Ja nie porównuję Fallout'a to diablo tylko grę Bethesdy. Pytasz dlaczego gram? Ostatnio sporo zastanawiałem się nad fabułą tej gry i postanowiłem powrócić na stołeczne pustkowia. Opuściłem kryptę... poszedłem na południe [crash!]... czekam chwilę przed pustym pulpitem. Jestem spokojny... to dziwne kiedy mi fallout 2 lub NV crashowało byłem wściekły że nie zapisałem, że muszę włączyć grę od nowa itd. lecz w tym momencie nie obchodziła mnie dalsza rozgrywka. Znacie to uczucie gdy nie możecie się oderwać od pewnej książki ale coś was zmusza do przerwania lektury nie? To tak jakby ktoś wyrwał wam tę książkę z dłoni a następnie wrzucił ją do pieca a wy i tak nie macie ani żalu ani ochoty wyciągać pozostałe kartki z ognia. Żadnych emocji, doświadczeń i motywacji. Więc śmiało mogę powiedzieć że nie gram w tą grę tylko obserwuję jej działanie.
Nie twierdzę że potrafiłbym zrobić dobrą grę (Choć nieraz próbowałem). Główny problem leży w fabule i sposobie jej przedstawienia. Może na początku powiem co mi się podobało... ehm... no tego... a tak; podobał mi się fakt że twórcy chcieli wprowadzić wątki nieco bardziej osobiste. Niestety zdanie nadzorcy z krypty 13 "Look, just be safe ok?" było dla mnie bardziej ojcowskie niż którekolwiek z działań James'a. Poważnie który lekarz dałby dziecku wiatrówkę w pilnie strzeżonej krypcie? Nie byłoby lepiej gdyby to był prezent od funkcjonariusza Gomez'a? W ten sposób scenarzyści lepiej by przedstawili stosunek postaci gracza do ludzi w krypcie. Ale zbaczam z tematu. W fallout 1 ludzie bali się wyjść na pustkowia podczas gdy w krypcie 101 ludzie tam wprost legną mimo że to podobno miało być największe piekło na Ziemi. Dobra nie będę liczył dziur fabularnych bo nikt nie lubi czytać postów dłuższych od "Potopu". Swego czasu diablo też było nazywane rpg'iem więc to kwestia czasu jak gry bethy zostaną Symulatorami Światów (SS). Boli mnie jaki wkład do świata zaproponowała Bethesda. Wprowadziła dwie nowe frakcje(kompania szpona i strażnicy Reily). Szpon to nic innego jak grupa najemników która strzela do dobrych ludzi. Nie będę się zastanawiał dokładnie dlaczego bo pewnie to i tak będzie coś w stylu modlitw do bomby atomowej czy inny wątek wzięty z planety małp. Mamy Supermutantów którzy wyglądają jak supermutanci z zachodu tylko że powstali w innych warunkach, mają inne właściwości biologiczne, prawdopodobnie inne cele, posiadają instynkt zamiast rozumu... cholera, najbardziej znienawidzona część fallout'a (BOS) miała więcej szacunku dla oryginału niż ta abominacja...
Mógłbym godzinami więc ujmę to tak. Walka nie opiera się na planowaniu tylko na wciśnięciu lewego przycisku myszy. Często można odnieść wrażenie że gra miała być survivalowa (Aurelinus masz u mnie piwo) problem w tym że mamy dostęp do broni strzelajacej atomówkami (genious!!!) a strzelanie do samochodów daje identyczny efekt. Tak więc, strach znika zastąpiony lansem.
Jednak kluczowym argumentem jest sposób rozwoju postaci jaki przedstawiono w grze. Bethesda szczyciła się swoim systemem awansu poprzez trening przez praktykę. Postanowili oni jednak że sprzedadzą nam produkt opierający się na klasycznym zdobywaniu doświadczenia. Jednak większość doświadczenia przytrafia się nam za walki. O ile to byłoby trafne w przypadku gdy większość umiejętności opierała by się na walce to jednak ponad połowa umiejętności ma wykorzystanie cywilne. Stąd mój jeden wniosek że Bethesda nie wiedziała dokładnie co robi. Jednak nasuwa się jednocześnie kompletnie inny wniosek. Fallout 3 nie miał być kontynuacją serii a tylko przypomnieniem o jej istnieniu i próbą przystosowania silnika który był skoncentrowany na fantasy w których Bethesda czuje się zdecydowanie pewniej (więc pytanie co "3" robi w tytule!!!). Moim zdaniem cała firma wyciągnęła wnioski przy DLC "Mothership Zeta" gdy w czasie produkcji musieli zużyć nadmiar kokainy. O ile "Old world blues" też był tak głupi ze śmieszny to ten efekt był zamierzony podczas gdy Obcy wydawali się dużo bardziej groteskowi i mimo że często wybuchałem śmiechem to miałem dziwne wrażenie że śmieję się z tych rzeczy które miały być poważne. W końcu dostaliśmy New Vegas które powstało w ciągu roku i zostało największą grą w serii. Znaczy się przez wielowątkowość i liczbę zadań choć przyznam się szczerze ze w wersji Ultimate Edition razem z modem jsawyer gra została w moim sercu na drugim miejscu najlepszych RPG'ów (Sorry Udręka mnie dwa razy zrzuciła z fotela i nie dawała spać bo tak przeżywałem tą historię). I nie myśl że lubię NV dlatego że ma klimat starych gier tylko dlatego że jest najbardziej dojrzałą odsłoną serii. Podobało mi się że znacznie zmodyfikowali sposób rozgrywki do tego stopnia że każdy element ma swoje wyjątkowe przeznaczenie. Podoba mi się że walka wymaga więcej taktyki i organizacji ekwipunku. Podoba mi się że Kurier nie jest kolejnym bohaterem który niszczy armię ciemności. Ludzie tam popełniają błędy, żałują i pokutują. Każda historia opiera się na innych wątkach w ten sposób Vegas jest naprawdę wielowymiarowe. Osobiście zauważyłem więcej pozytywnych zmian między 3 a NV niż między Oblivionem a Skyrimem. I nie narzekam na grafikę bo grafika to jedna z niewielu rzeczy które wyszły poprawnie spod ręki Bethesdy. No może Stołeczne Pustkowia były zbyt szare, ale stylistyka była całkowicie Falloutowa mimo że twórcy chcieli stworzyć własny styl i przybliżyć kulturę lat 50 nieco bliżej. No i oczywiście radio które w polskim dubbingu zmiażdżyło oryginał. Więc proszę mi nie wmawiać że jestem zapalonym "Betonem". Wiem czym jest fallout, wiem jak boli kiedy człowiek się stara coś zrobić z całego serca a i tak to nie zostanie docenione i wiem że 90% tego postu mógłbym sobie darować.