Czy tylko mnie wyświetla się sonda z zupełnie inszym pytaniem, czy to jakiś miejscowy trick?
No, dobra, odpowiem tutaj, mając nadzieję, że nie naśmiecę za bardzo.
Dosyć często się nad tym zastanawiam, może to wynik mojego fatalizmu, może galopującego samokrytycyzmu (czasem tylko siedzę i myślę, jakie to ja wady mam). Od prostych przypadków - typu "Leży człowiek na ulicy, co zrobisz?" po naprawdę hardkorowe przypuszczenia ("Apokalipsa nadchodzi, jakakolwiek, choćby boski grad błyskawic, zakładając już najbardziej fantastyczną wersję, co robisz?")
Materiał na bohatera kroczącego samotnie w scenerii z sepii, brązów i żółci ze mnie żaden. Wiem też, że wiedza teoretyczna z pierwszej pomocy może się nijak odnosić do potencjalnej praktyki. Wiem, że, banalizując, różnie może być. Chociaż to niemiłe - przyznać się do egoizmu i tchórzostwa - zdaję sobie sprawę, że możliwe są najbardziej paskudne warianty zachowań. Aczkolwiek mam tam jakąś nadzieję, że nie byłby ze mnie ten typ, co to po trupach, ale przeżyć. Właściwie w praktyce to prawo natury, ale nie godzi się z moim (stety? niestety?) dosyć mocnym idealizmem. Pierwsze, człowiek > zwierzę, drugie - należę do osób, które do pewnego stopnia mogą żyć dla siebie, ale dosyć szybko dochodzę do punktu, w którym nie ma już po co. Nie mam tak silnego instynktu samozachowawczego, żeby mi kazał trzymać się życia zębami i pazurami, ba, przejawiam nieraz skrajne postawy tumiwisizmu, dekadencji i autodestrukcji. I - może na zasadzie paradoksu? - w momencie, kiedy chodzi o jeszcze kogoś innego, moja gnuśność mija, zaczynam się przestawiać na tryb: "Co mogę zrobić", a nie "Godzina wybiła, wszystko się skończyło". Może coś w tym jest, że na co dzień nie doceniamy tego, co mamy, dlatego dopiero skrajne sytuacje wyzwalają heroizm czy choćby poświęcenie (aczkolwiek i zjawiska z drugiego bieguna - zbrodnię i niszczenie innych ludzi/rzeczy).
Pocieszam się, że kocia zdolność adaptacji (choć kontrastem jest tu wygodnictwo i kapryśność) w połączeniu z wymyślaniem czegoś z niczego to byłyby atuty. Minusami byłaby fizyczność, stan zdrowia, doświadczenie życiowe.
Nic mi się jeszcze takiego nie zdarzyło hardkorowego, pojęcia nie mam. Gdzieś tak sobie liczę, że zależałoby mi na zachowaniu człowieczeństwa - swojego i innych - bardzo długo. Czyli np. kiedy wyjściem z opresji byłoby zjedzenie ludzkiego mięsa - swoich martwych towarzyszy - zakładam raczej bycie po stronie tych ciał, a nie zjadaczy. Ale takie zakładanie, wiadomo... A może to zgłodnieję jako jedna z pierwszych osób, skorych do żarcia zwłok i rzucę się na udko kumpla?
To przykład skrajny, inny trochę niż te podane i raczej się odnoszący do tego, kim się będzie w sytuacji ekstremalnej, a nie tego, jaki jest "algorytm" postępowania w w/w sytuacjach (którego nie znam/znam pobieżnie).