Przyszło mi do głowy by opisać w takim trzy częściowym pseudo felietonie pierwsze wrażenia jakie wywarło na mnie New Vegas - pewnie sporo osób obawia się kolejnej kaszany w stylu F3. Tak czy siak, Jeśli taka forma wam odpowiada to jutro i w poniedziałek napiszę kolejne części (bardziej obszerne i konkretne), jeśli nie to wrzućcie to na jakąś tablice na forum.
PS. Przepraszam za przecinki i inne guły
_______________________________________________________________________________
- Szzzzz.... Tak, słyszymy cię! Odbiór.
- Hsszhszzz... Nawiązałem kontakt, powtarzam nawiązałem kontakt... hsszz... Przeszyłam raport. Bez odbioru.
Nasz dawno niewidziany
Holden spędza weekend w towarzystwie
Fallouta: New Vegas. Chłopak postanowił opisać swoje wrażenia w trzyczęściowej relacji. Poniżej macie do wglądu pierwszą część.
Weekend z New Vegas #1Wracając wczoraj tanimi liniami ze Szkocji, postanowiłem urządzić sobie weekend z
Fallout: New Vegas, może nie w stylu Ozzy'ego Osbourna, którego świetnie napisana biografia umilała mi lot, ale zawsze. Plan zacząłem realizować od razu po wylądowaniu poprzez zakup kilku butelek wina i kartonu ulubionych fajek na najbliższej stacji benzynowej (prowiant trzeba mieć). Następnego dnia (czyli dzisiaj) udałem się do Empiku na zakupy. Po upływie jakichś piętnastu minut, podczas których błąkałem się jak ostatni kretyn między półkami, odkryłem że
New Vegas po prostu w sklepie nie ma. Brakowało nawet durnego plakatu czy czegokolwiek, co by mówiło, że jest w sprzedaży. Z przekąsem można by było powiedzieć, że
Cenega znowu świetnie zadbała o swoją sprzedaż i dystrybucję. Tak czy siak, po odstaniu swojego w punkcie informacji, bardzo miła pani ekspedientka wyjęła egzemplarz spod lady - towar reglamentowany czy co?!
Daruję sobie dalsze narzekanie i przejdę do rzeczy. Idąc za głosem rozumu, zdecydowałem się na wersję konsolową, przy której (w przeciwieństwie do wersji na PC)
Cenega nie grzebała. Zaraz po uruchomieniu pojawiło się kilka całkiem klimatycznych ekranów z nastrojową muzyką w tle (fajne akcenty gitary). Potem wystarczyło już tylko wybrać New Game i zobaczyć, czy ciocia Beth się czegoś nauczyła. Po całkiem ciekawym intrze rozpocząłem rozgrywkę i się trochę zdziwiłem...
Pierwszą odczuwalną zmianą jest proces tworzenia postaci. Nie musimy się tak, jak w trójce przebijać przez cholernie nudną kryptę i zabijać karaluchy kijem bejsbolowym. Dodatkowo powróciły traitsy i to w starym dobrym, dowcipnym stylu, np.: Wild Wasteland, który przywodzi na myśl Sex Appeal z F2. Tak czy siak, całość jest szybka i konkretna, a my możemy wyjść na zewnątrz i zobaczyć pustkowia. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, jednak gdy się bliżej przyjrzymy, zobaczymy ciekawe szczegóły. Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to mały agregat prądotwórczy, do którego podłączone są lampy zamontowane na chacie lekarza - mały powiew realności. Kawałek dalej zobaczyłem pole z roślinami, które uprawiał jakiś wieśniak, co wywołało u mnie serdeczny uśmiech - zauważyliście że w F3 w żadnym miasteczku nie było upraw? Chwilkę po tym wszedłem do domku obok i zobaczyłem bardzo gustowny dywan z kretoszczura na podłodze xD. Nieopodal jest bar. Jak do niego wejdziemy, przywita nas klimatyczna muzyka country, która wraz z wystrojem powoduje, że na chwilkę można poczuć się jak w jakimś zapomnianym przez Boga miejscu na środku teksańskiej pustyni.
Takich smaczków jest więcej. Na cmentarzu nieopodal, ku mojej satysfakcji okazało się, że można rozkopywać groby łopatą - mała rzecz, a cieszy. W dodatku przy jednym z grobów siedział czarny kruk, którego spłoszyłem (świat jakby był żywszy i ciekawszy). Mam nadzieję na podobne doświadczenia co na Golgocie w F2 (muszę tylko znaleźć ten cholerny szpadel Smiley). Powrócił również Xander Root i Broc Flower, z którego w jednym zadaniu musimy zrobić proszek lecznicy (przy okazji można zerwać kilka papryczek Jalapeno ~~), Do tego są gekony i już człowiek zaczyna wspominać Arroyo.
Po kilku godzinach rozgrywki trzeba uznać, że panowie z
Obsidianu się napracowali. Pytanie jednak, co z tej pracy wynika, ile jest nowego w starym i odwrotnie? Różne typy amunicji, modyfikacje broni, możliwość przyrządzania różnych specyfików z roślin - brzmi dobrze, tylko jak bardzo jest to rozwinięte. Czy przypadkiem nie tak, jak w F3, gdzie takie możliwości były zbędnym dodatkiem? Następne godziny gry to pokażą. Na razie wydaje się, że
New Vegas jest o wiele ciekawsze i bardziej rozbudowane od poprzednika. Nawet denerwujące wady silnika, które powodują, że broń przypięta do pasa unosi się w powietrzu kilka centymetrów od bohatera czy też to, że postacie skaczą jak kangury po kwasach nie przeszkadzają tak bardzo.
To w zasadzie tyle, jeśli chodzi o relację na gorąco. Jutro postaram się stwierdzić, czy ta gra faktycznie jest czymś nowym. W poniedziałek to podsumuję. Mam nadzieję, że za bardzo nie przynudzałem.