<< Fallout New Vegas
Fallout New Vegas - recenzja #1
Fallout New Vegas

Słowem wstępu. Otóż jestem zaliczany do tzw. "betonu" czyli maniakalnych wyznawców dwóch pierwszych części serii Fallout, niemniej jednak w mojej recenzji postaram się zająć stanowisko neutralne i ocenię tą grę jak osobny tytuł, robiąc porównanie na samym końcu. Niestety z racji tego że F: NV i F3 mają ten sam silnik graficzny to siłą rzeczy nie da się uniknąć porównań, a wręcz są one konieczne.

Nadszedł ten dzień kiedy po długim wyczekiwaniu mój klucz do STEAM zaczął być aktywny i mogłem sobie spokojnie zainstalować jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier czyli właśnie Fallout: New Vegas. I tu podczas instalacji nadeszło pierwsze rozczarowanie. Otóż na sprzęcie Core i7 i 4GB DDR III gra się instalowała prawie pół godziny, a po instalacji konieczny był restart.
Po niezbyt dobrych wrażeniach tym spowodowanych nadeszła TA chwila - uruchomienie gry. Oczywiście najpierw sprawdzenie wydajności karty graficznej - nie było z tym problemów i gra pokazała, że mogę grać na najwyższych detalach, co mnie niezmiernie ucieszyło. Nie zdecydowałem się w pierwszej chwili na polonizację.

Gra uruchomiła się szybciutko, co trochę poprawiło jej wizerunek po kiepskim etapie instalacji. Po chwili pojawił się sprawdzony system menu gry, który oferuje dostęp do najważniejszych opcji gry takich jak ustawienie dźwięku, obrazu, zmiany koloru interface, sterowania. System ten nie uległ żadnym zmianom względem poprzedniej części, jednak nie uznam tego za minus, ponieważ nic więcej nam na tym etapie nie potrzeba.

Po kliknięciu New Game rozpoczyna się intro, miły filmik który wprowadza nas w historię. Po obejrzeniu przychodzi czas na tworzenie postaci. W Falloucie New Vegas zostało to rozwiązane zupełnie inaczej niż dotychczas czyli czas na rekonstrukcję.
Budzimy się po postrzale w głowę, sympatyczny doktor pyta się nas jak mamy na imię, jak dokładnie wyglądamy. Mechanizm tutaj również się nie zmienił w porównaniu z poprzednią częścią. Mamy do wyboru kolor skóry, rysy twarzy, fryzurę, zarost. Trochę byłem zawiedziony brakiem możliwości generowania własnej fryzury według własnych upodobań, ale na szczęście ich mnogość wyboru rekompensuje tą mało istotną wadę.
Po skończonej rekonstrukcji twarzy i ustaleniu imienia przechodzimy do rozdzielaniu punktów w systemie S.P.E.C.I.A.L., co odbywa się to przy specjalnej maszynie. Punkty te jak w każdej dotychczasowej odsłonie gry mają kluczowe znaczenie w przebiegu rozgrywki. Po rozdzieleniu punktów doktorek, któremu zawdzięczamy życie zaprasza nas do testów skojarzeniowych oraz odpowiedzi na kilka pytań w celu ustalenia naszych zdolności, co na szczęście pod koniec testu można zmienić na takie jakie nam pasują.
Ten sposób tworzenia postaci bardzo przypadł mi do gustu ze względu na swoją przejrzystość i łatwość. Ci którzy nie grali w Fallout 3, dzięki temu kreatorowi poznają również podstawy poruszania się po powojennej Nevadzie.

Mechanika gry zmieniła się nieznacznie w porównaniu do Fallout 3, ponieważ obie gry stoją na już mocno wysłużonym silniku, na którym powstał Oblivion. Silnik ten nie jest pozbawiony błędów więc często możemy zaobserwować latającą po ekranie twarz rozmówcy, źle dopasowane ruchy ust do wypowiadanych kwestii, utknięcie w niewidzialnej ścianie na środku pustego placu czy brak możliwości podejścia pod niezbyt stromą górkę.
Interface w porównaniu z Fallout 3 nie zmienił się nic, nadal więc mamy Pip-Boya na ręce, w nim mini-radar oraz informacje o zużyciu broni, punktach akcji oraz zdrowiu, które nam jeszcze pozostało. Jak na dzisiejsze możliwości sprzętowe graficznie Fallout New Vegas prezentuje się co najwyżej na poziomie średnim. Tekstury potrafią być czasem ładne i ostre, a czasami wygląda jak naprasowanka z Bravo Girl. Twarze bywają porozciągane, niewyraźne, otoczenie momentami się zlewa, przedmioty które wydają się być interaktywne okazują się zwykłymi atrapami , których nie daje się nawet przesunąć.

Niedoróbki graficzne mamy już za sobą to teraz czas na pochwały. Świat prezentuje się rewelacyjnie. Co prawda zostały użyte dokładnie te same tekstury co w Fallout 3, ale teraz wyglądają zupełnie inaczej, są bardziej realistyczne. Być może z racji tego, że świat jest teraz bardziej ujednolicony i już nie doświadczymy kompletnie wypalonej pustyni. Wystarczy iść dwa kroki dalej by zobaczyć np. ślicznie zieloną krainę z kamienistym urwiskiem za którym jest woda. Świat wydaje się jak najbardziej poprawny, widać tutaj różnego rodzaju rośliny: na ziemi rośnie trawa kołysząca się na wietrze, drzewka z zielonymi liśćmi, kaktusy, dynie. Możemy natknąć się na orzeszki i inne tego typu rzeczy. Zmieniła się też coś, co chyba najbardziej mnie irytowało w Falloucie 3, a mianowicie oświetlenie. W "trójce" zawsze było kompletnie szare, pozbawione wszelakich kolorów. Teraz aż chce się eksplorować pustynie Mojave.

Skoro kwestię graficzną mamy już za sobą to teraz przejdziemy do mechanizmu walki. Tutaj również nie doświadczymy kolosalnych zmian. Nadal jesteśmy skazani na tryb walki rzeczywistej wspomagany przez system V.A.T.S.. Na szczęście doczekał się on tutaj małej modyfikacji, mianowicie przy używaniu broni białych mamy teraz w asortymencie ciosy specjalne, które są bardzo widowiskowe i zazwyczaj kończą się bardzo mocnym okaleczeniem lub nawet śmiercią przeciwnika. Drugą modyfikacją, której doczekaliśmy się jest tryb celowania. Po naciśnięciu PPM widzimy przeciwnika na tzw. muszce, czyli kolejny stopień realizmu mamy w zanadrzu. Reszta pozostała bez zmian, co nie znaczy, że walczy się źle. Jest to dopracowany system, który przynosi dużą frajdę z dobrze oddanego strzału. Na upartego znajdzie się jedna irytująca cecha, bowiem nadal nie ma czegoś takiego jak Head-Shot. Możemy wyładować cały magazynek strzelając komuś w tył głowy i jedyne co usłyszymy to obelgi bojowe od przeciwnika.

Kolejnym aspektem, który chciałbym omówić jest szeroka gama środków poprawiających nasze samopoczucie oraz statystyki. Oczywiście pojawia się Jet, Psycho, Mentanty, które podnoszą nam czasowo umiejętności. Jest też cała gama różnego rodzaju alkoholu, który niesamowicie wpływa na nasze zdolności retoryczne, ale kac objawia się między innymi trzęsącymi się rękami, co cholernie utrudnia celowanie - radzę się dobrze zastanowić nad wypiciem kolejnej flaszki. Jak to bywało we wszystkich poprzednich częściach i tutaj pojawiają się również czasopisma. No właśnie - to że się pojawiają to właściwie jedyna wspólna cecha. Nie chcielibyście zobaczyć mojej miny jak użyłem jedne z nich, a po jakiś 2 minutach zobaczyłem ładny tekst: "Opowieści Policyjne przestają działać". Zdołowało mnie to trochę, bo byłem przyzwyczajony do innego systemu, ale jedyne co pozostaje to napisać albo poczekać, aż ktoś napisze łatkę, która to poprawi ;-)

Kolejną ważną cechą, której nie da się pominąć jest uzbrojenie i pancerze. Jest cały arsenał, w którym każdy potencjalny morderca znajdzie coś dla siebie. Mamy więc do dyspozycji wszelakiej maści bronie białe (klucze do kół, noże, tasaki, miecze), całą gamę granatów oraz innych środków wybuchowych, pistolety, karabiny, wyrzutnie rakiet. W tej części dostajemy możliwość modyfikowania broni, powiększania magazynków, dodawania celowników. Jest to bardzo fajna funkcja, bo zwiększa realizm, który i tak już jest spory dzięki trybowi Hardcore (w polskiej wersji: Jestem Hardkorem). Oczywiście w grze są tak samo wszelkiej maści bronie laserowe (np. pięknie wykonany karabin Gaussa). Pojawiają się również bronie unikatowe jak mój ulubiony Winchester P94 (karabin plazmowy), Prototypowe Działo Gaussa, oraz szereg innych.

Omawiając Fallouta New Vegas nie sposób pominąć kwestii lokacji, których jest tutaj prawdziwe zatrzęsienie. Podczas naszej wędrówki w pogoni za człowiekiem, który zrobił nam dodatkowy otwór w głowie natrafimy na stacje benzynowe, wyschnięte jeziora, obozy najemników, miasta, miasteczka, bunkry, rozbite wraki maszyn, napromieniowane miejsca, składy, lotniska. Nie sposób wymienić wszystkiego. Jak już wcześniej wspomniałem jest tego ogromna ilość, która w odróżnieniu od poprzedniej części jest bardzo ładnie stonowana i nie ma ogromnych skoków terytorialnych, no może nie licząc wizyty na starym poligonie atomowym ;-)

Na uwagę zasługuje również humor z którego poprzednik był praktycznie wyprany. W najnowszej odsłonie Fallouta humor tryska wręcz z każdej strony. Większość postaci lub robotów, które spotykamy na swojej drodze wywołuje u nas uśmiech, a przynajmniej jego minimalną namiastkę. Pierwszą radość wywołało u mnie spotkanie z robotem, który został naszym wybawcąm bowiem maszyna o wdzięcznym imieniu Victor ma twarz bardzo podobną do Lucky Lucka. W tle można m.in. usłyszeć muzykę, którą słyszymy w pierwszym Falloucie (to akurat idealne dla "betonów"). Na naszej drodze spotkamy m.in. pilotkę latacza, który rozbił się pod Klamath, córkę Cassidiego, będziemy mieli możliwość pogadania z gościem, który prowadził monopolowy w Norze, na banknotach z RNK znajdziemy podobiznę Aradesha (i jeśli mnie wzrok nie zmylił to jest tam też Tandi). Są to takie malutkie rzeczy, które wymagają znajomości poprzednich części gry, ale są miłym ukłonem w stronę fanów, czego zabrakło mi w Falloucie 3, który ogólnie uważam za grę kiepską.

Trzeba trochę wspomnieć o poziomie trudności gry, a właściwie jej kompletnym braku. Na samym początku wystarczy wybrać odpowiednie cechy, odpowiednio rozdzielić punkty dla S.P.E.C.I.A.L. a w późniejszym etapie wybrać perka Dzika lojalność i Koło Fortuny żeby gra była praktycznie banalna nawet dla niedoświadczonego gracza. Tryb Hardcore, to nowość, bardzo ciekawa i intrygująca, nie mogłem więc sobie odmówić tej przyjemności zagrania z jego pominięciem. Ciekawie wyglądało gdy biegłem w pancerzu wspomaganym Enklawy przez pustynie, zaatakowało mnie kilku gości i padłem... z głodu! Coś niesamowitego! Brakowało mi tego w innych grach. Musisz stale obserwować stan odwodnienia, głodu i snu. Na szczęście wody na pustyni nie brakuje, owoce, które swoją drogą też zaspokajają pragnienie możemy znaleźć co kilka mil, a i materac też się jakiś znajdzie.

Na koniec zostawiłem sobie fabułę, bowiem muszę się na niej wyżyć, ponieważ nie jest ona do końca przemyślana, przynajmniej w moich oczach. O ile idziemy z głównym wątkiem (ale do niego wykonujemy pobocznie zadania, które zlecają nam mieszkańcy miejscowości przez, które przechodzimy) to gra rozwija się powoli i odkrywa przed nami kolejne tajemnice postapokaliptycznego świata. Na tym etapie może się wydawać że nasze decyzje nie mają większego wpływu na to co się będzie działo później - nic bardziej mylnego, jeden niewłaściwy ruch i jedno z ugrupowań, o ile nie kilka, będziesz miał na karku. I to wszystko do czasu dotarcia na Strip. Po przekroczeniu bram gra nabiera takiego tempa, że właściwie nie wiem kiedy ją przeszedłem. Oczywiście można wykonywać wszystkie zadania dodatkowe, grać w kasynie, pomagać miejscowej ludności, tylko tak właściwe po co skoro nie wnosi to nic nowego do fabuły? Zadania, które dostajemy od frakcji do której ostatecznie się przyłączymy są najzwyczajniej nudne, w stylu: przekonaj strażnika żeby poszedł, poszukaj w terminalu informacji o kodeksie, znajdź i zabij, dostarcz. Nie przyczepiłbym się do tego gdyby nie to, że po przejściu tak sporego kawałka gry poziom gracza jest już zbyt wysoki na bieganie jako gość na posyłki.

No to teraz czas na podsumowanie i moją ocenę subiektywną. Fallout: New Vegas to bardzo dobra gra, zrobiona z humorem z jakiego były słynne 2 pierwsze części. Trochę zmartwiły mnie wyżej wymienione błędy, i taka mała rzecz, która irytowała mnie w Falloucie 3. Mianowicie jeśli zabierasz z trupa ubranie to mimo tego, że wcześniej biegał z gołą klatą teraz leży w bokserkach i podkoszulku.

W Fallouta New Vegas gra się bardzo przyjemnie i na przyzwoitym poziomie. Przedstawiony świat zachęca do eksploracji. Zawodzi trochę lokacja Strip, która była przedstawiona jako spore miejsce, a w kasynie jest zawsze spory ruch i dużo się dzieje. Za przeproszeniem gówno prawda! Ulice może i są ładnie oświetlone, budynki też ale co z tego? Na ulicy znajdzie się kilku pijanych osób, w kasynach nigdy stoły nie są pełne, na scenach maksymalnie 3 osoby. Może by mnie to nie drażniło aż tak, ale mam komputer, który uciąga tą grę bez jęczenia na najwyższych wymaganiach i wymagam czegoś większego od gry, która ma szansę się stać grą tego i przyszłego roku.

Pomimo bardzo małej kampanii reklamowej, która towarzyszyła Falloutowi New Vegas, życzę mu jak najlepiej. Wierzę, że niedoróbki, które występują na chwilę obecną zostaną bardzo szybko wyeliminowane. To gra, która może być nie tyle następcą, co dobrą kontynuacją poczciwego Fallouta 2. Do pełni szczęścia zabrakło po raz kolejny rzutu izometrycznego i turowego trybu walki.

Moja ocena końcowa tej gry 8+/10

© 2010 Zrecenzował Jan 'Nightmaster' Przeklasa

<< Fallout New Vegas