No to jeszcze by trzeba uściślić, czy mówimy o FO, czy o klimatach ogółem.
Te były u mnie pierwsze, Fallout zupełnie później.
Właściwie to, ha, od muzyki wszystko się zaczęło.
Wersja oryginalna też jest piękna, ale sercem zostaję przy FoTN. ;-)
Odkąd gdzieś tam załapałam, że coś takiego jak postkultura istnieje, podobały mi się (właściwie to nie tyle podobały, co wstrząsały mną, poruszały mnie), zsyntetyzowane, zdehumanizowane, maszynowe dźwięki, podane już to na sposób taneczny, już to w formie snujące się ambientu czy dark ambientu. Związki elektroniki, takiego industrialu np. z fantastyką, w tym postapo i science-fiction, są całkiem mocne i logiczne. Korzeniami industrial sięga futuryzmu (potem był bruityzm), ma też bliskie związki z muzyką militarną. Tematyka to między innymi triumf maszyn, zagłada, wojna, dekadencja, skażenie środowiska, dewiacje seksualne, zombie, zwyrodniała medycyna, wielkie miasta (Miasto, Masa, Maszyna się kłania) itd. Z kolei ludzie na parkiecie tańczą do takiej muzy bardziej jak jakieś plemienne ludki niż wdzięczące się panienki na dyskotece - trzeba podpatrzeć, przeżyć podobną imprezę. Styl cyberpunk i pokrewne, obecne są w ubiorach, gadżetach (jeden koleś wyglądał jak stuprocentowy stalker, niesamowicie się prezentował). Co ciekawe, nie wiem czy to właśnie nie mrocznym wydźwiękiem można tłumaczyć, że charakter koncertów czy spędów jest często oczyszczający, resetujący, wywalający wszystkie smuty na tapetę, jednoczący i transowy, ale mało w tym takiej czystej i nieco głupkowatej radości. Fakt faktem, że elektronika bardziej do Neuroshimy pasuje niż do Falloutów. Zresztą, można całkiem logicznie stwierdzić, że postapokalipsa to ten sam odprysk tematów i motywów, co modernizm, turpizm, witalizm, twardy realizm, mnóstwo innych -izmów. Nie powstała sama z siebie, jak nic samo z siebie w kulturze nie powstanie. Jeżeli przyjąć, że mamy żywioł apolliński i dionizyjski, tym drugim będą szeroko pojęte klimaty właśnie. W formie nieco zgaszonej, ale jednak. Samo postapo, mimo ewidentnie poważnej tematyki, często skręca po prostu w afirmację i radochę płynącą z anarchistycznego, hulaj-dusza zacieszu na zgliszczach. Dlatego też pewne utwory kokietują odbiorcę: z jednej strony podejmują poważną tematykę, z drugiej wręcz wyrażają tęsknotę za tym, by "wreszcie coś pieprzło, bo nie wytrzymam", itd. Za pragnieniem mocnych wrażeń wszak nuda i przesyt stoją, rzekł Schopenhauer.
Cholera, się rozpisałam, a mogłam to w felieton wrzucić.