< SCHRONKULTURA | << FILMY
Kolonia

Plakat z filmu 'Kolonia' Kolonia (The Colony)
Produkcja: Kanada 2013
Reżyseria: Jeff Renfroe
Scenariusz: Jeff Renfroe, Patrick Tarr, Pascall Trottier
Obsada: Laurence Fishburne (Briggs), Kevin Zegers (Sam), Bill Paxton (Mason), Charlotte Sullivan (Kai), Dru Viegever (Dziki przywódca) i inni
Muzyka: Jeff Danna
Zdjęcia: Pierre Gill
Czas: 95 min.

Upały w Warszawie, żar leje się z nieba, a asfalt lepi się do stóp. Jak się schłodzić? Wiem, obejrzę film o postapokaliptycznej zimie! Urlop mam, czasu co niemiara. Zachęcony dobrymi notami w portalu filmowym wybrałem Kolonię, kanadyjską produkcję z 2013 roku.

Rok 2045. W wyniku awarii maszyn, które miały zapobiec ociepleniu klimatu, na Ziemi rozpoczyna się wieczna zima. Śnieg nie przestaje padać, temperatura jest ekstremalnie niska. Ludzie nie pamiętają już co to ciepło słoneczne. Ci, którzy przetrwali wegetują w podziemnych schronach, walcząc z chorobami i próbując wyhodować żywność. Pewnego dnia „Kolonia 7” dostaje sygnał alarmowy z pobliskiej osady. Przywódca kolonii, Briggs (Fishburne) podejmuje decyzję o wyruszeniu z misją ratunkową. To co wysłannicy zastają w opuszczonej bazie, przekracza ich najgorsze przewidywania. Jednocześnie jednak pojawia się cień nadziei na uratowanie ludzkości...

Tak opisuje film dystrybutor DVD. Dobre oceny, ciekawy opis, zwiastun nie najgorszy. Brać popcorn i oglądać...

Pierwsze trzydzieści minut filmu jest dobre. Powoli poznajemy nie tylko głównych bohaterów, ale i ich matecznik wraz z panującymi tam prawami. Dobrym pomysłem scenarzystów jest naszkicowanie przyczyn katastrofy jak i problemu rolnictwa. Nie chcę zdradzać więcej aby nie popsuć Wam zabawy. Tyle dobrego z filmu; niestety. Ciąg dalszy to niestety blamaż. Dlaczego? Powodów jest cały szereg.

Primo. Zagrane bezpłciowo, sztampowe postacie. Scena, w której Sam rozmawia z Briggsem o swoim depresyjnym doświadczeniu z przeszłości jest zwyczajnie mdła. Obaj aktorzy wygłaszają swoje kwestie bez większych emocji. Chcecie więcej takich scen? Spokojnie, dziewięćdziesiąt pięć minut filmu zagwarantuje co niemiara płytkich dialogów. Fishburne, znany z takich produkcji jak Ukryty wymiar, Matrix, nie popisał się swoimi talentami aktorskimi. Briggsowi daleko do Morfeusza, czy kapitana Millera. Spodziewałem się odrobinę większego zgłębienia psyche postaci. Wiem, Kolonia to nie film psychologiczny, ale ubóstwo emocjonalne postaci pozostawia niemiły posmak.

Secundo. Kolonia według reżysera ma być thrillerem. Założenia gatunku spełnia. Jest tajemniczość, niepewność, napięcie, sytuacja beznadziejna dla głównego bohatera. Jednak do dorobku Alfreda Hitchcocka brakuje. Tajemniczość znika już w połowie seansu. Niepewności nie odczułem w żaden sposób, o dreszczach grozy nie wspominam. Niestety motywy swoiste dla tego gatunku w tej produkcji są już bardzo dobrze ograne i w żaden sposób mnie nie bawiły. Szkoda... Kilka scen miało dość solidny potencjał, np. urywek gdzie ekspedycja dowiaduje się co zaszło w „Kolonii 5”.

Dla mnie najlepszy fragment. Kolejna odsłona z aspiracjami do dobrego thrillera, to druga scena na moście. Niestety, jest przewidywalna i bardzo pompatyczna. Przepełniona bezsensownym heroizmem. Szansa zmarnowana...

Tertio. Muzyka i efekty specjalne. Kolonia na pewno nie znajdzie się na liście VES (Visual Effects Society) jako produkcja z kapitalnymi efektami specjalnymi. Trochę wybuchów, trochę kanonad trochę bryzgającej posoki. Lepiej krew się lała a flaki fruwały w Wzgórza mają oczy (The Hills Have Eyes). Na plus Kolonii trzeba zaliczyć wykreowane komputerowo miejsca. To się udało. Muzyka jednym uchem wpada drugim wypada. Nie jest nachalna ani nie obecna. Pasuje do filmu, czepiać się nie mogę.

Quarto. Cała masa błędów logicznych. Przykład - rajd kolonistów z Briggsem na czele wyrusza z pełnym ekwipunkiem zimowym, odziani jakby zdobywali K2. W zakończeniu wszyscy ocaleni wyruszają w podróż wystrojeni jak w dniach przedwiośnia. Albo herszt kanibali obrywa kilkanaście ciosów łomem w głowę od Sama, po czym niewzruszony chwyta go za kostkę. Kevin Zegers ostatecznie wymierza mu coup de grâce nożem do siekania ziół. Więcej? Proszę bardzo: temperatura w bunkrze bliska zeru, a Charlotte Sullivan paraduje bez czapeczki i z pełnym makijażem, ba, mało tego, z wielkim dekoltem (koloniści boją się zachorować na grypę, jest to dla nich wyrok śmierci). Jeszcze mało? Dotykanie zimnego metalu bez rękawiczek, zawalenie się komina po wybuchu laski dynamitu etc.

Kolonia jest filmem o zmarnowanym potencjale. Pierwsza połowa zapowiada się bardzo ciekawie jako klasyczny thriller osadzony w konwencji postapokalipsy. Niestety, braki w fabule nadrabiane są krwawą łaźnią. Pojawiają się ograne i dobrze znane schematy z filmów klasy B. Nawet obsadzenie w głównej roli Laurence Fishburne nie jest w stanie podnieść poziomu Kolonii. Produkcja dla zatwardziałych fanów postapo.

Moja ocena: 4,5/10

© 2019 Piotr 'Gekon' Krawczykiewicz

< SCHRONKULTURA | << FILMY