Bezpośredni link do newsaOd niedawna wśród hollywoodzkich potentatów filmowych panuje dziwna moda odgrzebywania klasycznych oraz kultowych serii. Wszak w ciągu ostatnich miesięcy mieliśmy okazję na nowo przeżyć przygody emerytowanego boksera Rockiego, zabójczo skutecznego weterana Rambo, podstarzałego archeologa Jonesa oraz dzielnego dowódcy ruchu oporu Johna Connora. Trudno się temu dziwić, macki kryzysu finansowego nadal trzymają mocno i każdy ryzykowny krok może być tym ostatnim… do trumny.
Po co więc stawiać wszystko na jedną kartę, wymyślać nowych bohaterów, pionierską historię i angażować nieutrwalonych w pamięci zwykłego zjadacza chleba ludzi? Przecież istnieje gigantyczne ryzyko, że potencjalny widz nie doceni włożonego w film wysiłku (oraz sporej ilości gotówki) i, mówiąc nieelegancko, wypnie się na producentów. Prawa rynku bywają okrutne. Nie jest nigdzie powiedziane, że rzeczy nowatorskie i odkrywcze, będą się dobrze sprzedawać.
Natomiast to, co stare i sprawdzone? To już zupełnie inna historia, tu wylegują się prawdziwe pieniądze. Wystarczy wziąć kultowy tytuł, dawnych oraz lubianych aktorów, dopasować sztampową historyjkę, nawiązującą w mało wyszukanych sposób do poprzednich części i mamy hit, że mucha nie siada. No może nie od razu przebój, bo do tego trzeba mieć odpowiednią dawkę pasji i zapału, ale to, że film na siebie zarobi jest praktycznie zapewnione. Wszak stara zasada, że „ciemny fan wszystko kupi” jest aktualna do dziś.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że podobną drogą podąża kultowa seria
„Mad Max”.
George Miller, na przekór wcześniejszym spekulacjom, intensywnie pracuje nad czwartą częścią przygód australijskiego policjanta i wojownika szos - Maxa Rockatansky'ego. Obecnie jednym z największych problemów Millera jest Mel Gibson, a raczej jego brak, gdyż jest pewne niczym „amen w pacierzu”, że aktor nie wcieli się po raz wtóry w postać głównego bohatera. Więc kto? Jak się okazuje casting już trwa, a jednym z kandydatów jest niejaki
Jeremy Renner, którego mieliśmy okazje poznać m.in. w filmach „28 tygodni później”, „Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” oraz „S.W.A.T. Jednostka Specjalna”. Specjalnych sukcesów mu nie wróżę, bo nie potrafię sobie wyobrazić gościa, jako nową wersję Maxa. Może uważacie inaczej?
Na marginesie warto wspomnieć, że Miller nie zawiesił swoich innych planów i nadal pracuję nad animowaną wersją „Mad Max”. Reszta szczegółów skrywana jest póki co, pod gęstą mgłą tajemnicy.
Źródło: Filmweb.pl.