Mądrze prawisz, aczkolwiek ja zawsze będę twierdził, że dwie rzeczy były kiedyś lepsze: gry komputerowe i fantastyka naukowa. Oczywiście, to dość ogólnikowe twierdzenie, bo i w dawnych (lata '90? Tak, jestem dzieckiem i to nawet trochę z przełomu '90 i '00, więc hejtujcie do woli
) czasach zdarzały się kompletne pomyłki, tak jak dzisiaj pojawiają się perełki (jak choćby rzeczony "Portal"), ale generalnie... Mamy coś, co choćby dorównywałoby UFO? Jagged Alliance? Falloutowi? Might and Magic VI? Final Fantasy VII (owszem, uważam, że jest lepsza od VI)? Starcraftowi (SC2 się nie liczy, bo to ta sama gra
)? Owszem, pewnie porównywanie pionierów gatunku ze współczesnymi odpowiednikami jest kwestią gustu, ale nie da się ukryć, że te starsze gry mają coś, czego często brakuje nowym produkcjom, nawet jeśli są technicznie lepsze. Mówię tutaj o zaangażowaniu twórców i tym, że teraz rzadko daje się nam dopracowany produkt mający w sobie więcej niż trzeba, żeby na siebie zarobił.
Z czego to wynika? Pewnie faktycznie z mniejszego budżetu, a co za tym idzie, mniejszej liczby osób pracujących nad grą. Taki na przykład Brian Fargo, kiedy już podpisał się pod Falloutem, miał potężną motywację, żeby dopiąć grę na ostatni guzik, bo przecież to jego twór. Nie korporacji złożonej z kilku tysięcy pracowników, z których każdy pracuje nad czymś innym, tylko jego i grupy kolegów. A to zobowiązuje, prawda? To coś na zasadzie pracownika sklepu, który ze znudzoną miną kasuje kolejne towary, bo to czyjś tam biznes, z którego on ma małe pieniądze. Gdyby sklep był jego, pracowałby z zaangażowaniem, już nawet nie dlatego, że dzięki temu zarobi więcej, ale dlatego, że firmuje się swoim nazwiskiem.
Nie bez znaczenia są też oczekiwania graczy - kiedyś to była rozrywka dość elitarna, dziś straszliwie masowa, co prowadzi do bardzo nieprzyjemnego uśredniania. Bo co z tego, że 46% lubi skomplikowane, ambitne fabuły, skoro pozostałe 54% wolą iść i strzelać do mutantów? Głos większości, niestety. I dlatego ludzie tworzący gry dla przyjemności, w małych grupach, mają odwagę zaryzykować i powstaje Limbo, Minecraft czy Bastion, a wielkie firmy, które wolą zachowawczo trzymać się okrojonych (a nóż widelec komuś by się nie spodobało... a w ogóle, po co zwiększać koszty) schematów i serwować nam kolejne Modern Warfare czy inne tasiemce.
A PEGI złe by nie było, gdyby ograniczało się do oznaczeń, które pozwoliłyby bardziej opiekuńczym rodzicom zweryfikować, co chcą kupić dziecku. Naciskanie na producentów, żeby ocenzurowali grę albo w ogóle blokowanie jej wydania jest zwyczajną głupotą i nie rozumiem czemu dorośli (bo co bardziej brutalniejsze gry i tak dostaną nalepkę 18+) mają nie mieć dostępu do takiej czy innej gry. Inna sprawa, że "ocena" jest beznadziejna i sięga absurdów, weźmy na przykład GTA: San Andreas. Zabijamy ludzi? Ok, kategoria 17+. Gramy w środowisku narkomanów? Nic specjalnego, dalej 17+. Kradniemy samochody i możemy dla zabawy rozjeżdżać przechodniów? I co z tego, zostawmy kategorię jaka jest. Ale kiedy okazało się, że po wgraniu MODA (a nie w podstawce) można odblokować seksualną minigierkę, to, cholera, na stos! 18+ i zwołajmy konferencję prasową, na której komisyjnie spalimy to siedlisko zgorszenia.
Dlatego kategorie wiekowe są śmieszne. Podobają mi się natomiast te obrazki, które faktycznie informują, czego można się po grze spodziewać.