Obecna lista lektur to w kółko wałkowane "dzieła" wieszczów (przykładowo "Pana Tadeusza" miałem i w gimnazjum i w liceum - tylko po co?), utwory "ukazujące nurty myślowe" danego okresu oraz inne tego typu pierdoły, którymi nie straciły aktualność dobre kilkadziesiąt(set) lat temu.
W mojej ocenie problemem polskiej szkoły (chyba, że coś się zmieniło od mojej matury), że uczy ona pomnikowej-prawopolakowej wizji historii Polski i jej tożsamości. O ile w ogóle uczy, bo w technikum historii miałem dwa lata, w tym tradycyjnie pierwszy rok to było mozolne dowiadywanie się o losach Babilonu i Egiptu, nauka tejże zakończyła się na rozbiorach. Pałeczkę mógł przejąć język polski - bo tam też w końcu trza znać tło historyczne w jakim danym utwór powstał lub o jakim tle się wypowiada. Ale pozory i fikcja szły na całego. 1 klasa to starożytność i średniowiecze, 2 renesans, 3 oświecenie i romantyzm, 4 pozytywizm, a 5 to po łebkach przelecenie się po "młodej Polsce", a na więcej czasu nie było bo za chwilę matura
Gdyby nie tkwiące we mnie zainteresowania postapo na odcinku społecznym, to dziś bym był pewnie zjebem czytającym rozkłady jazdy w tramwajach, bo na widok książki bym rzygał
Natomiast nie znaczy to, że nie należy uczyć Mickiewicza czy Słowackiego, ale nie jako typa z pomnika co wytyczał kierunek, ale jako kogoś, kto był żywym człowiekiem, miał swoje wady i namiętności, które rzutowały na to co pisał i tworzył. Rzecz nie ogarnięcia dla polonistów, nawet tych z zapałem ograniczanym przez program, który ma dać uczniom wiedzy ale przygotować ich do matury
Dla mnie to nawet lepiej że Fikcja nie znajduje się w lekturach, ponieważ przymus czytania to najlepszy sposób by zniechęcić ludzi do tegoż.
To nie przymus, tylko teatr fikcji, w który jednej stronie zależy na tym by wykonać robotę i zgarnąć kasę na życie, a drugiej zdać jak najlepiej obowiązkową maturę. Przymus/obowiązek to tylko poboczna ideologia, którą się okadza powyższą prawdę, bo nic tak nie boli w naszym kraju jak nie otaczanie się mitami
Gdybym nie miał "Zbrodni i kary" jako lektury nie zainteresowałbym się Dostojewskim, a przyznam teraz, że warto było się nim interesować.
Zawsze się może trafić przypadek w postaci dobrego nauczyciela, klasy rządnej wiedzy, cokolwiek co nie przesłoni cynicznego celu (matura!) czytania lektur, a wręcz da z nich jakąś przyjemność
Tak wiem że temat jest o literaturze, jednak uważam za stosowne przypomnienie o fakcie ogólniejszej natury tego tematu.
No ja uważam, że nie bardzo
Masz np. fanów książek postapo, którzy jeżdżą na takie same imprezy w rilu i masz ludzi zaczytujących się w książkach, ale nie ruszających filmów czy tym bardziej takich imprez. Dziś - dzięki informacyjnej rewolucji internetu, które może robić jednocześnie za radio/TV/książkę/kino - każdy może sobie wybrać ten a nie inny aspekt lubianej przez siebie tematyki i go ogarniać.
Z kolei Zajdel to trochę odmienna sprawa, bo z tego co wiem, gość był bardzo zainteresowany humanistyką i literaturą szeroko pojętą (w tymże i pisarstwem) od wczesnej młodości, ale po studiach humanistycznych ludzie zarabiali wtedy grosze, więc poszedł na ścisły kierunek (nie pamiętam co to dokładniej było) i muszę przyznać, że chyba wyszło mu to na dobre - a raczej jego dziełom.
Nie wiem czemu Zajdel wybrał studia ścisłe, za to wiem, że uważał on, że nie da się dobrze zgłębić humanistycznych treści życia człowieka, bez znajomości fizycznych zasad funkcjonowania świata.
Mając już więc swoją wiedzę ścisłą, nie epatował on nią, a wręcz nie "onanizował" się nią (jak np. Ziemiański czy nawet "pierwszy" ś.p. Pacyński), tylko za jej pomocą zakreślał problem, który stanowił oś jego - zwłaszcza - opowiadań. Bo to w nich łatwo i szybko mógł przedstawić dany problem, maskując go swoim specyficznym, pro-czytelniczym stylem.
również powinno być skorygowane na literatura fantastyczno-naukowa, bo fantastyka jako taka, istniała zawsze w literaturze, nawet w mainstreamie i najczęściej była akceptowana przez większość "znawców".
A co z fantasy, cyberpunkiem, grozą, fantastyką bliskiego zasięgu, z których każda może być do tego w konwencji postapo i nie musi być okraszona epitetem
naukowa? Wiktoriański świat, w którym apokalipsę wywołały zombie, stworzone przez magów latających na smokach - to na pewno jest
fantastyka i na pewno nie jest to science fiction
Owszem - znawcy literatury mogą twierdzić inaczej - i OK, ale ja uważam tak jak wyżej. Fantastyka w literturze to fikcja, mająca w sobie gatunków i podgatunków.
Elementy fantastyczne (patrząc okiem badacza literatury, a nie katolika) są nawet w Bibli.
Z tego co pamiętam, to ksiundze na lekcjach religii dość oszczędnie odwoływali się do tychże elementów - przeważnie tylko w młodszych klasach. Owszem - Jezus pomnożył ryby i chleb, zmienił wodę w wino - ale było to tak, bo tak, a nie, że mamy się nad tym zastanawiać.
No ale w czym problem? Chcesz zmusic kytykow mainstreamu do zajmowania sie SF/F? Po co? Z audycji (tak sie sklada ze tez jej sluchalem) wynika ze fantastyka polska (i nie tylko) ma sie dobrze, a nawet bardzo dobrze. Swiadzczy o tym i wysyp tytulow i sprzedawalnosc i w koncu top listy w ksiegarniach, ktorych pierwsze miejsca, z reguly, zajmowane sa przez tego typu literature.
I wszystkim powinno zależeć by się miała jeszcze lepiej! To większy wzrost obrotów, a co za tym idzie podatków i w ogóle powiększanie PKB!
Czyli np. nowa beemwica u Pilipiuka, to zadowolone państwo polskie, że w podatkach i akcyzach coś mu tam spłynie
Niedawno w radiowej Dwojce Katarzyna Nowak w audycji "Swiat mlodych" przedstawiala sylwetke Lukasza Orbitowskiego przy okazji wydania jego najnowszego zbioru opowiadan "Nadchodzi". A wiec mozna...
W radiowej Trójce to i Marcin Wolski ma swój (chyba jeszcze) kącik, gdzie jak nie zamula o "prawomyślnych dziełach", to zalansi czasem kogoś, z autorów jacy tu czy tam się obiją na odcinku fantastyki. Kiedyś - w zeszłym roku, bodajże w listopadzie - natrafiłem na koniec rozmowy o nowej, zombiaczej wersji "Przedwiośnia". Tylko właśnie szkoda, że tacy ludzie dostają czas na antenie i zamiast wykorzystać go na budowanie siły działki, z której też się wywodzą, to rozmieniają go na gówniane dywagacje polityczne, od czasu do czasu zapodając coś konkretnego.
W TokFM był program Romana Kurkiewicza o czytaniu i książkach, ale nie dało się na dłuższą metę słuchać tego faceta i omawiane dzieła były takie że szkoda gadać
A co do rozmowy tam z Głuchowskim to racja - Grzegorz Chlasta zrobił to raczej na odpierdol, wałkując stare szneki ze spraw polsko-rosyjskich, zamiast skupić się choćby na tym, że młodzi Polacy mogą w pewien sposób poznać dzisiejszą Rosję, przez pryzmat literatury (w tym fantastycznej), którą piszą młodzi i starsi Rosjanie. Lepsze to niż te same buły o Katyniu, Putinie i gazie
BTW:
Nie działa komuś ten plik? Mogę go na Schronmika zapodać jakoś takoś - w imię wyższej konieczności!