Ehh czytam te wywody... To falloutowskie a to nie. Ludzie... Probuje zrozumiec Was jako wielkich fanatykow swiata fallouta, ktorzy maja za soba dwie poprzednie czesci (ja nie gralem). Kumam ze to nie to samo, ze za malo zakonczen, za malo swobody i inne rzeczy ktore was draznia w tym tytule. Ale moze spojrzcie na trzecia odslone jako pewnego rodzaju PRZESKOCZNIE z rzutu izometrycznego w prawdziwie trojwymiarowy swiat. Wprawdzie kazda nastepna czesc (w sumie nie zawsze) to skok do przodu, ale tutaj chodzi o wielkie wyzwanie programistow i ich proba sprostania obecym standardom jakim jest grafika 3d. Juz nawet sreet fightera przeniesli w w trojwymiar. Z powodzeniem lub nie... Ale wracajac do tematu to co dali nam w efekcie programisci to cos wspanialego. Mysle ze przy czwartej czesci dopiero rozwina skrzydla. Beda mieli z gorki (ale czy na pewno hehe?) bo system juz jest, czas go wzbogacic. Np. o bardziej rozlegla fabule i wiecej wiecej smaczkow czego najbardziej zycze! Najbardziej w takich grach doceniam miejsca ktorych mozemy ze wzgledu na rozleglosc terenu, nigdy nie zobaczyc, a mimo to oni je stworzyli. A zrobili to bo wiedza ze grajacy w ten tytul wlasnie po to wlaczyli gre by chodzic, zwiedzac, odkrywac, zachwycac sie detalami. Szkoda ze dodatki (rzekomo bo nie gralem, ale w najblizszym czasie kupie) sa malo ciekawe. W sumie to na wlasnej skorze przekonalem sie, ze konczac gre (tak sromotnie zreszta) nie mamy mozliwosci dalszej eksploracji swiata. Wczesniej myslalem ze dodatki beda sluzyc do rozwijania glownego watku fabularnego. A tutaj takie buty. Operation Anchorage to jakas bezplciowa i krotka SYMULACJA (obym sie mylil w przypuszczeniach i zeby mi sie spodobala). Koniec... Hmm... Zaskoczyl mnie. Postanowilem sie poswiecic co juz lezy po prostu w mojej naturze. Potem byla chwila zadumy, potem caly dzien poczucia pustki i uczucia ze zostalem oszukany a na sam koniec mysl, ze innego zakonczenia po prostu nie moglo byc. To tak jak gdyby Russel Crow w "Gladiatorze" czy Arnold Schwarzenegger w "I stanie sie koniec" nie zgineli. Nie spotkali sie z rodzinami po drugiej stronie. A o to chodzi. Nasz bohater nie ma nic do stracenia, wiec co robi? Rzuca sie w ogien by ratowac ludzkosc i bliskich przyjaciol. Traci tylko wartosci materialne. Ktos wspomnial ze poczatek gry robi najwieksze wrazenie. I mial racje. Ktos inny powiedzial ze tutaj robia wszystko za nas. Ze robot odwali cala robote (hehe). Nie odnioslem taiego wrazenia. To byl tylko taki dodatek, efektowny dodatek ktory mial symbolizowac wlasnie przemiane do jakiej dzieki dzialaniom naszym i ojca moglo dojsc. Przeciez wszystko ROBIMY SAMI. To co sie dzieje potem to tylko (tylko?) czysta konsekwencja. Dobra lub zla. Zgodnie z zamierzeniem tworcow gry.