odpowiadają tylko tajemniczy wrogowie, nazwani przez twórców Szarańczą, lecz... jej właśni mieszkańcy. Użyto do tego broni chemicznej oraz orbitalnej broni cząsteczkowej. Decyzję tę podjęto po druzgoczącej porażce ludzi, kiedy przeszło osiemdziesiąt procent populacji zostało wybite, a większość miast wpadła w ręce Szarańczy. Gdy Marcus wychodzi z pudła, od tamtych wydarzeń dzieli nas już 14 lat, a my jako nasz protagonista dołączamy do oddziału z misją, która może odwrócić wynik wojny na naszą korzyść...

Jako że fabuła, postacie oraz splot wydarzeń nigdy nie były najistotniejszym czynnikiem decydującym o grywalności/sukcesie rasowej strzelaniny, tym bardziej należy pochwalić Epic za to, iż Marcus, jak i inne postacie towarzyszące mu w jego misji, są naprawdę wyraziste i "ludzkie". Nie ma się wrażenia, że chodzi się z bezmózgimi mięśniakami (mimo że towarzysze broni są nienaturalnie napakowani - choć to my podczas walki, stety/niestety, musimy się starać najbardziej, ponieważ mam odczucie, że wojacy walczący po naszej stronie mają na celu głównie odwrócenie uwagi wrogów oraz danie nam możliwości wybicia większości tałatajstwa osobiście - nie może być za łatwo ;] ).

Skoro już przy eksterminacji wszelakiego plugastwa jesteśmy, należy teraz zająć się spluwami, które nam to umożliwią. Na pierwszy rzut oka wybór broni nie jest zbyt imponujący, bo składają się na niego klasyczne narzędzia mordu takie jak: karabin maszynowy (po jednym na każdą stronę konfliktu), strzelba (inaczej shotgun), granaty, snajperka, rakietnica czy pistolety różnego kalibru. Jedynym urozmaiceniem w arsenale jest łuk Torque, którego strzały wybuchają z opóźnieniem, zostawiając z paskudy tylko fruwające krwawe kloce. Jednak najfajniejszą moim zdaniem broń dostajemy już na początku, mianowicie karabin maszynowy z podczepioną od spodu piłą łańcuchową. To, co robi z Szarańczy to maleństwo, wygląda niczym mokry sen zwyrodniałego pracownika masarni.

Inną ciekawą sprawą jest, jak to ujęto w instrukcji, "aktywne przeładowanie". Polega ono na tym, że w odpowiednim momencie należy ponownie wcisnąć przycisk odpowiedzialny za reload, co da nam bonus do zadanych obrażeń oraz znacznie szybszą wymianę magazynka. Jednak żeby nie było za łatwo, aby tego dokonać musimy owe "R" wcisnąć w idealnym momencie, inaczej broń się zatnie i będziemy w dupie.

Jak bowiem się okazuje niemilce, czyli Szarańcza, często i gęsto dają nam okazję do wypróbowania owych zabawek. Mimo to monstra, które z wyglądu przypominają skrzyżowanie Schwarzeneggera z obcym, mają pod czaszką coś więcej niż nieodpartą chęć zakończenia swych żywotów, na wzór radzieckich szarży z okresu drugiej wojny światowej. Ataki z flanki, krycie się za przeszkodami - to wszystko zostało przez nich opanowane na porządna "czwórę" z plusem. Mimo iż różnorodnością wrogowie nie grzeszą (głównie walczymy ze standardowym mięsem armatnim), to jednak zdarzają się wśród nich co ciekawsze okazy, jak wielkie "boomery", strzelające z bazook (nazwa wzięła się zapewne stąd, że przy każdym strzale krzyczą "boom!") czy Berserkerka - wielka, ślepa, napakowana do granic możliwości kupa mięsa, niewrażliwa na broń konwencjonalną, a kierująca się na nas jedynie węchem oraz słuchem. Dodam jeszcze, że walka z nią jest jednym z najbardziej emocjonujących momentów gry.

Flaki, przemoc, duże spluwy i jeszcze większe potwory. Te wszystkie elementy składają się na obraz naprawdę solidnej, rasowej strzelaniny. Jako że wszystkie te atrakcje dostępne są już za 29 złotych, nie pozostaje mi nic innego, jak z czystym sumieniem polecić Gears of War. Wierzę, że ten tytuł przypadnie wam do gustu.

Plusy Minusy Ocena: 7,5/10

© 2010 Morbid

<< POSTKULTURA | << GRY KOMPUTEROWE