Za siedmioma górami, za siedmioma lasami... a nie, w sumie to nie ta bajka. Jeszcze raz: gdzieś na polskiej prowincji, w miejscu o którym mało kto słyszał, prawie nikt nie widział, a wszedł tylko Chuck Norris i generał Jaruzelski był sobie bunkier - i to bunkier, że mucha nie siada. Dzień i noc czuwali w nim żołnierze tak tajni, że nikt nigdy nie poznał ich nazwisk. Czuwali, by w naszej pięknej socjalistycznej ojczyźnie zawsze był ktoś koordynujący działania w przestrzeni powietrznej. Czasy się zmieniły, Ludowe Wojsko Polskie pozbyło się pierwszego członu nazwy, a niezbędne niegdyś obiekty sprzedała Agencja Mienia Wojskowego. Tak samo stało się z owym tajnym bunkrem - Rezerwowym Centrum Dowodzenia Wojsk Ochrony Powietrznej Kraju w podkoronowskim Krąpiewie (województwo kujawsko-pomorskie).
Wyprowadzili się żołnierze, zabierając swój sprzęt, a że natura próżni nie znosi, obiekt znalazł nowego właściciela - właściwie to dwóch właścicieli, którzy zamierzają przekształcić zdolny do zapewnienia trzydziestu osobom bezpieczeństwa na wypadek konfliktu nuklearnego schron w atrakcję turystyczną. Już niedługo za symboliczne dziesięć złotych polskich można będzie zwiedzić rozświetlone nienaturalnym światłem jarzeniówek, skryte za ważącymi wiele ton drzwiami podziemia i poczuć choćby namiastkę klimatu obecnego choćby w "Apokalipsie według Pana Jana", czy klasycznych "Falloutach".
Jeśli ktoś chętny jest do odbycia takiej wycieczki i poszwendania się po zimnych i wilgotnych podziemiach, czy choćby zorganizowania jakiegoś zlotu w tej okolicy, może skontaktować się z właścicielami poprzez stronę
www.bunkierkrapiewo.plŹródło: bydgoski dodatek "Gazety Wyborczej"