Mam co do całej akcji uczucia mieszane, przyznam.
Zaczynając od Empiku: nie przepadam. Książki w Empikach są niejednokrotnie porządnie sczytane, nowa i droga pozycja wygląda jak jej tańsza odpowiedniczka z antykwariatu. Ceny też nie powalają. A do tego, wielokrotnie faktycznie spotkałam się z tym, że wystarczy okres jakiegoś tam boomu na konkretnego autora czy książkę "zaspać", by potem nie móc nabyć egzemplarza - bo skończył się sezon.
Z kolei w księgarni X, gdzie ostatnio nabywałam książki, przeraziło mnie, jak ludzie się z książkami obchodzą. Moje zamówienie leżało na stercie innych książek (a mowa o książce w miękkiej okładce), pani ekspedientka nie mogla pozycji najpierw znaleźć, a kiedy znalazła, to po zrobieniu porządnego miszmaszu w całej kopie książek zamówionych. No i kosz to nie jest dobre miejsce na trzymanie książek, jak kijowe by nie były.
Tyle tylko, że zakupy internetowe związane są z kosztami (przynajmniej u mnie), które... No cóż, cena po przesyłce tudzież po wliczeniu dojazdu po odbiór osobisty, robi się niewiele niższa od tej przy zakupie w księgarni stacjonarnej. Atrakcją są rzeczywiście promocje, ale bardzo często dotyczą one przebrzmiałych bestsellerów albo literatury klasy C, a pozycje dobre jak były drogie, tak są. Małe księgarenki? Gatunek prawie wymarły, często kiepsko zaopatrzony i położony poza strefą, która dla osoby spoza miasta jest najdogodniejsza. Bardzo często mają tam książki tyleż tanie, co zwyczajnie nieobiecujące.
I to jest właśnie ta łyżka dziegciu, bo samą akcję rozumiem i nawet popieram (chociaż konta na fejsie nie mam).
Wydawcy także potrafią wywindować ceny w sztuczny i denerwujący sposób, który powstrzymuje mnie od tego, by patrzeć na nich jako na biedne ofiary nieuczciwości księgarń. Nienaturalnie rozstrzelony druk, masa grafik, które z książki czynią komiks, wydawanie jednej powieści pociętej na tomy tylko po to, żeby podbić cenę, ostre warunki debiutu (szansa na wydanie kogoś tak anonimowego, jak swego czasu Meyer czy Rowling, jest znikoma, o ile nie ma się przynajmniej kilku opowiadań w branży, czy to prasie literackiej, czy w sieci), trzymanie się jednego motywu lub ostracyzm wobec konkretnych motywów (zauważcie, że dziś mówi się o jednej linii literackiej całego wydawnictwa, nie jakiejś "szkoły" pisarzy czy nurtu) - to wszystko są blokady dla młodych autorów i obciążenia dla czytelników.
Jeżeli tak ogółem o dobra konsumpcyjne chodzi, to wspieranie małych firm jest często kwestią rozsądku i jakości. Ziemniaki od sąsiada-rolnika, własnoręcznie robione wędzonki, niesamowicie fajne szmaty kupione w małym butiku o śmiesznych cenach ubrań tudzież w szmateksie - to wszystko często przebija produkty "z metką", które są w istocie gówniane.