Nie mogę przyznać, że takie obrażanie się jest konstruktywnym zachowaniem w obliczu potencjalnej krytyki, bo trudno przez nie wyczuć jak bardzo możesz "strzelić focha" jak już usłyszysz słowa krytyki od kogoś na tym forum (chociaż i tak Ci powiem, że oni tam się na tym znają tak samo jak.. ja, czyli wcale
), skoro obrażasz się, że nikt nie komentuje, a przecież są wakacje, ludzie mają inne sprawy na głowie, a poza tym nastawienie - co się trudno dziwić - często wpisuje się w schemat "łe, znowu jakieś amatorskie opowiadanie, nie chce mi się czytać". Gorzej, że czasami do takich wniosków dochodzi się, czytając wydawane na papierze książki
uznanych pisarzy. Ale to moja osobista dygresja.
Nie będę ukrywał, że zabierając się za twoje opowiadanie też takie oczekiwania miałem - że nie zachwyci mnie to, nie rozerwie, ani nic. No i nie pomyliłem się bardzo, ale nie takie gó(wno)rnolotne spostrzeżenia mają być celem tego posta.
Pierwszy akapit - opisujesz takie jakby spostrzeżenia bohatera, a raczej pytania pojawiające się w jego głowie, a przynajmniej tak to zrozumiałem. Biorąc pod uwagę długość każdego ze zdań w tym akapicie widzę, że obok krótkich, pojawiają się też dłuższe, w tym złożone. Z tego powodu mogę domniemać, że bohater, jeśli oczywiście to jego słowa, ale tak założyłem i na podstawie tego założenia wyciągam kolejne wnioski, więc mogę myśleć, że bohater jest w sytuacji komfortowej, ma dużo czasu na myślenie, nie jest w stanie zagrożenia, znajduje chwilę na wspomnienia, co może również oznaczać, że jest melancholikiem (nikt nie lubi melancholików w literaturze
). Rozumiem, że wspomnienie o treści:
Czerń – kolor dominujący... nie tylko w nocy, w tych czasach jest on powszechny, wszystko wkoło jest czarne, osmolone. Wojna była bardzo krótka... kilka bomb sprawiło że szybko zakończyła się... W rezultacie nie wielu ludzi przetrwało, a wszystko umarło. Drzewa, kwiaty, zwierzęta... życie! Tysiące istnień zginęło, przez kilku niepoważnych dupków, obrażonych przez tych drugich... przez ich sprawy prywatne!
Ma na celu wprowadzenie w realia fabuł, ale umiejscowienie go już na początku uważam za niefortunne. Moim zdaniem takie wprowadzenie powinno pojawić się w dalszej części tekstu, a na początku powinno zostać przedstawione jakieś dziwaczne wydarzenie, albo wydarzenie niestandardowe, albo niestandardowa teza czy myśl bohatera - jeśli chcesz zaczynać od jego myśli. Dlaczego? Wstęp to ta część książki/opowiadania, która powinna zachęcić do dalszego jej/jego czytania i w miarę możliwości powinna być jak najbardziej nowatorska. A co do przemyśleń bohatera i prowadzenia narracji w formie pierwszoosobowej, to nie będę ukrywał, że jest to dosyć trudne i trzeba używać odpowiednich środków stylistycznych (może nawet takich działających na podświadomość
), które by przekonały czytelnika, że postać nie jest sztuczna. Dla mnie bohater jest kolejnym miauczkiem postapokaliptycznym, który będzie się krygował, a potem ewentualnie kopał dupy, przeżywając od czasu do czasu przerysowane konflikty moralne. Tak go sobie wyobrażam przynajmniej po tym fragmencie.
Drugi akapit - nie zapowiada się źle, ale chyba postawiłbym na rozbudowanie sceny kłótni, może nawet umieszczenie tam dialogu, albo jeśli bohater nie słyszy tamtych postaci, to rozbudowanie sceny ich interakcji o jakieś gesty. Bo na tle wprowadzenia do niej scena jest dosyć monotonna, można nawet ją przegapić, łapiąc słowa "wyjechał traktor... potem coś tam... potem kłótnia". o po tym zdaniu:
Jeden z nich zaczął ściągać z głowy swoje nakrycie.
Rozpocząłbym już jakieś konkretniejsze opisanie sceny rozmowy/kłótni, nawet włączając w nią jakieś takie ekstremalne wydarzenia, które by właśnie miały skłonić do dalszego śledzenia fabuły, bo sam traktor napędzany jakimś cudownym, świecącym obiektem może nie wystarczyć.
Przypadkowy obserwator kłótni usłyszał coś o przedmiocie „spod maski”.
- tutaj zmieniasz chyba narrację na trzeciosobową, chociaż jeszcze w tym samym akapicie, ale wcześniej, jest pierwszoosobowa - to może zmylić czytelnika.
Potem jest dobrze, za wyjątkiem krwi na ścianach - przy wybuchu jądrowym krew nie ląduje na ścianach, które najczęściej lądują na ziemi, więc taka informacja wskazuje, że kogoś w tym pomieszczeniu rozstrzelano. Dlaczego z punktu widzenia bohatera nic z tego nie wynika? Nie zastanawia się nad tym konkretnym faktem rozstrzelania. A może raczej wysadzenia w powietrze, bo trudno chyba tak kogoś rozstrzelać, żeby jego krew znalazła się na ścianach.
Ogólnie jestem zwolennikiem tezy, że żeby coś napisać, najpierw trzeba coś przeczytać i to w proporcjach na korzyść czytania, a nie pisania. Może pomysły na to jak rozwijać fabułę zaczerpnij z uznanych dzieł pisarzy? Np. taki Pratchett od razu wprowadza ileś tam wątków widzianych z perspektywy różnych postaci i potem te wątki się łączą. Można też zrobić to na odwrót, albo jeszcze inaczej. Wydaje mi się, że taka wielowątkowość to jeden z łatwiejszych sposobów na przyciągnięcie czytelnika, ale trzeba uważać, żeby za bardzo nie zagmatwać i nie zniechęcić tych, którzy podejmują lekturę oraz nie zgubić się samemu.
Dlatego czekam na ciąg dalszy.