#1. Powstanie a Powstanie
Porównywanie obydwu powstań jest trochę bez sensu. Istniał zorganizowany i planowy "przemysł" eksterminacji ludności - w tym oczywiście Polaków - pochodzenia żydowskiego. Co jak co, ale w okupowanej Polsce ludzie ci mieli pewność co do jednego - prędzej czy później trafią do komór. Polakom zaś co najwyżej groziło - w fantastycznych planach hitlerowskiej bandy - zejście do podludzi kategorii B, służących "rasie panów".
Poza tym klęska Powstania w Getcie została "marketingowo" wykorzystana parę lat później, jak powstawał Izrael. Dzielni i waleczni jego uczestnicy stawali za wzór żydowskim osadnikom (w tym także Polakom), walczącymi z hordami arabstwa
Zaś u nas Powstanie Warszawskie stało się zmodyfikowanym (bo po takim upływie lat prawda staje się kłamstwem, a kłamstwo prawdą) paliwem, do politycznej kariery Kaczyńskich (zwłaszcza Lecha). Słuszne koncepcje jak budowa muzeum, obudowano jednak politycznym cynizmem i bełkotem, jak choćby o tym, żeby bezkrytycznie łykać celowość wybuchu Powstania.
#2. Co by zrobił Stalin?
Drugi Katyń? Po tym pierwszym? To by jego chłopcy z NKWD musieliby się naprawdę wykazać, aby podziemne wojsko i struktury aktualnych sojuszników tak z przysłowiowej dupy wziąć za mordy i do piachu
Przecież nawet po zakończeniu wojny, nie od razu komuniści wzięli wszystkich za mordy. 120 tysięcy może i chciało nadal walczyć - teraz z komuchami - ale 12 milionów miało to już serdecznie w gdzieś.
Poza tym nie należy zapominać, że Stalin miał już "podpisane" przez naszych słusznych i prawych zachodnich sojuszników kwity odnośnie co do losów Polski. Na co więc liczył rząd w Londynie? Na to, że pomogą nam kosmici? Wybuch Powstania ułatwił mu tylko ułożenie wszystkich klocków, bo dał do mu ręki dowód, że
podziemne polskie państwo, to banda narwanych idealistów, którzy rozpętają wszędzie zadymę byle tylko wyszło na ich. Trzeba więc zlikwidować jego przywódców, trzeba obrzydzić społeczeństwu AK, trzeba stworzyć - ale to już później - narrację, że ze szwabem to walczyło tylko PPR i AL.
Gdyby to Stalinowi po 1945 przyszło wydawać rozkaz likwidacji owych 120 tysięcy, to już tak łatwo by nie miał. Zwłaszcza, że obok stały już polskie - co prawda politycznie trzymane krótko za mordę, ale jednak - regularne wojska. I o ile taki Świerczewski zesrałby się ze szczęścia móc wykonać rozkazy z Moskwy, o tyle Berling mógłby być mniej spolegliwy, gdyby ruskie w biały dzień zaczęli sobie "radośnie" wywozić i mordować za lasem innych Polaków.
A tak Warszawa leżała w gruzach, cywilna ludność została wypędzona, zostały tylko trupy i przelana krew. Znamienny to symbol "skuteczności" polskich władz emigracyjno-podziemnych.