Kastet, z tego co się orientuję, posiada tylko zastosowanie w czynnościach związanych wyłącznie z robieniem krzywdy bliźniemu i to w sposób niezwykle skuteczny i efektowny.
Kastet de facto to nie jest prawdziwa broń, tylko narzędzie do zadawania obrażeń. Świetnie się do tego nadaje (zwłaszcza dla sadystów, lubiących czuć jak cieleśnie ranią ofiarę), ale już nieco gorzej do walki. Oczywiście, przewagę ma koleś z kastetem nad tym bez niczego, ale kij bambusowy, pogrzebacz, nawet rurka z PCV daje przewagę nad kolesiem z kastetem.
Jednak moim zdaniem nie powinno się go jako takiego definiować jako broń (choć można jako broni go użyć). Dla mnie jest on jak żelazna dziewica, hiszpańskie buty czy kołyska judasza. Samo posiadanie takowego nie powinno być w jakikolwiek sposób regulowane, ale już użycie - karane jak najmocniej!
Choć z drugiej strony, problemy z dostępem do broni palnej sprawiają, że ludzie czujący się odpowiedzialni za własną obronę wychodząc z domu zabierają ze sobą rury z tworzyw sztucznych, noże, a jak ktoś jest jełopem albo nie ma krzepy, gaz pieprzowy. W takiej sytuacji ciężko jednoznacznie zdefiniować motywy osoby która nosi kastet w kieszeni. Bo w obecnych realiach aby myśleć o obronie, trzeba się gotować na mordobicie. Rozwiązaniem są miecze, łuki/kusze, broń palna. Ich wartość semiotyczna i zabójcza skuteczność pozwala wyjść z sytuacji niebezpiecznej bez walki. Nóż, gazruruka, gaz, nawet kastet, nie zniechęcą potencjalnego agresora.
Zgadzam się w kwestii karania agresji, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że agresja na doczesną powłokę człowieka za pomocą pięści skutkuje zasadniczo mniejszymi uszkodzeniami niż ta, w której użyty jest kastet/nóż/siekiera/piła łańcuchowa. I właśnie z tego powodu prawo powinno i traktuje inaczej tak różne sytuacje.
Właśnie motywy oraz skutki, a nie narzędzie, powinny być kryterium karania sprawców.
I w tym miejscu nie chcem, ale muszem przyznać, że moja dotychczasowa argumentacja dostaje bęcki w świetle uchwały SN, z którą się nie zgadzam i którą uważam za chybioną (tak jak 3 na 4 jej glosatorów).
Sąd postąpił zgodnie z prawem, definicja jest jednoznaczna. Jeśli jest napisane "nie wolno posiadać kopii Rembrandta", to czy posiadanie oryginału jest zakazane? Nie definiuję czy prawo jest dobre, czy złe, tylko to, że sąd postąpił zgodnie z tym jakie ono jest. A minori ad maius nie ma tu zastosowania.
Co do grafomańskiego charakteru, to chyba jednak Czuma bardziej zaszalał niż autory aktualnie obowiązującej ustawy. Ale to tylko moje zdanie.
Właśnie nie. Broń broni nierówna i niektórych nie można użyć w pewien sposób. Dla przykładu, nie wejdziesz ze sztucerem do banku, z karabinkiem bocznego zapłonu nie zrobisz masakry. Nawet
broń długą palną gładkolufową, z wyjątkiem samopowtarzalnej;, do której dostęp byłby stosunkowo łatwy to jest zwyczajna pompka, której skuteczność bojową przereklamowują filmy akcji (najfajniejszy jest odrzut jak od uderzenia młotem parowym), która nie nadaje się praktycznie do niczego, tylko do obrony mienia. Właśnie przez swoją ogromną sławę, hałas, huk, rozmiar i bojową nieskuteczność
Jak dobrze, że był PRL i komunizm w Polsce (choć znajdą się tacy, którzy słusznie temu zaprzeczą). Jak dobrze, że można będzie jeszcze przez najbliższe kilkaset lat zwalać wszystko na wypaczenia i błędy słusznie przeminiętego ustroju ...
Akurat ustawa ta jest reliktem PRLu. Całkowita dowolność jej interpretacji miała za zadanie ułatwiać partyjniakom dostęp do broni, a Kowalskiemu go utrudniać. I tak zostało do dziś.
... albo się nie chce/nie umie/nie wie ... Jednak racja, że państwo powinno takim osobom pomagać, a nie rzucać kłody pod nogi.
Nawet nie pomagać (już ja wiem, jak mi państwo pomoże przy mojej emeryturze, jak pomaga kolei, kopalniom i szpitalom...), byle tych kłód nie rzucało.