Autor Wątek: Postapokalipsa w "Metrze"  (Przeczytany 3100 razy)

szczypiorofix

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 308
  • To jest kura, panie generale!
Postapokalipsa w "Metrze"
« dnia: 17 Września 2011, 08:23:42 »
Witam,
czytał ktoś może czwartkowe "Metro" (15.09.2011r.). Tak, tak, było o apokalipsie i nawiązań do Fallouta,
tytuł : "Minister wróży wojnę. Ludzie kupują makaron".
Przeczytałem i byłem na prawdę zdumiony, że jest na świecie dość dużo takich "świrów", którzy kupują żywność na zapas, przerabiają urządzenia domowe np. komputer, lodówkę na 12V tak aby pobierały jak najmniej prądu.

Pewien anonimowy ekonomista z warszawy pisze :
Cytuj
Najlepiej zbierać rzeczy, które można trzymać bez lodówki. Ja kupuję makaron, puszki z sosem pomidorowym i tuńczyka w puszkach. (...) Mam ponad 100 sztuk każdego asortymentu. To zestaw, który dobrze sprawdzi się mieście podczas kryzysu. Zapasy robię na siedem osób, również dla rodzeństwa. Wystarczy na dwa tygodnie bez ruszania się z domu.
Dodatkowo facet gromadzi też wodę i złoto oraz srebro. Może to stanowić walutę w ciężkich czasach. Twierdzi, że objawy kryzysu często kończą się na ulicy a wtedy wiadomo co się dzieje, np. Argentyna w 2001 r.

Potem czytamy dalej...

Robert Janicki zbiera naukowo potwierdzone informacje na stronie losyziemi.pl na temat wzrostu promieniowania słonecznego i jego wpływu na częstotliwość i siłę katastrof naturalnych na Ziemi. Sam Janicki zaczął również przerabiać urządzenia domowe na 12V, dodatkowo zasila instalację bateriami słonecznymi (energię może pobierać nawet z Księżyca).

Poza tym:
ekonomista Nouriel Roubini (prof. na Uniwersytecie Nowojorskim), który przepowiedział nadejście obecnego kryzysu tak komentuje na Twitterze :
Cytuj
Kiedy nad bankami zbierają się czarne chmury i nasze oszczędności przestają być bezpieczne, a państwa stają na krawędzi bankructwa, czas kupować jedzenie w puszkach, mielonkę, strzelby, amunicję, sztabki złota i czym prędzej uciekać do chatki w górach.

Dorzućmy do tego jeszcze ćwiczenia obronne w Warszawie (14-15 września) - o nich też wspominają ;)

Minister finansów Jacek Rostowski podczas debaty w Europarlamencie powiedział :
Cytuj
Europa nie przetrwa rozpadu strefy euro
. Przywołał także niedawną rozmowę z "prezesem wielkiego polskiego banku", który miał mu powiedzieć, że po takich wstrząsach gospodarczych i politycznych, jakie teraz dotykają Europę,
Cytuj
rzadko się zdarza, by po 10 latach nie było także katastrofy wojennej
i
Cytuj
poważnie się zastanawia nad tym, by uzyskać dla dzieci zieloną kartę w USA

To tyle mniej więcej pisali w Metrze. Jako rysunek dodali rycinę z Fallouta 3:


Nie chcę tu nic krakać, opisuję tylko co zwróciło moją uwagę. Tę stronę z Metra oczywiście wyciąłem i trzymam w foliowej koszulce (tak na wszelki wypadek) - moja dziewczyna powiedziała, że już całkiem mi odbiło ;).
Nie wiem czy ktoś czytał ten artykuł, ale starałem się tylko nakreślić ten problem i pokazać, że jednak ktoś poważnie myśli o nadejściu prawdziwego kryzysu (oby nie).
Chciałbym wiedzieć co wy o tym sądzicie.

PS1. ja jak na razie nie kupuje masowo makaronów ani puszek ;)
PS2. jeśli to nie ten dział to proszę o przesunięcie we właściwy ;)
"Spoglądajcie często na swoje liczniki Geigera, dzieciaki. Tik-tik-tik, tak-tak-tak oznacza, że musicie stamtąd jak najszybciej spierdalać, a potem wziąć trochę Antyradu na wszelki wypadek." - Three Dog

Rezro

  • St. chorąży sztab.
  • *
  • Wiadomości: 4080
  • Why you people care so much where your souls are?
Odp: Postapokalipsa w "Metrze"
« Odpowiedź #1 dnia: 17 Września 2011, 09:20:50 »
Co ja myślę?
1) A no to że nie ma nic złego w przezorności, choć sam osobiście się tym nie przejmuję.
2) Dajcie spokój Rostkowskiemu... on po prostu nawiązywał w wymownych słowach do korzeni UE, której prawdziwym celem przypominam było powstrzymanie wojen w europie poprzez budowanie wspólnych zależności. I ma absolutną rację że jeśli państwa UE zaprzestały by budowy tego projektu w imię własnego dobra i rosnących w siłę nacjonalizmów (precz z Kaczyzmem!), to kto wie jak by się to skończyło w dalszej przyszłości? Ja zrozumiałem jego słowa i politycy Europejscy pojęli... a że nasi Socjaliści nie pojmują to tylko świadczy o nich i ich oderwaniu od rzeczywistości.

Cichutki Spec

  • ...od psychotroniki
  • Podporucznik - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 309
  • Przyczajony snajper, ukryty zbok
Odp: Postapokalipsa w "Metrze"
« Odpowiedź #2 dnia: 20 Września 2011, 20:28:32 »
W przezorności takoż nic złego nie widzę, ba, ona mnie nawet skłania do niegłupich refleksji, których celem i treścią jest "życie bardziej świadome". Czasem się przyłapuję na tym, jak mało wiem i nie jest to wesoła sprawa, niemniej, pracuję nad tym, by wiedzieć więcej.
Z sieci (żałuję, że się kontakt urwał, bo tyle fajnych dyskusji było, że żal zwyczajnie) znam (czy też "znam") człowieka, który jako surviwalista (nie tyle ten, co się sprawdza bez kapci i poduszki w lesie, co taki, co, owszem, owoż uskutecznia, ale poza tym jest "przetrwaniowcem" pełną gębą) zadeklarował się zupełnie serio i napisał, że, owszem, a trzyma paszę na dwa tygodnie i nigdzie nie rusza się bez noża. Między innymi.

Z tym krakaniem to jest tak, jak z niedowierzaniem w pewne rzeczy, które potem stają się oczywistością. Ojciec w telekomunikacji pracuje, ostatnio wspominał, że parę dekad temu ani on, ani jego koledzy nie wyobrażali sobie telefonii komórkowej.

A co do Unii i świata w ogóle... Mamy czasy takie, że "uzdrawiająca wojenka co ileś lat", która kiedyś na wielkie połacie świata działała oczyszczająco i kulturotwórczo - dziś nie ma racji bytu po prostu. Zarówno UE, jak i świat zachodni to taka hydra - jeden łeb ukręcisz, przeżyje, ale zaboli w całym ciele. To jest jedna sprawa, druga to taka, że ewentualna wojna może przynieść tylko pat - nie ma dawnych płaszczyzn ani dawnych celów wojen, a jeśli za wojnę uznać wzajemne podgryzanie się i napięcia ekonomiczne czy kulturowe - to właśnie one warunkują homeostazę. No i jeszcze coś.

Tym czymś jest świat "odległych onych". Zawsze musi taki świat dziczy funkcjonować jako kontra dla cywilizacji, żeby cywilizacja miała się od czego odbić. Stąd nie na rękę jest Zachodowi realnie podźwignąć na nogi zapóźnioną Afrykę (bo nie mówię o rozdawnictwie czy umarzaniu długów, co jest pomocą pozorną w dużej mierze). Gorzej, gdy obydwa światy zanadto się zbliżą. I to jest interesujące. Przecież "brak wyrównania" cywilizacyjnego nie może trwać do usranej śmierci. Są następujące możliwości: sprymityzowanie tego wyżej, ucywilizowanie tego niżej, gwałtowny konflikt (może prowadzić do dwóch wcześniejszych, ale nie musi i tu właśnie miejsce na apokalipsę, bo konflikt taki wywołać potrafi np. pandemia).

Możliwe, że nastąpi coś w rodzaju "defiguracji". Kiedy wszystkie państwa UE, będąc tak sprzężone, znajdą się w dołku, pojawią się rozpaczliwe próby poszczególnych terytoriów, by nie stać się tym drugim, dzikusem znaczy. A nawet trzecim. Bo, skoro nie ma owego dzikiego we wspólnocie, trzeba go będzie sobie wytworzyć, żeby móc się odbić po prostu. No i zacznie nam się najpierw podział komórek, potem zaś stopniowa polaryzacja w nowe większe organizmy ekonomiczne. Tylko co będzie po drodze? Lokalne konflikty mają dużą szansę wywołać "efekt domina", który można było zaobserwować niedawno w państwach arabskich (Egipt, Syria). Ale czy taka destabilizacja wywoła jakiś większy konflikt, skoro wszyscy ciągną tę samą linę, jak się zbytnio napręży, to pęknie? Sądzę, że jakby zaczęło pękać, to owa polaryzacja dawno by się zaczęła. Innymi słowy, cały zachód ma biznes w tym, żeby pozostać we wspólnocie przynajmniej z najsilniejszymi partnerami, żeby pchać wspólnie ten wózek.

Dobra, starczy tego gderania.

Ha, w pokazywanym kiedyś na Discovery "Życiu po zagładzie" twierdzili, pokazując symulację, że jeszcze lepsze od konserw jest pieczywko i ciastka, naładowane po brzegi polepszaczami - tak zakonserwowane, że puszki zastąpi. Z kolei najtrwalszy w ogóle okazał się miodek. Po iluś tam tysiącach lat znaleźli pono garniec z miodem zdatnym do spożycia. Nie wiem, na ile prawdziwe to rewelacje, ale kiedyś chleb "wczorajszy" smakował jak wczorajszy właśnie. Dziś ojciec dostaje od krewnego-piekarza niby wczorajsze bułki i różnicy nie czuć. A napompowane toto, że można poskakać jak na piłeczce.

Swoją drogą, tak mi przyszło jeszcze na mózg, żyjemy w czasach, kiedy strasznie mało "życia w życiu". Już nawet nie o to idzie, że spece od socjo-, psychologii, aksjologii czy ekonomii gderolą o wirtualizacji życia czy atomizacji jednostek. Zakładając, że obudzimy się w świecie post... Pozorne pieniądze, pozorne zawody, nie związane stricte z "robieniem czegoś", pozorne związki, pozorny wysiłek (męczy nas bardziej tempo życia i możliwość wyborów, nie zaś faktyczna mordęga spracowanego pod słońcem - tak, Eklezjastyk patrzy i ręce załamuje - rolnika czy rzemieślnika, ale trud człowieka zakałapućkanego w tym, co ma wybrać, czytać, czego słuchać, jakiego klienta nagabnąć. Wiele rzeczy zrobiła za nas maszyna), pozorne związki, wszystko bardzo mocno oderwane od życia realnego... Łącznie z ekonomią światową, która jest bytem samym w sobie. Sytuacja taka, że wyczerpały się czynniki odświeżające historię, jak wojna, że niczego nie można przewidzieć, a zarazem wszystko równie możliwe. Coś w stylu frapującego: "Co to będzie, panie? A niczego nie będzie, pytaj pan, czy się opłaca, żeby było...". Właściwie dostrzeganie, jako kolejnego elementu ciągu logicznego, wielkiego pierdut na niebie - kurde, całkiem zasadne w tym kontekście jest. Regres jest niemożliwy, a naprzód iść po co? Nie ma realnych potrzeb, pozorne. "Żyję, bo żyję".

Jestem pesymistą chyba... I herbata mi szkodzi. Ale późno jest, więc mam coś na swoje usprawiedliwienie. :rad