Autor Wątek: Recenzja serialu "Fallout"  (Przeczytany 246 razy)

Squonk

  • Schronowy Inżynier
  • Gen. armii - Redaktor
  • *
  • Wiadomości: 8805
  • Wytyczając kierunek - Emanacja azymutem!
    • Trzynasty Schron
Recenzja serialu "Fallout"
« dnia: 15 Kwietnia 2024, 19:36:47 »
NOWINA OPUBLIKOWANA NA FORUM




No to jedziemy z próbą napisania na żywo recenzji serialu Fallout. By się nie rozwodzić, podzielę ją na problemowe zagadnienia. Będą spojlery. Chyba. W sumie nie za duże 😉

1. Gra komputerowa w telewizyjnym serialu 📺

Seria gier Fallout zawiera w sobie sporo brutalności i przemocy, uzewnętrzniającej się zwłaszcza podczas scen walki. Te w dwóch pierwszych Falloutach odbywały się w trybie turowym, w Tacticsie doszedł tryb rzeczywisty, zaś w Falloutach 3D jest system aktywnej pauzy zwany V.A.T.S. Flaki, krew, odrywane głowy latały więc od początku, zwłaszcza jeśli gracz nie chciał być pacyfistą i próbować przejść grę przy pomocy polityki miłości. Do tego dochodził jeszcze element rozwoju postaci, która w umiejętności walki zaczynała jako płotka, by skończyć ją jako gość "biorący na klatę" serię z karabinu. Przeniesienie tego, co dla ekspresji gier jest normalne na materię filmową w sposób dosłowny, może dać absurdalny efekt. No ale dynamicznie być musi, no nie?

W przypadku serialowego Fallouta to się udało poprzez sprytny zabieg wprowadzenia bohatera, który potrafi w kowbojską (dosłownie!) ekwilibrystykę bronią. A że był też swego czasu żołnierzem, to element realizmu, że nie wynika to "z nabicia Punktów Doświadczenia i wejścia na kolejny poziom" został zachowany.

Oczywiście typowe dla materii filmowej rozwiązania, jak najazdy czy spowolnienia pracy kamer w przypadku scen walki gdzie leje się krew, w tym przypadku zostały użyte. Do tego, na ile się orientuje, w dużej mierze zrealizowano je w sposób klasyczny, bez nadmiernego używania CGI. Czyli za pomocą kaskaderów, linek, materacy, itp., itd. Fikołów w stylu Avengersów na blue skrinie za wiele więc nie ma, co jest plusem.


2. Lokacje 🏙

Tu jest różnie i różniasto. W przypadku Krypt, z ekranu aż wylewa się ten specyficzny klimat klaustrofobii lukrowanej infantylną słodyczą, oczywiście z Vault Boyem na czele. Jest więc czysto, gustownie, ze smakiem przedwojennej Ameryki, w stylu do jakiego Fallouty nas przyzwyczaiły.
Trochę klimat siada, gdy akcja przenosi się na zewnątrz. Pustynne, piaszczyste przestrzenie, zwłaszcza tam, gdzie znajdujące przy kalifornijskim wybrzeżu morze mogło się cofnąć, mają sens gdy wynika to z miejsca gdzie dzieje się akcja. Jednak gdy są one "twarzą" Pustkowi, zwłaszcza ponad 200 lat po wojnie, to robi się to mało kreatywne i przypomina trochę monotonny wygląd "łejstlandu" z dwóch pierwszych Falloutów. Kalifornia, w której dzieje się przecież akcja serialu, to zarówno stepowe, "suche lokacje", jak i bujne lasy czy nawet jeziora. 200 lat po wojnie można śmiało założyć, że przyroda wróciła by na swoje leża, a nie że wszędzie musiałby być suchy piasek i znajdujące się na nim ruiny budynków. Zakładam że była to raczej kwestia kosztów budowy planów zdjęciowych, niż zabawy w odtwarzanie Tatooine czy Arrakis.

Choć gwoli sprawiedliwość należy dodać kalifornijskie stepy, lasy czy jeziora w serialu "Fallout" są, i budują one klimat tego zróżnicowanego świata, którego kultowe, dwie pierwsze gry serii swoim monotonnym wyglądem niestety nie umiały oddać.

Nie za bardzo falloutowo robi się za to, gdy akcja przenosi się do mniej zniszczonych lokacji miejskich. I to zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Specyficzny styl art deco budowli miejskich, coś co można choćby przyrównać do naszego socrealizmu w architekturze, na ekranie wyparował. Ma się wręcz uczucie, że nie ogląda się "Fallouta", a kolejny odcinek np. "The last of us" czy "Walking Dead". Baaa!!! Pojawia się nawet scena jakby żywcem wyjęta z filmu "Droga". Również i sceny wewnątrz miejsc, które przed wojną były miejscami użyteczności publicznej, wyglądają na wycięte z w/w produkcji czy z filmu "Jestem legendą". Czyli zbyt nowocześnie, wręcz współcześnie w kontekście, że to postapo ale naszych czasów.

Pojawia się tu też problem, jakim jest oddanie settingu świata, w którym dokonano odbudowy po atomowych zniszczeniach, i w pewnych przypadkach po raz wtóry zniszczono. W sumie daje to efekt kojarzący się z np. polskimi produkcjami historycznymi, w których akcja dzieje się w ruinach faktycznych zamków z minionych epok. Widz ma więc rozumieć, że jak coś ma się odnosić np. do klimatów średniowiecznych, to muszą być to odrapane ściany ze startej upływem czasu cegły. Czyli że w owym średniowieczu pewnie od razu ludzie budowali ruiny by w nich zamieszkać, i w takim też o to stanie dotrwały one do naszych czasów.

Nie będę się też pastwił np. nad wrakami współczesnych samolotów, które miały tworzyć klimat zapewne na planie zdjęciowym kolejnego "Mad Maxa", bo z "Falloutem" ma to mało co wspólnego.

Ale!

Bardzo dobrze, klimatycznie wręcz, oddano w retrospekcjach wygląd świata przed wojną, który - co przypomnę - jest retro futurystyczną wizją przyszłości, obficie podlaną atompunkiem oraz trawestacją zimnowojennych lęków i fobii z naszego świata. Poznajemy przedwojenne technologie, poznajemy stroje czy wygląd pomieszczeń w jakich żyli wtedy ludzie. Wreszcie przed widzem zostaje odsłonięta prawda o co tak naprawdę chodziło z systemem Krypt, ale to już inny aspekt.


3. Frakcje 🇺🇸

Tu właściwie można by się ograniczyć do stwierdzenia, że poziom głupoty, debilizmu czy nawet podłości wypełnia swoją obecnością Bractwo Stali. To wygląda na jakiegoś chochoła, za którego stworzenie odpowiadają ludzie, którym coś się wydawało że wiedzą, więc muszą zrobić coś zupełnie na odwrót. Przypomina to efekty prac nad nową trylogią "Gwiezdnych wojen". Tylko że zamiast Mary Sue Palpatine co chce zostać Jedi, mamy tu niejakiego Maximusa, który chce zostać rycerzem. Choć w sumie jest jeszcze gorzej, bo rola Maximusa jakby żywcem została skopiowana ze starwarsowego Finna, choć ten nie ma - na szczęście - dylematów, że musi być czasem tym złym, więc robi złe rzeczy. No ale w związku z tym, jak to teraz się modnie i postępowo mówi, postać Maximusa dokonuje "krytycznej analizy oraz interpretacji" wizerunku Bractwa Stali jaki stworzyły gry. Ten przaśny cringe wylewający się z ekranu, gdy Maximus czy jego koledzy zaczynają szarżować, wręcz jakby był esencją tego, za co wiele lat temu Fallouta Tactics znienawidził falloutowy beton z forum No Mutants Allowed, że bany chciał dawać za nazywanie tej gry mianem Fallouta.

Również lekko cringem postapo, czyli że jakieś świry biegające z gołą dupą jak w "Mad Maxie" czy zwyrole z "Drogi", zalatują mieszkańcy Pustkowi. Bo jeśli akcja serialu dzieje się na obszarach należących do Republiki Nowej Kalifornii, to przecież był tam czas na odtworzenie cywilizacji. Znamy to przecież z Fallouta 2 i Fallouta New Vegas. Tymczasem życie na serialowych Pustkowiach wygląda tak, jakby zatrzymało się gdzieś z 10, no może 20 lat po wojnie atomowej. To jest chyba jakaś permanentna słabość w filmowych produkcjach postapo, by ukazać "nowy świat" odbudowany po zagładzie. Albo dzicz i zezwierzęcenie, albo jakaś słodkopierdząca dobrobytem Arkadia.

Ale i ta się tutaj pojawia!

Co prawda jest to kolejna społeczność mieszkająca w Krypcie, i można śmiało powiedzieć, że osoby odpowiedzialne za napisanie tego miejsca odrobiły lekcje związane z Falloutem. Czyli jest tak jak być powinno. W ogóle świat Krypt, jak i ich mieszkańcy - że znów się powtórzę - to jedne z mocniejszych momentów tej produkcji.

W niej pojawia się też wspomniana już Republika Nowej Kalifornii, czyli jest jasne że serial włącza się w kanon Fallouta wyznaczony przez gry Fallout/Fallout/Fallout New Vegas. Choć nie do końca. Przygłupie Bractwo Stali, to jakaś zbieranina wyjęta z Fallouta Tactics czy Falloutów od Bethesdy, a nie ekipa w stanie kryzysu tożsamości, spowodowanym zmieniającym się wokół nich światem, co dobrze oddawał Fallout New Vegas. Świat ten zaś właśnie zmieniało RNK, jako odrodzona społeczność po upływie lat od zrzucenia atomowych bomb. Tu już jednak trzeba by poruszyć główny kościec fabularny serialu, więc o tym później.


4. Bohaterowie 👫

Nad Mary Sue Maximusem już się popastwiłem, więc pora przyjrzeć się pozostałym dwóm głównym bohaterom. Środowisko krypciarzy reprezentuje mieszkanka tej z numerem 33, Lucy MacLean. Jej młodzieńcza radość, poniekąd niewinność i krypciarskie uformowanie, idealnie wpasowuje się w absurdalny klimat schronów przyszłości. Tą bohaterkę da się lubić, być jej towarzyszem, oceniać jej wybory i podejmowane decyzje, jak to się przyjęło gdy się ogląda produkcję w odcinkach, jaką jest serial. W epoce "strong independent woman", która pustymi, wulgarnymi rolami kobiet szoruje X muzę po dnie, postać Lucy jest naprawdę miłym urozmaiceniem, i sprawia że od serialu nie chce się odejść. Stąd można jej nawet wybaczyć rozwijającą się relację z bractwowym przygłupem.

Drugim filarem serialu jest wcześniej wspomniany kowboj, łowca nagród, ghul. A tak naprawdę przedwojenny aktor Cooper Howard. Jego postać łączy obecny świat akcji serialu, i ten sprzed wojny. Bezwzględny, chłodny, nawet okrutny, choć mający swój kodeks honorowy. Do tego uzależniony od narkotyków, z bagażem wspomnień, w tym ze świata przed wojny. W sumie to taki Kurier, bowiem gdzieś kiedyś natrafiłem na artykuł określający bohatera Fallouta New Vegas jako najbardziej bezwzględną postać z gier.

Pozostałe role zaś są i można uznać, że mniej lub bardziej wpasowują się w konwencję Fallouta. Na szczycie oczywiście umieściłbym "dziwaków" z Krypt, gdzieś pośrodku ekipę Bractwa Stali, doliny niestety zapełniłbym mieszkańcami Pustkowi, kojarzącymi mi się z pierwszą z brzegu produkcją postapo opartą na bliższej/dalszej przyszłości naszej rzeczywistości, a nie ze światem Fallouta, który wizją przyszłości naszego świata nie jest.


5. Aktorzy 🎭

Poza Kylem McLachlanem nie miałem okazji skojarzyć żadnego z aktorów występujących w serialu. Wszyscy tu jednak robią swoją robotę, realizując to co napisano im w scenariuszu. Aktorzy grający główne role są w pełni kompetentni w materii jaką im do zagrania dano. Stąd Ella Purnell dobrze "matowi" gładką postać mieszkanki Krypt w kierunku przyszłej wojowniczki Pustkowi, zaś Walton Goggins w pełni już tym wojownikiem Pustkowi jest.

Baaa!!!

To wręcz taka wypakowana postać, dajmy na to z Fallouta 2 gdzieś mniej więcej na etapie stawania sam na sam z patrolem Enklawy. A mimo tego jest to nadal wiarygodne, choćby przez fakt, że gość jest ghulem. Niestety, ale sugestywnie bractwowego przygłupa gra też Aaron Moten, oddając swoją rolą pełnię stereotypu o black comic relief.

Aktorzy drugo czy trzecioplanowi są i robią robotę. Jedynie do czego tu bym mógł się przyczepić, a co już nadmieniałem wcześniej, to jakoś mało kojarzące się z klimatem Falloutów postacie, jakie na swojej drodze spotykają nasi bohaterowie. Ci wszyscy obszarpańcy pasowali by do "Drogi" czy "The  walking dead", zaś przez swoją manierę aktorską byliby idealnymi postaciami do LARPa w realiach postapo, a nie do produkcji która jest kanonem tego gatunku. No nie wiem, może się nie znam, ale nie przypominam sobie by w grach napotykaliśmy na tłumy obszarpańców, rozmawiających z nami jakby byli na jakimś haju.


6. Wokeizm, przemoc, seks i takie tam inne 🏳️‍🌈

A tu powiem, że to bardzo dobrze, że za serialem "Fallout" stała także ekipa z Bethesdy. Ich przaśne poczucie humoru, a przy tym subtelność rubasznego wujka, który na rodzinnej imprezie wbrew stereotypom nie opowiada podszytych seksualnym kontekstem sprośnych żartów młodym dziewczynom, a po prostu mlaska, żłopie, beka, pierdzi (choć ma też coś ciekawego do powiedzenia), rozbraja współczesną grozę inkluzywności i równości, która dzisiaj wylewa się ekranów kin i telewizorów. To wygląda tak jakby wzięto tabelkę z "tęczowymi zaleceniami" kogo i czego ma być w filmowo-serialowej produkcji, by było postępowo. Następnie wybrano gdzie to wszystko można skomasować i wrzucono. Padło, haa, nie zgadniecie, na Bractwo Stali! Stąd też poza przygłupami, umieszczono tam też osobę z rodzaju "skąd wiedziałom że jestem niebinarne". Ale że postać ta nie macha flagą z napisem "moje prawa", a po prostu jest i tylko dziwnie mówi, no to sobie jest.

To Fallout bejbe, więc przemoc, seks i narkotyki być muszą. Można to było zrobić metodą na ekipę odpowiedzialną za klasyczne Fallouty i Fallouta New Vegas, można też na w/w Bethsedę. Przypuszczam, bo aż tak nie wchodziłem w aspekt produkcji serialu, że głosem decydującym był tutaj reżyser Jonathan Nolan i ludzie z nim związani. I zapoznał się on nie tylko z wizją świata Fallouta, na jaki od lat ma wpływ Todd Howard, ale też z tym co zrobili ludzie z Interplay/Black Isle/Obsidian. A jako że celem, jaki zapewne wszystkim tam przyświecał, było oddanie "klimatu Fallouta", to seks ubrano w ciuchy (czy koc!), przemoc zaś jest bo być musi jak to na Pustkowiach bywa, a narkotyki pokazano tak, że każdy fan Fallouta wie o co chodzi. A ci co nie, bo nie grali, to zagrają i też będą wiedzieć.

Żeby nie było, jak ktoś to będzie czytał, że jestem jakiś "anty Bethesda team". Otóż nie. Jeśli gdzieś Todd Howard i spółka mieli kluczowe zdanie, to musiała to być podszyta gorzkim szyderstwem krytyka kapitalizmu i korporacjonizmu, nie wychodząca jednak z pozycji marksistowskich, a ludzkich. W pierwszych Falloutach za wiele tego nie było, a o tym jak mroczny był de facto świat "amerykańskiego snu" na chwilę przed wybuchem Wielkiej Wojny na poważnie pokazano w Falloucie 3. Pomijam tu oczywiście intro z pierwszego Fallouta, bo o zbrodniach w Kanadzie gracze mogli się dowiedzieć z późniejszych materiałów, a nie z samej gry.

A gdy już jesteśmy przy polityce, to nie zauważyłem by w serialu podano wprost kim jest ów wróg z jakim walczy Ameryka. Skąd wypływa te źródło komunizmu, którego wody zakażają serca i umysły obywateli USA. My, czyli znawcy tematu, oczywiście wiemy że to Chiny, a w serialu cisza. Że ten ma się ten sprzedać na tamtym, telewizyjno-streamingowym rynku? No można i tak, w takim razie.


7. Ile w serialu Fallout jest Fallouta? ☢️

Nie mam zamiaru ukrywać, że dla mnie kanon serii Fallout wyznaczają gry Fallout, Fallout 2 oraz Fallout New Vegas. Za grę w świecie Fallouta można uznać Tacticsa, a naciąganymi jak skóra na twarzy ghula spin-offami są produkcje ze studia Bethesda. Czyli Fallout 3, Fallout 4 i Fallout 76.

Fallout to historia dziejąca się na zachodnim wybrzeżu USA, w Kalifornii, gdzie powstałe tam po wojnie organizacje jak Republika Nowej Kalifornii czy Bractwo Stali, działają lokalnie mając siły i środki na co najwyżej ekspansję na pobliskie okolice, jak Nevada. Ma to sens, jest to spójne, a przede wszystkim oddaje clue miejsca w jakim Fallout się dzieje. Czyli w Stanach Zjednoczonych, w naprawdę dużym kraju.

Przykładowo, odległość między znanymi z dwóch pierwszych Falloutów miastami San Francisco i Los Angeles wynosi w linii prostej około 500 kilometrów. To coś mniej więcej jak z Gdańska do Zakopanego. A to już prowadzi do oczywistej konkluzji, że w każdym stanie USA, po wojnie mogłaby powstać ichnia Republika Nowej Kalifornii czy ichnnie Bractwo Stali. Tymczasem Fallouty z Bethesdy uparcie nam wmawiają, że postapokaliptyczny świat musi zbawiać wywodząca się z Kalifornii, zakuta w pancerze ekipa. I nikt inny. Określam to mianem "słoiczka z FEV w każdym amerykańskim mieście co by supermutanci byli", a wraz z nimi oczywiście Bractwo Stali i Enklawa. I tak, piję tu do Fallouta 3, którego akcja - by jednak widać było jakąś kreatywność nowej ekipy - została przeniesiona na wschodnie wybrzeże. "Todd, usiądź, uspokój się, wracamy do Kalifornii" - powiedział zapewne Jonathan Nolan, i tak zaczęły się prace nad serialem.

To czego brakowało, baa, czego w sumie nie ma w pierwszych Falloutach to wspomniany już wcześniej "brak Kalifornii". A co więcej, jeśli pierwszy Fallout dzieje się w okolicach Los Angeles, to gdzie choćby jakieś wspomnienie, odniesienie się do amerykańskiej stolicy X muzy czyli Hollywood? Przyznam się, że gdy wiele lat zaczynałem swoja przygodę z Falloutami to byłem przekonany, że w sumie to dzieją się one wszędzie. Stąd też jeśli twórcy serialu podjęli decyzję o powrocie Fallouta do Kalifornii, to na horyzoncie musiała się pojawić opcja zderzenia się z kanonem. I czy do niego doszło?

Odpowiem, że i tak, i nie. Krypta 33 z jakiej pochodzi Lucy leży w miejscowości Santa Monica, będącej częścią metropolii Los Angeles. A wszyscy przecież wiemy, kto tam mieszkał i trząsł okolicami. Tak, on, sam Mistrz. Tak na logikę, czy jego supermutanci polujący na "czysty materiał" do mutacji, nie mogli rozpocząć na szeroką skalę przeszukiwań? Ale za nim zaczniemy robić tu'polew z kogokolwiek, jak tylko szybko polecę spojrzeć na mapę tamtego obszaru by uzmysłowić sobie, że pułapkę na samych siebie zastawili już twórcy pierwszych Falloutów, na tak ogromnym obszarze umieszczając po parę lokacji i również kilka zorganizowanych grup powojennych społeczności. Jednak z drugiej strony daje to możliwość plastycznego kreowania tego świata, by umieszczać w nim kolejne historie, z lepszym lub gorszym skutkiem. I tak też zrobiono w serialu.

Wielka społeczność, państwowość wręcz Republiki Nowej Kalifornii została więc zredukowana do jednej lokalizacji, jaką jest ich stolica Cieniste Piaski. Ta zaś, po spuszczeniu nań atomówki, daje efekt atrofii RNK, że nawet pustynia wchodzi na tamte tereny. OK, teraz się nabijam trochę, ale robię to by pokazać dysonans między chęciami umieszczenia nowej historii w tym świecie, a potrzebą realności i spójności pewnych rozwiązań fabularnych, jakie wymusza naprawdę ogromny obszar Kalifornii.

Końcowa scena w serialu jasno i wyraźnie pokazuje, gdzie może pójść jego kontynuacja. Również obecność Enklawy, z której wywodzi się jeden z drugoplanowych bohaterów, daje nam assumpt do stwierdzenia, że to co zrobili twórcy serialu nie jest zarówno kontynuacją Falloutów Bethesdy, jak i kontynuacja kanonu F1/F2/FNV, a próbą jego przepisania na nowo. Czyli w sumie czymś, do czego miała prawo i co nawet powinna zrobić Bethesda z Falloutem 3. Nie zrobili tego jednak, w 2010 roku pojawił się Fallout New Vegas, i teraz wszyscy muszą robić fikoły. Ale to już nie nasze, czyli widzów, zmartwienie.


8. Słowo na koniec 🤓

Ile więc jest tego Fallouta w Falloucie, że nawiąże do klasyka?

W sumie to sporo, czy to poprzez techniczne wynalazki, czy gadżety jakie można było spotkać w grze, a jakie małymi elementami budowały klimat tego świata. Pomijając kombinację ze spójnością fabuły z kanonem F1/F2/FNV, to rzucających się w oczy braków, jest "współczesność" wnętrz i lokacji świata na powierzchni, czy zbyt współczesno-postapszy wygląd postaci zamieszkujących ten świat. Nie wiem czy brakło twórcom serialu już na to kasy, skoro ta mogła pójść choćby na dopieszczenie wyglądu Krypt. Przyznam tu się, że oglądając serial miałem nieraz wrażenie, że oglądam jakąś amerykańską wizję świata Uniwersum Metro 2033. Bo poza kombinezonem mieszkańca Krypty czy PipBoyem na ręku bohaterki, klimat Fallouta tak naprawdę było czuć w retrospekcjach przed wybuchu wojny. Nie mam pojęcia czy o to chodziło twórcom, ale można w sumie przyjąć taką ich wizję tego uniwersum. W końcu całość serialu broni się przewrotną fabułą, tą tajemnicą pod którą buzuje szaleństwo, brud, upadek i grzeszność tego świata. A ta, podobnie jak wojna, nigdy się nie zmienia.

No i jeszcze coś, w sumie pokazujące jednak jakie to podejście do kanonu Fallouta, i to tego nawet bez Fallouta New Vegas mają niestety twórcy serialu. Owe Cieniste Piaski, centrum, stolica Republiki Nowej Kalifornii w serialu zostały teleportowane na obszar Los Angeles. Czyli nie znajduje się mniej więcej 300 kilometrów na północ, na płaskowyżu w pobliżu pasma górskiego w jakim znajduje się po lewej Krypta 13.

I na tym bym zakończył swoje rozważania.
« Ostatnia zmiana: 15 Kwietnia 2024, 19:39:42 wysłana przez Squonk »
Możemy dojść od sukcesu do upadku, od marzeń do urny z prochami. Możemy spaść z czerwonego blasku rakiet, do 'bracie, czy mógłbyś mnie poratować'.