Co prawda miałam się już na temat ACTA nie wypowiadać, widzę jednak, że zeszło na tor bardziej ogólny (właściwie więc mogłabym to samo napisać w sąsiednim temacie o szlabanie, ale co tam):
Uważam, Jasiu, że przeginasz nieco. Po pierwsze, tak jak nazwanie onegdaj przez Drzewieckiego Polski "dzikim krajem" temu krajowi, czyli mojemu, uwłacza, tak samo twierdzenie, że żyją w nim wyłącznie (bądź w większości) mali ludzi o małych ambicjach, jest krzywdzące dla wielu Polaków. No halo.
Nie popadajmy w paranoję... Tak jak my cierpimy na "polactwo", tak Rosjanie na słynny "stan umysłu". Ja się mogę wstydzić wad polskich, ale nie Polski i Polaków jako takich.
Po drugie, zdaje się nie zauważyłeś, że protest przeciw ACTA zbiegł się w czasie (i może nawet to fakt, że sprawa wypłynęła na fali ogólnego rozgoryczenia) z niezadowoleniem na wielu innych płaszczyznach. Protestowali aptekarze, lekarze, były protesty przeciwko podwyżkom cen paliw, coraz więcej ludzi wyraża sprzeciw wobec kontroli mediów, wzrostowi cen i działaniom rządu. Po tym, jak pokazano w telewizji tylko jedną stronę Marszu Niepodległości, w sieci pojawiło się mnóstwo filmików obiektywizujących przekaz; można było zobaczyć, że obok zamieszek było też sporo spokoju wśród zwykłych obywateli, którzy najzwyczajniej w świecie włączyli się w obchody święta. Pojawia się mnóstwo mini-akcji, jak promowana na Schronie ta przeciw polityce Empiku. Czasem coś odbija się tylko czkawką, czasem przeradza w strajk, czasem w akcję netową... Od którego momentu należy liczyć rewolucję jako "wielką" i "właściwą"? Czy przypadkiem ta wielka to nie jest po prostu wojna domowa, z której wynika, co wynika, w myśl znanego przysłowia Robespierre'a? Przecież nie wiemy, kto z tych ludzi ile robi na własnym podwórku — sama znam osobę działającą na rzecz rugowanych z mieszkań lokatorów, która jednocześnie jest gorącym przeciwnikiem ACTA.
Brak wielkich zrywów i wielkich idei nie jest wyłącznie problemem Polaków. Takie już nasze czasy, postmodernistyczne, jak to się niby zwą; efemeryczne i cząstkowe. Wirtualizacja jest ich częścią — a i tu nie jest z nami najgorzej; hikikomori i lokale, w których fan anime może spędzić czas z plastykową bohaterką komiksu jeszcze nas nie dotknęły. Polska, choć pod butem ZSRR, nie stała się swego czasu jedną z republik radzieckich. Najprężniejszy ruch oporu podczas II WŚ istniał w Polsce. To u nas dokonała się, mimo zepsucia jej owoców, zmiana solidarnościowa. Polscy specjaliści cenieni są w wielu dziedzinach poza granicami kraju. A z drugiej strony — wciąż się dyskutuje, czy powinniśmy z pompą świętować powstania i zrywy patriotyczne, które się kończyły, jak kończyły.
Przejście wielu spraw w sferę cyfrową jest procesem ogólnym dla całej ludzkości, tzn. tej jej części, która jest zglobalizowana poprzez kompy, TV, etc. To, że się prowadzi walkę najpierw na Fejsie, potem na ulicy, jest skutkiem czasów. Ale jeśli już walka, ACTA nie ACTA, przenosi się na ulice... Może należałoby jednak się cieszyć z tego, nawet jeśli znajdą się wśród protestujących po prostu "zgrywusy"?
Chciałam się z koleżanką podzielić rewelacjami Boniego na temat pobierania przezeń plików — kumpela pyta, kim facet jest. W mojej małej miejscowości być może ze dwie wiedzą, co to ta ACTA. Ze cztery mają jakieś tam "życie duchowo-polityczne". Wyjaskrawiam celowo, ale takie są fakty. Tymczasem to wśród internautów, których niektórzy tak tutaj lekceważą, w ogóle kwitną jeszcze jakieś pasje, zainteresowania, wymiana myśli. Jest kompletną bzdurą, że gros protestujących robi coś dla picu; to raczej ci, którzy ewentualnie robiliby to dla picu, zostaliby po, pierwsze, w domu, po drugie, zażądaliby darmowej pizzy, jeśli już, po trzecie — rozmyśliliby się, bo nie wiedzieliby, o co chodzi. Takie narzekanie na owe manifesty to jest po prostu gderanie w stylu "i tak źle, i tak niedobrze". Coś w rodzaju "Ach, ta dzisiejsza młodzież" — ogólnikowe stwierdzenie, które nic nie mówi, bo młodzież była, jest i będzie różna, plus/minus uśrednienie w tej kwestii, zależne od pokolenia. Zrównywanie wszystkich do poziomu stada jest strzałem w stopę; bo skoro narzekam na stado, to po co w tym stadzie siedzę?
Za każdym człowiekiem stoi inny życiorys.