Taka polityka - ONZ, a zwłaszcza RB stoi na straży pokoju i wydaje rezolucje dopuszczające ataki zbrojne, które nie są meritum dokumentu, ale konsekwencjami za załamanie jego nakazów, zakazów.
Uważam, że dobrze się stało, że podjęto interwencję. Wydaje mi się, że Kadafi jest groźniejszy dla własnego narodu, niż Ben Ali czy Mubarak. A z pewnością, co widzimy teraz i porównując do wydarzeń z Tunezji i Egiptu (mimo wszystko), okrutniejszy i bezwzględny.
Demokratyzacja życia postępuje w Afryce oddolnie, aż w końcu osiąga masę krytyczną i trzeba już zmienić instytucje, osoby, aby ta demokracja mogła funkcjonować normalnie. Dobrze, że to nie odbyło się na odwrót - Zachód niesie kaganek wolności i demokracji ludom Afryki (co najważniejsze - we wspomnianych trzech krajach: Arabom). Ludność krajów sama wszczyna rewolucje. Niestety w Libii to nie wystarczyło i Zachód (czy w ogóle ONZ) niesie rewolucjonistom pomoc. W moim przekonaniu to dobry tok postępowania.
A jeśli do tego dochodzi walka o ropę?... To w takim razie też i walka dla nas - jeśli ktoś jest zmotoryzowany, to może bardziej odczuć brak ropy z Libii niż 'opanowanie' jej przez Zachód.
Oby nie okazało się, że jednego dyktatora zastąpi inny (indywidualny czy grupowy), który znów okaże się potrzebny przymykającemu oczy Zachodowi.