Autor Wątek: 'Do światła' fragment czwarty  (Przeczytany 1131 razy)

Squonk

  • Schronowy Inżynier
  • Gen. armii - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 8805
  • Wytyczając kierunek - Emanacja azymutem!
    • Trzynasty Schron
'Do światła' fragment czwarty
« dnia: 20 Czerwca 2012, 16:45:14 »

Informacja prasowa od Wydawnictwa Insignis

Dzisiaj publikujemy czwarty, przedostatni już fragment najnowszej książki z cyklu Uniwersum Metro 2033 - "Do światła". Wszystkim, którzy czekają na pełny tekst książki przypominamy, że premiera już za 9 dni - 27 czerwca.

W czwartym fragmencie przeczytacie o trudnych początkach wspólnej wyprawy Gleba i Tarana, kryjówce stalkera i o tym, jak w metrze smakują… brzoskwinie.

Fragment dostępny jest też w formie audio w niezrównanej interpretacji Krzysztofa Gosztyły.

Fragmenty audio "Do światła" na schronowym Chomiku.

Zapraszamy też do udziału w konkursie i wykorzystania przedostatniej szansy, by wygrać termos z logo Uniwersum Metro 2033.

Powodzenia!

Ujawniamy co będzie gratisowym dodatkiem do książki "Do światła".

Dobra Nowina Artema. Zakończenie powieści "Metro 2033" nie napawa optymizmem. Wydaje się, że dla rodzaju ludzkiego nie ma już nadziei i czeka go powolna zagłada. Czy aby na pewno? Przeczytaj "Ewangelię według Artema", nowy końcowy rozdział "Metra 2033", nadający książce inną, zaskakującą wymowę. Autorem "Ewangelii" jest sam Dmitrij Głuchowski.

"Ewangelia według Artema" w formie szesnastostronicowej broszury będzie dołączona do każdego egzemplarza powieści Andrieja Diakowa "Do światła".

Książkę można już zamawiać w Empik.com - tutaj, w przedsprzedaży, w bardzo dobrej cenie 30,49 zł. Wszystkim, którzy nie mogą się doczekać lektury "Ewangelii według Artema", zdradzamy jej początek:

W twarz lecą mi białe plastikowe torebki. Odklejam je od wizjera maski przeciwgazowej i wypuszczam - i torebki, pochwycone przez wiatr, płyną w powietrzu dalej, podobne do meduz. Prawdziwych zwierząt się tu nie spotyka - ani tych zwyczajnych, ani nawet przystosowanych do radiacji potworów. W promieniu wielu kilometrów nie ma jednego żywego listka, jednego źdźbła trawy…

Tylko sadza i stopiony metal, zwęglone szczątki i betonowy gruz. Jeśli nawet wiatr przywiewa tu nasiona jakichś roślin, to padając na tę przeklętą ziemię, nie mogą przeżyć i wysychają. I nawet torebki zatrzymują się tu tylko po to, by odpocząć, a potem pędzą dalej. Przychodzę tu codziennie i dawno już straciłem rachubę dni, które tu spędziłem. Ubieram się w ciężki skafander ochronny, zakładam maskę przeciwgazową, biorę broń i wyruszam na górę ruchomymi schodami. Z początku odprowadzali mnie dziwnymi spojrzeniami: były w nich jednocześnie pobłażliwość, podziw i szyderstwo. Teraz wszyscy się przyzwyczaili i przestali zwracać na mnie uwagę. I tak jest mi wygodniej.
Możemy dojść od sukcesu do upadku, od marzeń do urny z prochami. Możemy spaść z czerwonego blasku rakiet, do 'bracie, czy mógłbyś mnie poratować'.