Japonia doświadczyła niespotykanego kataklizmu. Ogrom zniszczeń jest wprost porażający, a kolejne doniesienia mediów wcale nie uspokajają. W kraju położonym w pacyficznym pierścieniu ognia, gdzie około 30% energii produkują elektrownie atomowe, rozsądek każe zapytać bezpieczeństwo reaktorów.
Okazuje się, że trzęsienie ziemi przerwało dostawy prądu, wyłączyło też generatory awaryjne, powodując brak chłodzenia dwóch reaktorów elektrowni Fukushima I. Istnieje duże ryzyko stopienia jednego z nich, niektóre źródła podają, że proces topienia już się rozpoczął. Ryoner Shiomi, przedstawiciel japońskiej komisji ds. bezpieczeństwa jądrowego uspokaja jednak, że gdyby doszło do stopienia reaktora, zagrożone skażeniem są obszary położone maksymalnie w promieniu 10 km od elektrowni. Ludność z tych terenów (około 50 tys. osób) ewakuowano.
W reaktorze nr 1, który zbudowano w latach 70., zdecydowano się na kontrolowany wyciek pary wodnej, aby obniżyć niebezpiecznie rosnące ciśnienie, dwukrotnie przekraczające normalny stan. Po tej akcji w okolicy elektrowni zarejestrowano ośmiokrotnie przekroczoną normę promieniowania, ale to nic w porównaniu z 1000-krotnie wyższym poziomem radiacji w sterowni reaktora. Na domiar złego problemy z chłodzeniem pojawiły się także w trzech reaktorach w pobliskiej elektrowni Fukushima II. Władze ewakuowały ludzi w promieniu 3 km od tej elektrowni.
W świetle tych doniesień dziwią zapewnienia PAPu jak i międzynarodowych służb o "zupełnie bezpiecznych" elektrowniach atomowych. Miejmy nadzieję, że uda się przywrócić chłodzenie w reaktorach i sytuacja z 1986 roku, gdzie główną rolę grał Czarnobyl, się nie powtórzy.
Źródło:
Associated Press,
The Telegraph