Ja mam dwie pozycje:
1) "Coś" [ja tych polskich tłumaczy zaje
kiedyś... oryginalny tytuł to "The Thing" czyli "Rzecz" a nie jeskieś 'coś' phi
] Johna Carpentera (1982)
Film (i gra z resztą też) Opowiadają, o dwóch stacjach badawczych na biegunie północnym, które zostają zaatakowane przez. coś
Film mimo swego wieku, i nie stojących na zbyt wysokim poziomie efektów specjalnych daje radę, i trzyma klimat lepiej niż większość współczesnych filmów grozy (o ile można coś co powstaje w dzisiejszych czasach jeszcze tak nazywać...) a gra aktorska jest co najmniej dobra. Cały urok filmu polega na tym, że "Coś" może przybierać dowolną postać - człowieka, psa, wiewiórki, czy koczkodana. Więc przez cały film tworzy się klimat i atmosfera niepewności. Kto jest zdrowy? A kto zakażony?
Muzyka jest co najmniej dobra, podkreśla surowy klimat i nie psuje napięcia. Serdecznie polecam
w roli głównej Kurt Russel.
2) "Vanishing on 7th street"
Dość ciekawy horror(?). Pewnej nocy, w całym mieście gasną światła. Znikają niemal wszyscy mieszkańcy. Kobiety, dzieci, chorzy w szpitalach. Jedyne co po nich pozostaje to nietknięte ubrania i przedmioty codziennego użytku. Ocaleli jedynie ci, którzy pozostali przy jakimkolwiek źródle światła. Okazuje się jednak, że dni stają się coraz krótsze. Wszędzie zaczyna panować ciemność. Na domiar złego wszystkie sprzęty zaczynają szwankować, a źródła prądu wysiadać. Jak na dzisiejsze standardy jest to całkiem niezły film, który w całkiem niezły sposób ukazuje opuszczone miasto, oraz ogólną wizję osaczenia, przez nieuchwytnego wroga. W końcu film w którym nie latają flaki, natomiast zagrożenie czai się "gdzieś tam, w mroku"
I jak dla mnie zalatuje S. Kingiem