Stąd szybka ocena filmu Ostatni Jedi nie będzie oscylowała w stronę "rozczarowanie, na które nie warto było tyle czekać", jak śmiało można to przydać choćby Lidze Sprawiedliwości. Wyszło po prostu średnio, odtwórczo, bez emocji.
No cóż. Jako fan serii nie będę ukrywał że seria arcydziełem to nigdy nie była. Stopień rozczarowanie generalnie jest proporcjonalny do ignorancji widza wobec tego czego należy się spodziewać. Dlatego mimo wad film ten wciąż pozostaje jedną z najlepszych odsłon w serii.
Patrząc z perspektywy 40 już lat, na pierwszy (czwarty w chronologii) film ze świata Gwiezdnych wojen, widać że George Lucas Ameryki wówczas nie odkrył. Zmienił tylko sposób w jaki wówczas w kulturze masowej (kinie oraz TV) pokazywano historie związane z przygodami w kosmosie.
Dokładnie. W tamtych czasach kultura masowa była zdominowane przez Pulpę. Nie oznacza to że nie było solidnego Hard Science Fiction w postaci książek a nawet lepszej Space Opery jak choćby Valerian który ekranizacji doczekał się dopiero niedawno, niemniej gatunek znajdował się w stanie który określa się jako "Science Fiction Ghetto", a w oczach opinii publicznej Sci-Fi to był Flash Gordon.
Mimo osiągnięcia sukcesu wykraczającego poza ramy dzieła sztuki filmowej, a przenoszącego go na poziom popkultury, Lucas nie zaryzykował pójścia za ciosem i nie pozwolił na powstanie dalszych części, pokazujących "jak do tego wszystkiego doszło" lub też tych "co było dalej".
Na jego obronę było tak z powodu rozwodu. Firma potrzebowała lat by odbudować utracony wtedy kapitał.
Musiało więc minąć kilkanaście lat, by pojawiła się chronologicznie pierwsza trylogia, za którą - poza napisaniem scenariuszy również reżysersko - odpowiedzialny był Lucas. Mimo wielu mielizn i nielogiczności (także Jar Jar Binksa), z perspektywy dwóch filmów trzeciej trylogii, widać że próbował wnieść on w świat który stworzył coś nowego. I jakoś ugnieść strawną dla widza historię, wyjaśniającą jak miły, słodki chłopiec z peryferyjnej, pustynnej planety, stał się najczarniejszym bohaterem Galaktyki. A przy okazji i kultury masowej.
Niby co nowego? Prequele były tak samo odtwórcze jak całą reszta.
Co zaś widz, a i też fan gwiezdnowojennego uniwersum otrzymał w 2017 roku, gdy pojawił się kolejny film z trzeciej trylogii?
To czego oczekiwał.. no chyba że miał jakieś urojone oczekiwania pokroju nieistniejącego geniuszu Lucasa.
I to mogło by być całą recenzją tego filmu. Mimo wszelkich zaklęć, ochów i achów widać, że brak tu osobowości Lucasa, który nawet jeśli popełnił błędy takie jak Jar Jar Binks, to wynikało to z jego wizji, a nie z biznesowo-marketingowych kalkulacji.
Tylko nie mów mi że na serio wierzysz w "wizję" Lucasa? Lucas zrzynał z Kurosawy, anime, Valeriana i wszystkiego co się dało. Filmy które cenią fani powstały gdy nad nim wisiał bat pilnujący by nie odwalał kity. Gdy w końcu Lucas odzyskał pełną kontrolę nad marką to powstały kolejno trzy najgorsze filmy w całej serii.. począwszy od Powrotu Jedi na Wojnach Klonów kończąc. Poza tym jeśli nie wiesz co to KotOR to przypominam że kalkulacja była taka że fani napisali petycję z prośbą o ekranizację. Jedyni ludzie którzy bredzą o podobieństwach między Nową a Starą trylogią, które są ale powierzchowne (co nigdy nie było zresztą złem) to ludzie którzy nie rozumieją co naprawdę dzieje się na ekranie.
Gdy pojawiło się Przebudzenie mocy wiadomo już było, że historia w nim opowiedziana nie będzie pokrywała się ze stworzonym przez książki i komiksy kanonem, jaki powstał po wydarzeniach w Powrocie Jedi.
O tym to było wiadomo już w momencie wykupienia Lucas Film przez Disneya, bo to już na starcie ogłoszono. Zresztą poza fanboy'ami EU którzy nie zrozumieli że ma to być selektywna eliminacja i taki Thrawn jest teraz bardziej kanoniczny niż kiedykolwiek. To czy na serio chciałbyś jeszcze bardziej wtórny i generyczny shit w postaci klonów Imperatora i inwazji generycznych kosmicznych barbarzyńców? Sorry, ale wiele osób odetchnęło wtedy z ulgą.
Bowiem Mark Hamill został dotknięty czymś, co w filmowym świecie jest nazywane przekleństwem jednej roli.
Racja.. nie ma bardziej kanonicznego Jokera niż on. Joke on you Batman
Stąd też Luke Skywalker nie rzuca na lewo i prawo mądrościami a'la Yoda, nie przenosi też za pomocą Mocy gór i lasów. Legenda, w jaką uwierzyli fani, ale - co jest też sprytnym zabiegiem scenariuszowym - również bohaterowie "nowej trylogii", jest zmęczona, rozczarowana, zgorzkniała.
I jak jego postać zawsze była napisana. Luke to był farmer który zresztą chciał zostać szturmowcem, ale po tym jak zamordowano jego rodzinę i kierując się dziwnym uczuciem wyruszył ratować księżniczkę i jakimś cudem przeżył. Luke nigdy nie ukończył treningu i jego konfrontacja z ojcem raczej była próbą przetrwania a nie pokazem heroizmu. W oryginalnym skrypcie zanim Lucas umieścił w nim Ewoki Luke miał odejść złamany w głąb pustyni. To zabawne że ludzie burzą się na to że nie jest Marry Sue.
wśród złoli pojawia się ubrana w srebrny pancerz kapitan Phasma. Choć po co i dlaczego to nie wiadomo, bo w kolejnym filmie - mimo marketingowego podbijania bębęnka - znów nie rozwinięto jej postaci.
Bo to żart z Boba Feta.. ona jest takim "kosmicznym żelaziakiem" jeśli nie zauważyłeś.
Wielkie wizje galaktyki będącej Republiką gdzieś prysły, za to na wierzch wyszło to, co dobrze znamy w naszej rzeczywistości. Czyli trwa wojna, zwyczajni ludzie cierpią, a kabzę na niej nabijają sobie producenci i szmuglerzy broni, sprzedający ją - a jakże - obu stronom.
I.. w sensie że to źle czy dobrze? Bo ja uważam że to jeden z powodów dla których ten film jest świetny.
Jaka w końcu jest różnica między Republiką, w której matoły takie jak Jar Jar Binks reprezentują obywateli w Senacie, zaś pleniąca się w najlepsze korupcja rozkłada nieudolną władzę; a Imperium w którym wszyscy są trzymani krótko za mordę przez armię i scentralizowany system władzy?
Że imperia mimo to upadają i to przeważnie w bolesny sposób, więc tylko idioci w nie wierzą? Jak trafnie zauważył Winston Churchill: "Stwierdzono, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu". Nikt nie twierdzi że demokracja jest idealna, ale jak kapitalizm po prostu działa. Choć należy zauważyć że w świecie GW jest one wyjątkowo niekompetentna.. temu nie przeczę.
Jednak z Internetów wiem, że w oryginalnym kanonie po wydarzeniach z Powrotu Jedi, kiedy wszyscy sobie razem w zgodzie ręce podali, w galaktyce pojawiła się rasa Yuuzhan Vongów. Te odporne na Moc istoty zrobiły tam srogi rozpieprz, jednocząc wszystkich zdolnych do walki. Chyba tylko to mogło by sprawić, że świat znany już Przebudzenia mocy i Ostatniego Jedi nabrałby własnego wiatru w żagle.
Ugh.. nawet nie wspominaj mi o tym szajsie..
Domykanie historii bohaterów poznanych w Nowej nadziei przez drugi już film, przy takich choćby możliwościach technicznych jakich nie miał 40 lat temu George Lucas, to trochę za mało.
To obejrzyj sobie Battlestar Galactica. GW to zawsze była saga rodu Skywalkerów.
Stąd trzymając się kulinarnej metaforyki, Ostatni Jedi choć nie jest świeżym i smacznym daniem ugotowanym ze świeżych produktów, to nie jest też pasztetem zmielonym z różnych resztek. Bliżej mu do mrożonki, na którą podczas odgrzewania posypano dużą ilość przypraw.
Jak mówiłem KotOR to nie jest.
Obserwując reakcje fanów, widać wyraźny podział na osoby rozczarowane, oraz stawiające ten film w gronie najlepszych produkcji filmowych ze świata Gwiezdnych wojen.
Tak, na ludzi pozbawionych argumentów ślepo zakonnych w wycinku świata GW i oburzonych że są to GW a nie cud na kiju, ew. nowi widzowie rozczarowani że ten "cud" to tylko średniaczek. Oraz ci którzy wiedzą że seria ta była może niegdyś świetna, ale dziś to autentycznie jedna z najlepszych części tej podstarzałej sagi, która lata świetności ma za sobą, bo są dziś lepsi.
Według mnie zadziałały tu tylko polepszacze smaku, a nie sama treść, która po odejściu z projektu George'a Lucasa, przypomina to co stało się z Falloutem po przejęciu go przez Bethesdę.
Disney to Obsydian. Może nie to samo ale ludzie którzy rozumieją markę. Gorge Lucas to był Todd Howard.
Gwiezdno wojennym New Vegas okazuje się tu Łotr 1, w którym chcąc zrobić "nowe za pomocą starego", przedstawiono Rebelię jako okrutnych terrorystów, odzierając ją z romantycznych haseł o "wolności i demokracji". Tego wszystkiego nie ma w Ostatnim Jedi, w którym brak jest tchnienia wielkiej historii, w jaką wrzucono by przechodzących przemianę bohaterów.
Opinia z którą się nie zgodzę. W Łotrze i Rebels widzimy że Rebelia składała się z różnych ludzi, od terrorystów po idealistów. Z oczywistych względów rdzeń Rebelii jaki pozostał trzy dekady później to nie to samo.
Zza fasady efektownych scen, pościgów i walk, wysuwa się matematycznie skalkulowany biznesplan, z określoną liczbą scen "takich jak dawniej tylko że inaczej" lub zawierających śmieszkowe momenty.
No i? Przynajmniej fani uzyskali to czego chcieli. Oczywiście rozwydrzona gówniarzeria jęczy, ale biorąc pod uwagę absolutny brak argumentów z ich strony się nie liczą.
No i oczywiście nowe, miłe, małe zwierzaczki czyli Porgi. Choć nie Jar Jar Binks. Tą całą więc disneyowatość, ten cały postępowy "trynd" w przekazie
No szok.. bo tego nie było.. to Disney wymienił Wookiee na Ewoki w Edycji Rozszerzonej. Przynajmniej Porgi nikomu nie wchodzą w drogę.
W przypadku Ostatniego Jedi (jak i Przebudzenia mocy), co najwyżej udało się przeskoczyć prequele. I chyba to powinno wszystkim wystarczyć.
Oczywiście masz prawo do opinii. Tylko zabawne że jest ona sprzeczna gdy w jednym miejscu opiewasz Lucasa a potem wieszasz koty na Prequele?