Autor Wątek: Wieczorek filmowy Trzynastego Schronu #28 - Australijska wojna z dzikimi kotami  (Przeczytany 1097 razy)

Squonk

  • Schronowy Inżynier
  • Gen. armii - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 8805
  • Wytyczając kierunek - Emanacja azymutem!
    • Trzynasty Schron

Rzeczywistość tak ma, że jest, że istnieje. Można na nią dobrze lub źle wpływać, bądź zmieniać. Można też się na nią obrażać, w czym gustują tzw. Wojownicy Sprawiedliwości Społecznej. Obrażają się więc na rzeczywistość związaną z historią czy ze sferą ludzkiej seksualności. Wspominam tu o tej grupie ludzi, bowiem w dobie szybkiego przekazu informacji, jaki umożliwia Internet, do wyjątkowej rangi urosła troska o zwierzęta. Dziwnie pojmowana troska, objawiająca się selektywnym postrzeganiem sprawy. Czyli trzeba się troszczyć o los tych które zjada człowiek, ale nie zauważać losu dziko żyjących zwierząt w miejscach, z których pozyskuje się różne ekologiczne produkty. No chyba że jakiś celebryta rzewnie się w mediach rozpłacze, i mądrość etapu wchodzi na inny poziom. Czy znalazłby się jakiś, który rozbeczał by się nad losem dziko żyjących kotów, zabijanych strzałem z broni palnej w głowę?

Parę lat temu dzikie koty w Australii mordowały rocznie wiele milionów dziko żyjących zwierząt, głównie płazów, gadów i ptaków. Zawinił oczywiście człowiek, który je tam sprowadził i nie przewidział, co takie zwierze może na wolności zrobić. Problem który pokazuje niniejszy film, w minimalnym - ale jednak - stopniu istnieje i w polskich miastach. Mające dobre intencje troska o bezpańskie koty, jeśli nie idzie w parze z ich jednoczesną sterylizacją, zmienia się w zagładę okolicznego ptactwa. Przykładowo na osiedlu w jakim mieszkam, dzięki postawieniu budek dla kotów wśród bloków, okoliczne stada wróbli przeprowadziły na pobliskie osiedle domów jednorodzinnych. Stąd zniknął towarzyszący mi zza okna od najmłodszych lat świergot tych małych rozbójników, gdy dnie stawały się cieplejsze. Argumentacja że jak są koty, to nie ma gryzoni (szczurów) jest nie przekonująca, bo te zjawiają się w miejscach, w których człowiek zostawia im coś do jedzenia.

Jednak gdy na mieście pojawi się informacja o tym, że ktoś niespełna rozumu rozkłada zatrutą karmę - w wiadomym celu - to rozlega się słuszny, acz podszyty Społecznie Sprawiedliwą Walką wrzask i histeria. Kociego problemu nie zauważa zaś nikt. A ten, gdy rozwinie się w formę katastrofy, dostaje niestety "ostateczne rozwiązanie". Na szczęście tylko dla kotów...

Możemy dojść od sukcesu do upadku, od marzeń do urny z prochami. Możemy spaść z czerwonego blasku rakiet, do 'bracie, czy mógłbyś mnie poratować'.