Dzisiejszej nocy padłem ofiarą własnego eksperymentu. Zauważyłem, że mój współpokojowicz (kibluję w akademiku) chodzi spać zawsze wtedy, kiedy ja. Postanowiłem więc nie iść spać jak najdłużej, by sprawdzić jego wytrzymałość. Usiedziałem przed kompem jakoś do 3:30 - on w tym czasie siedział przy swoim laptoku. Dla zgrywu wyłączyłem kompa i poszedłem do łazienki. Kiedy wróciłem, jego lap właśnie odliczał sekundy (czy raczej kreseczki) do się wyłączenia. Pomyślałem "aaa, mam cię dziwko!" i właczyłem komputta
Po 40 minutach wciskania F5 w Outlooku i szpiegowania kolegi zza monitora, postanowiłem skapitulować. Kolega przez cały ten czas siedział przy wyłączonym kompie i wodził ślepiami po pokoju. Poszedłem spać, a chwilę później on uczynił to samo. Jak zwykle. Uprzedzę potencjalne żartobliwości i zaznaczę, że śpimy w osobnych pryczach