Rezro zwraca uwagę na ciekawe sposoby interpretacji tego całego zjawiska (projektu i reakcji na niego, jak też ogólnego zjawiska trollingu). bo rzeczywiście w trollowaniu jest bardzo dużo takiej gry nerwów, w której tylko się czyha, aż ktoś się wpieni lub da wrobić, ergo: to trolle są manipulantami, nie manipulowanymi.
Niezależnie jednak od tego, co w końcu okazało się tutaj "wartością dodaną", a co rzeczywistym, przewidywanym wynikiem tej całej maskarady, jakiemuś procentowi ludzi może patrzałki się otwarły. Może, bo nie sądzę, żeby to jakoś radykalnie zmieniło świadomość osób rozsądnie użytkujących net, tak samo jak wątpię, by drastycznie uleczyło z głupoty przygłupów.
Ciekawa jest teza tego ujścia dla fali chamstwa. Bo owszem, tak jest, ale można też zapytać, czy to nie tak, że samo istnienie medium nasila chęć bycia chamskim, na zasadzie przekory, na zasadzie droczenia się, ale też na zasadzie kaprysu – bo mogę. Jakby nie patrzeć, to przed epoką wirtualną niszczono się nawzajem na różne sposoby, a jednak zawsze były środowiska w miarę bezpieczne, gdzie nikt na ulicy człowieka w biały dzień nie zadźga, i takie, gdzie się obrywa na każdej klatce schodowej. Ba, sądzę nawet, że to właśnie sprzężenie zwrotne, między intensyfikacją chamstwa, a istnieniem spustu, w ogóle net żywi. Bo dla jakiej przyczyny normalny zdrowy człowiek żywiłby tak silne reakcje emocjonalne wobec ludzi z drugiego końca kraju lub świata? Te reakcje pozostałyby na poziomie deklaratywnej niechęci "Bo ja nie lubię żółtków") i koniec, nie rosłyby do rozmiarów zmasowanego trollingu, na ten przykład, czy wręcz krucjat w błahej sprawie.