Uwolnienie systemów edukacyjnych nie tylko doprowadzi do lepszego przygotowania ludzi do pracy (co twierdze ja, z punktu widzenia utylitarystycznego), ale też pozwoli dorosnąć zachowując wrodzoną kreatywność, pozwalając ludzkości być po prostu szczęśliwą (co, twierdzi Ken). Fajnie.Szkoły niższe mnie nie obchodzą, bo nie przygotowują ludzi do pracy tylko do nauki pracy, więc w tej kwestii się nie wypowiem. W kwestii szkół wyższych - uwolnienie tego systemu było najgorszą rzeczą, na jaką wpadło nasze wspaniałe państwo. Czemu nie ma pracy dla kończących wiele kierunków studiów? Bo można je skończyć wszędzie i nikt nie weryfikuje tego, w jaki sposób do tego dochodzi. Powstaje ogromna ilość ludzi po danym kierunku i nie mają gdzie pracować, bo tego nie trzeba. Szkół to nie obchodzi - dla nich liczą się pieniądze a nie perspektywy ludzi kończących studia. To naprawdę widać - po kierunkach humanistycznych z pracą bardzo ciężko, bo byle jaka szkoła założona przez sołtysa Tczewa może tego uczyć. Z kierunkami ścisłymi jest nieco lepiej, bo koszta nauki są większe, więc mniej rosnących jak grzyby po deszczu szkółek ma pieniądze na ich otworzenie (trzeba zbudować i utrzymać laboratoria, pracownie, zapewnić odpowiednie warunki itp.) stąd mniej ludzi je kończy i jest dla nich miejsce (pomijam kwestie większego zapotrzebowania, która jest istotna, ale to tylko jeden z czynników). Wreszcie dochodzimy do kierunków, które z tego czy innego powodu działają na "niewolniczym systemie": otworzenie ich jest ekstremalnie trudne (nie chcę tutaj rzucać nazwami, ale z tego co wiem w dziedzinach krążących dookoła lotnictwa jest taka sytuacja) czy to ze względu na brak ludzi z uprawnieniami do nauki czy sprzętu/informacji albo w ogóle niemożliwe dla uczelni prywatnych (np uczelnie medyczne). Wśród tych ludzi nie ma bezrobocia.
Obecny Polski system wciąż opiera się na narodowo-patriotycznej edukacji, jednak od dłuższego czasu podejmuje się próby przestawienia go na Anglosaski model w którym kosztem wiedzy powszechnej (i ryzyka zidiocenia społecznego) stawia się równocześnie bardziej na specjalizację z intencją lepszego masowego przygotowania na studia, oraz podejmuje się próby zachwiania kreatywności tak istotnej w nowoczesnym nauczaniu (nauczyciele zdają sobie sprawę że ją zabijają).OK, a teraz wyjdźmy ze świata ideologii do tego prawdziwego. Celem przerabiania systemu szkolnictwa NIE JEST lepsze przygotowanie ludzi do czegokolwiek. Jedynym jego celem jest oszczędzanie. Mniej lekcji? Można zatrudnić mniej nauczycieli, po co płacić za edukację, lepiej sobie nowe iPady kupić. Dowód? W liceum do którego chodziłem większość nauczycieli tych bardziej profilowych przedmitów (biologia, chemia, fizyka, historia) straciło cały etat. Wcześniej mieli po 2 godziny w 8 klasach, teraz są 4 w jednej, profilowanej. Bo inne klasy zwyczajnie nie mają tych przedmiotów. Jak taki system sprawdzi się w praktyce? Już mogę odpowiedzieć, że źle. Ludzie, którzy nie mieli przez 3 lata fizyki, którzy będą mieć okrojoną matematykę i tak dalej na porządnych studiach związanych z biologią nie mają czego szukać. Myślę że z chemią jest tak samo, o fizyce się nie wypowiem, bo nie wiem. Ale oszczędności będą - wywalmy z pracy połowę nauczycieli, po co ludzie mają coś wiedzieć.
Tego typu prymitywne nauczanie nie wymaga kompetencji (i kreatywności) i dzięki niemu stosunkowo łatwo było znaleźć nauczycieliW takim razie idź i ucz przyrody w podstawówce. Ucz polskiego albo matematyki w gimnazjum. Tym zdaniem właśnie obraziłeś kilkaset tysięcy osób pracujących w początkowych okresach nauczania odbierając im kompetencje i kreatywność.
edukacja prywatna (mówiąc "prywatna" mam na myśli "elitarna", a nie pseudoedkację tj. opłatę za papier) jest lepszaNie znam ani jednej osoby, która mając pieniądze i zdolności poszłaby na prywatną uczelnię. Wszyscy, którym zależało na edukacji a nie, jak to nazwałeś, pseudoedukacji, woleli zapłacić częstokrć dużo większe stawki za niestacjonarne studia na państwowych uczelniach. Nawet jeśli szkoła będzie najlepsza, liczą się też ludzie, którzy do niej idą, z ich ambicjami i założeniami. Oczywiście zostaje 25%, ale kto będzie ich ciągnął w górę, jeśli pozostałe 75% ciągnie w dół? Co do szkół, powiedzmy, niższego stopnia - jest różnie. Są lepsze (te, w których faktycznie się wymaga) i gorsze, z przewagą tych drugich (gorsze pod względem wymagań, bo klient płaci, klient żąda dobrej średniej), ale tu nie ma to większego znaczenia, bo ktoś, kto sobie zlewał na dobrych studiach i tak dostanie po dupie.
Osobiście uważam że najważniejsze jest oddanie matury pod jurysdykcję uniwersytetów, bo jej zadaniem jest preselekcja na nie i nawet jeśli miały by one być niezdawalne, to mają one być dla uniwersytetów wiarygodne.A po co? Przywróćmy egzaminy wstępne. Tylko w obecnej sytuacji to niczego nie naprawi - dostępność usług edukacyjnych jest duuużo większa od ilości ludzi, którzy faktycznie nadają się na studia. Uczelnie, żeby mieć studentów, będą musiały nadal obniżać progi. Akurat edukacja to chyba jedyna dziedzina, której wolny rynek połączony z mentalnością ludzi zwyczajnie przeszkadza.
Z czasem jednak w związku z rosnącym zapotrzebowaniem na specjalistów wymagania co do studentów spadały (często wiązało się to także z przejmowaniem uniwersytetów przez władzę) i dziś sięgają niemalże dna..Sięgają dna, bo każdy musi iść na studia. Zapotrzebowanie nie ma tu nic do rzeczy, bo ministerstwa ono nie obchodzi. Decyzje podejmowane są zupełnie bez związku z rynkiem, zalewamy rynek ludźmi z dyplomem, żeby poprawić statystyki, ale tak, żeby jak najmniej za to zapłacić. Jest ogromne zapotrzebowanie na onkologów. Co się robi w takiej sytuacji? Zwiększa ilość miejsc na specjalizacji i studiach? Więcej im płaci? Tworzy się lepsze warunki pracy? Skąd. Zmniejszamy ilość miejsc na studiach, specjalizacje zostawiamy jak jest, za to kupujemy więcej kartek, na których ludzie będą się mogli wpisywać do kolejki. W kierunku na przykład kierunków matematycznych wszystko co zostało zrobione, kiedy faktycznie były potrzebne, to akcja reklamowa w TVP. Brawo.
W kwestii szkół wyższych - uwolnienie tego systemu było najgorszą rzeczą, na jaką wpadło nasze wspaniałe państwo. Czemu nie ma pracy dla kończących wiele kierunków studiów? Bo można je skończyć wszędzie i nikt nie weryfikuje tego, w jaki sposób do tego dochodzi. Powstaje ogromna ilość ludzi po danym kierunku i nie mają gdzie pracować, bo tego nie trzeba. Szkół to nie obchodzi - dla nich liczą się pieniądze a nie perspektywy ludzi kończących studia. To naprawdę widać - po kierunkach humanistycznych z pracą bardzo ciężko, bo byle jaka szkoła założona przez sołtysa Tczewa może tego uczyć. Z kierunkami ścisłymi jest nieco lepiej, bo koszta nauki są większe, więc mniej rosnących jak grzyby po deszczu szkółek ma pieniądze na ich otworzenie (trzeba zbudować i utrzymać laboratoria, pracownie, zapewnić odpowiednie warunki itp.) stąd mniej ludzi je kończy i jest dla nich miejsce (pomijam kwestie większego zapotrzebowania, która jest istotna, ale to tylko jeden z czynników).
Kwestia przygotowania ludzi do pracy też jest ciekawa. Sołtys Tczewa może nadać komuś tytuł magistra. UJ i UW też mogą nadać komuś tytuł magistra. W świetle prawa oba tytuły są równoważne, (...)
(...) z tym, że u sołtysa uczyli przeciętni ludzie, mając niskie wymagania (niskie progi - nikt nie pójdzie do szkoły za pieniądze jeśli mógłby się dostać za darmo), a na UJ i UW największe sławy w swojej dziedzinie, mając ogromne wymagania (mogą sobie na to pozwolić, bo progi są odpowiednio wyższe, więc i przyjęci są odpowiednio zdolniejsi ludzie).
Czy szkołę sołytsa może skończyć ktoś, kto będzie super i zajdzie daleko? Pewnie, ale obstawiam, że takich jest może 25% absolwentów. Czy wielką, państwową uczelnie może skończyć ktoś, kto się nie nadaje? Jasne, ale znów to będzie jakieś 25% ludzi. Weźmy jeszcze statystykę - UJ jest jeden, UW też. Podobnych uczelni jest w kraju kilkadziesiąt. Sołtysów Tczewa jest kilkaset.
Po wymieszaniu dostajemy obraz ludzi nieprzygotowanych do pracy, mających papier za nic i niewielkiego procentu tych faktycznie nadających się do swojej pracy. Co więcej, ci faktycznie zdolni na tym tracą, bo jeśli rynek jest kiepski, w dodatku przepełniony, pracodawca musi weryfikować swoich przyszłych pracowników w inny sposób. Wie, że statystyczny absolwent nie jest przygotowany do pracy, więc wymaga doświaczenia, które trudno jest zdobyć, bo wszyscy go wymagają.
A teraz przenosimy się o kilkanaście lat w przyszłość, do tego, co jest teraz. Rynek edukacji jest rozcieńczony, to już jest tania i mało potrzebna dla pracodawcy usługa, więc siłą rzeczy nawet te lepsze uczelnie muszą obniżać progi i wymagania. I z wykształcenia zrobił się bezwartościowy, masowy papierek. Smutne.
CytujTego typu prymitywne nauczanie nie wymaga kompetencji (i kreatywności) i dzięki niemu stosunkowo łatwo było znaleźć nauczycieliW takim razie idź i ucz przyrody w podstawówce. Ucz polskiego albo matematyki w gimnazjum. Tym zdaniem właśnie obraziłeś kilkaset tysięcy osób pracujących w początkowych okresach nauczania odbierając im kompetencje i kreatywność.
CytujOsobiście uważam że najważniejsze jest oddanie matury pod jurysdykcję uniwersytetów, bo jej zadaniem jest preselekcja na nie i nawet jeśli miały by one być niezdawalne, to mają one być dla uniwersytetów wiarygodne.A po co? Przywróćmy egzaminy wstępne. Tylko w obecnej sytuacji to niczego nie naprawi - dostępność usług edukacyjnych jest duuużo większa od ilości ludzi, którzy faktycznie nadają się na studia. Uczelnie, żeby mieć studentów, będą musiały nadal obniżać progi. Akurat edukacja to chyba jedyna dziedzina, której wolny rynek połączony z mentalnością ludzi zwyczajnie przeszkadza.
CytujZ czasem jednak w związku z rosnącym zapotrzebowaniem na specjalistów wymagania co do studentów spadały (często wiązało się to także z przejmowaniem uniwersytetów przez władzę) i dziś sięgają niemalże dna..Sięgają dna, bo każdy musi iść na studia. Zapotrzebowanie nie ma tu nic do rzeczy, bo ministerstwa ono nie obchodzi. Decyzje podejmowane są zupełnie bez związku z rynkiem, zalewamy rynek ludźmi z dyplomem, żeby poprawić statystyki, ale tak, żeby jak najmniej za to zapłacić. Jest ogromne zapotrzebowanie na onkologów. Co się robi w takiej sytuacji? Zwiększa ilość miejsc na specjalizacji i studiach? Więcej im płaci? Tworzy się lepsze warunki pracy? Skąd. Zmniejszamy ilość miejsc na studiach, specjalizacje zostawiamy jak jest, za to kupujemy więcej kartek, na których ludzie będą się mogli wpisywać do kolejki. W kierunku na przykład kierunków matematycznych wszystko co zostało zrobione, kiedy faktycznie były potrzebne, to akcja reklamowa w TVP. Brawo.
Jeśli chcemy robić uczelnie prywatne, to postawmy takie wymagania, żeby zamiast każdych 200 powstały dwie, ale faktycznie dobre.
Glassius - wykład, o który mi chodziło ukryłem złośliwie w kropce na końcu niusa :zwr Ten twój to chyba jakaś inna wersja albo pierwsza część po prostu.Aleś Ty przebiegły! Tak, na ten sam trafiłem, choć mój link ma polskie napisy.
Szkoły niższe mnie nie obchodzą, bo nie przygotowują ludzi do pracy tylko do nauki pracy, więc w tej kwestii się nie wypowiem.Mnie interesują niezmiernie. Obecnie wszystkich się uczy jednym tokiem, ale tak naprawdę nie wiadomo, czy słusznym czy nie. Zlikwidowanie szkół państwowych spowodowałoby olbrzymie zróżnicowanie dostępnych tutaj usług i, nie mam wątpliwości, zniszczyłoby wielu młodych ludzi (co byłoby widoczne, bo obecne "uśrednianie" zdolniejszych do ogółu i przepychanie do następnych klas miernot jest mniej widoczne). Jednak pozwoliłoby to wypracować najlepsze możliwe modele, dostosowane do indywidualnych wymagań rodziców i potrzeb dziecka, a nie jakichś wymyślonych celów ministra.
W kwestii szkół wyższych - uwolnienie tego systemu było najgorszą rzeczą, na jaką wpadło nasze wspaniałe państwo.Jak trzymamy dziecko pod ramionka, to stoi ono równo i bez problemu. Ale jak puścimy, to zachwieje się, nawet upadnie. Ale w końcu nauczy się, nawet chodzić. Dzisiaj też przeżywamy przemiany, a wolny rynek już wymusza stosowne korekty (http://wpolityce.pl/wydarzenia/35555-szkoly-zawodowe-i-technika-odzywaja-uczniowie-coraz-czesciej-wybieraja-te), nawet absolwentów uczelni (http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/565779,zawodowka_po_studiach_czyli_jak_rynek_pracy_weryfikuje_nasz_system_edukacji.html) posyłając do zawodówek.
Nie znam ani jednej osoby, która mając pieniądze i zdolności poszłaby na prywatną uczelnię. Wszyscy, którym zależało na edukacji a nie, jak to nazwałeś, pseudoedukacji, woleli zapłacić częstokrć dużo większe stawki za niestacjonarne studia na państwowych uczelniach.Kuriozalność tego uderzyła mnie już na polibudzie. Z reguły rodzice inżynierowie, bogatsi od innych, kładą nacisk na techniczne wykształcenie dziecka, pozwalając mu dostać się na darmowe studia dzienne. Parweniusze, pierwsi techniczni w swych rodzinach, ledwo dostają się na zaoczne, za które płacą.
Sięgają dna, bo każdy musi iść na studia. Zapotrzebowanie nie ma tu nic do rzeczy, bo ministerstwa ono nie obchodzi. Decyzje podejmowane są zupełnie bez związku z rynkiem, zalewamy rynek ludźmi z dyplomem, żeby poprawić statystyki, ale tak, żeby jak najmniej za to zapłacić.Sam znam paru cwaniaków, którym rodzice płacą na papierek, byle mogli jeszcze tylko dłużej pobalować. Ba, sam się tak trochę czuję. Oprócz zaczarowywania rzeczywistości jak nasze ministerstwo ("małe" bezrobocie wśród młodych, połowa młodzieży studiuje, najlepszy wynik w Europie...), odpowiada to potrzebom młodej, rozwydrzonej części społeczeństwa, które po 20 latach "nauki" nagle zderzy się z rzeczywistością, ostro dostając po dupie i mając pretensje do tego kraju, że nie przygotował niczego dla nich, młodej elity.
Jeśli chcemy robić uczelnie prywatne, to postawmy takie wymagania, żeby zamiast każdych 200 powstały dwie, ale faktycznie dobre.
ale rzadko kiedy trafi się taki temat pracy inżynierskiej, żeby jej realizacja wymagała ścisłej współpracy z przemysłem i żeby taka praca po jej skończeniu i obronie była potrzebna komuś z przemysłu. Nie ma też takiej praktyki, żeby ludzi wysyłać do zakładów pracy, w których realizowaliby oni różne zadania i potem to, co zrealizowali mieliby zaliczane jako przedmiot.Nie stawiajmy żadnych wymagań. Cofnijmy im subwencje rządowe, niech za każde studia grubo się płaci. Ostoi się parę przechowalni dla niebieskich ptaków, niektóre uczelnie przetrwają dzięki wpłatom uczniów, a inne... Zwiążą się z przemysłem, co wcale takie złe nie jest (na Śląsku patronaty nad technikami i kierunkami górniczymi mają kopalnie, w Poznaniu nad zawodówką Volkswagen). Obecnie, inżynier po studiach nie umie niczego praktycznego, każdy zakład pracy go sobie doszkala. Ile czasu i nerwów zaoszczędziłoby to wszystkim, gdyby zakłady od razu współpracowały z uczelnią? Jednak aby współpracowały dobrze, szkoły muszą się od nich uzależnić, państwową pępowinę trzeba przeciąć.
Wydrzemy teorię? Ludzie nie będą wiedzieć, co to mitochondrium czy jak działa silnik ich samochodu czy kto to właściwie był ten cały Raskolnikow (tak, uważam nieznajomość tych rzeczy za powód do wstydu). Zostawimy ją - zwiększymy wymiar godzin. A nikt za to nie zapłaci, bo wyszedł nowy iPad.Teoria na temat znajomości samochodowego silnika nie na wiele się zdaje (http://www.youtube.com/watch?v=i9en6AcVkBo), nie zmuszałbym wszystkich dzieci do nauczenia się wszystkiego po trochu. Ale swoje dzieci? Batem bym zaganiał do książek, bo również dla mnie nieznajomość tych rzeczy to powód do wstydu.
Nie ma potrzeby się tym przejmować, rynek to ureguluje.Bardzo fajna wypowiedź, wklejona w dowolnej dyskusji również by mnie zirytowała. Rynek to my! Właśnie na tym polega, że to nie minister za coś odpowiada, tylko sami ludzie. Musimy zatem się tą kwestią zająć, rozmawiać, ostatecznie decydować! Wiem, że o tym wiesz, nie wiemie, ale jak ktoś nagle słyszy, że magiczny rynek wszystkim się zajmie, wiedzieć tego nie musi i łapie go oburzenie na nas, że poważne problemy rozwiąże Wróżka Rynek.
Po co? Lepiej zabrońmy istnienia takich fikcyjnych kierunków jak: dziennikarstwo (bo dziennikarz musi być dobry w jakieś specjalności i mieć powołanie do bycia dziennikarzem, a kształcenie się w zawodzie dziennikarza to nie studiowanie takiego kierunku, tylko pisanie do gazet na początku za grosze, a potem - jak się jest lepszym - za godziwą płacę), europeistyka (bo UE i tak się zaraz rozpadnie, a jeśli nie, to powinniśmy stamtąd wyjść zanim nam zaprowadzą europejski socjalizm i zakażą tabaki), zarządzanie (tylko dla osób, które wykażą odpowiednim papierem, a najlepiej to zdjęciami i zapewnieniami swoich pracowników, że mają własną firmę i chcą nią sprawniej zarządzać - ale i wtedy mogą to być kursy jakieś, a nie od razu kierunek studiów) i inne tego typu bzdury.Ja bym zabronił zabraniania. Naprawdę, "pozostawmy" to rynkowi.
Natomiast co do tego, że obecnie jest w Polsce wychowanie narodowo-patriotyczne, to się nie zgodzę, bo trzeba przybrać ogromny współczynnik wypaczenia tego, czym jest patriotyzm, żeby uznać, że "edukacja" w duchu martyrologii i poprawności politycznej jest patriotyczna..
Celem przerabiania systemu szkolnictwa NIE JEST lepsze przygotowanie ludzi do czegokolwiek. Jedynym jego celem jest oszczędzanie.
Rezro miał chyba na myśli system edukacyjny kilkadziesiąt lat temu, albo nawet i wcześniej, pisząc o tych szkołach.CytujTego typu prymitywne nauczanie nie wymaga kompetencji (i kreatywności) i dzięki niemu stosunkowo łatwo było znaleźć nauczycieliW takim razie idź i ucz przyrody w podstawówce. Ucz polskiego albo matematyki w gimnazjum. Tym zdaniem właśnie obraziłeś kilkaset tysięcy osób pracujących w początkowych okresach nauczania odbierając im kompetencje i kreatywność.
Cytujedukacja prywatna (mówiąc "prywatna" mam na myśli "elitarna", a nie pseudoedkację tj. opłatę za papier) jest lepszaNie znam ani jednej osoby, która mając pieniądze i zdolności poszłaby na prywatną uczelnię.
A po co? Przywróćmy egzaminy wstępne.
Tylko w obecnej sytuacji to niczego nie naprawi - dostępność usług edukacyjnych jest duuużo większa od ilości ludzi, którzy faktycznie nadają się na studia. Uczelnie, żeby mieć studentów, będą musiały nadal obniżać progi. Akurat edukacja to chyba jedyna dziedzina, której wolny rynek połączony z mentalnością ludzi zwyczajnie przeszkadza.
W kwestii szkół wyższych - uwolnienie tego systemu było najgorszą rzeczą, na jaką wpadło nasze wspaniałe państwo.Jak trzymamy dziecko pod ramionka, to stoi ono równo i bez problemu. Ale jak puścimy, to zachwieje się, nawet upadnie. Ale w końcu nauczy się, nawet chodzić. Dzisiaj też przeżywamy przemiany, a wolny rynek już wymusza stosowne korekty (http://wpolityce.pl/wydarzenia/35555-szkoly-zawodowe-i-technika-odzywaja-uczniowie-coraz-czesciej-wybieraja-te), nawet absolwentów uczelni (http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/565779,zawodowka_po_studiach_czyli_jak_rynek_pracy_weryfikuje_nasz_system_edukacji.html) posyłając do zawodówek.
Sam znam paru cwaniaków, którym rodzice płacą na papierek, byle mogli jeszcze tylko dłużej pobalować. Ba, sam się tak trochę czuję. Oprócz zaczarowywania rzeczywistości jak nasze ministerstwo ("małe" bezrobocie wśród młodych, połowa młodzieży studiuje, najlepszy wynik w Europie...), odpowiada to potrzebom młodej, rozwydrzonej części społeczeństwa, które po 20 latach "nauki" nagle zderzy się z rzeczywistością, ostro dostając po dupie i mając pretensje do tego kraju, że nie przygotował niczego dla nich, młodej elity.
Nie stawiajmy żadnych wymagań. Cofnijmy im subwencje rządowe, niech za każde studia grubo się płaci. Ostoi się parę przechowalni dla niebieskich ptaków, niektóre uczelnie przetrwają dzięki wpłatom uczniów, a inne... Zwiążą się z przemysłem, co wcale takie złe nie jest (na Śląsku patronaty nad technikami i kierunkami górniczymi mają kopalnie, w Poznaniu nad zawodówką Volkswagen). Obecnie, inżynier po studiach nie umie niczego praktycznego, każdy zakład pracy go sobie doszkala. Ile czasu i nerwów zaoszczędziłoby to wszystkim, gdyby zakłady od razu współpracowały z uczelnią? Jednak aby współpracowały dobrze, szkoły muszą się od nich uzależnić, państwową pępowinę trzeba przeciąć.
Nie ma potrzeby się tym przejmować, rynek to ureguluje.Bardzo fajna wypowiedź, wklejona w dowolnej dyskusji również by mnie zirytowała. Rynek to my! Właśnie na tym polega, że to nie minister za coś odpowiada, tylko sami ludzie. Musimy zatem się tą kwestią zająć, rozmawiać, ostatecznie decydować! Wiem, że o tym wiesz, nie wiemie, ale jak ktoś nagle słyszy, że magiczny rynek wszystkim się zajmie, wiedzieć tego nie musi i łapie go oburzenie na nas, że poważne problemy rozwiąże Wróżka Rynek.
Po co? Lepiej zabrońmy istnienia takich fikcyjnych kierunków jak: dziennikarstwo (bo dziennikarz musi być dobry w jakieś specjalności i mieć powołanie do bycia dziennikarzem, a kształcenie się w zawodzie dziennikarza to nie studiowanie takiego kierunku, tylko pisanie do gazet na początku za grosze, a potem - jak się jest lepszym - za godziwą płacę), europeistyka (bo UE i tak się zaraz rozpadnie, a jeśli nie, to powinniśmy stamtąd wyjść zanim nam zaprowadzą europejski socjalizm i zakażą tabaki), zarządzanie (tylko dla osób, które wykażą odpowiednim papierem, a najlepiej to zdjęciami i zapewnieniami swoich pracowników, że mają własną firmę i chcą nią sprawniej zarządzać - ale i wtedy mogą to być kursy jakieś, a nie od razu kierunek studiów) i inne tego typu bzdury.Ja bym zabronił zabraniania. Naprawdę, "pozostawmy" to rynkowi.
Co innego związanie z przemysłem z konieczności, co innego, jeśli to jedna z opcji.Na wolnym rynku zawsze jest multum opcji, a uczelnie musiałyby spełniać wymagania zarówno przemysłu, jak i studentów. Jak jest w branży IT? Średnio ludzie po moim wydziale zmieniają miejsce pracy co 3 lata (wiwat zgoda na śledzenie karier). Ja, i wielu mi podobnych, wybrało te studia z pazerności i łatwości znalezienia pracy po nich. Jak myślisz, nie wymagałbym od uczelni wszechstronności? :zwr
(...)
Mówiąc wprost - wydaje mi się, że takie przymusowe związanie wydziału z przemysłem by mogło poskutkować w dalszej perspektywie ograniczeniem programu do tego, czego chcą od nas w firmach i niczego więcej.
No widzisz, a tutaj już sprawa nas dotyczy, bo nikt z nas nie chce słuchać nieprofesjonalnych dziennikarzy, którzy nie oddzielają opinii od faktów. Jak widać dziennikarstwo ich tego nie nauczyło :PJest taki serial, Karol do kwadratu, gdzie usłyszałem o brzytwie Ockhama (http://pl.wikipedia.org/wiki/Brzytwa_Ockhama). Sprawdziłem termin na necie i zapałałem oburzeniem, dlaczego nie słyszałem o tym w szkole, tylko w "durnej" kreskówce (pewnie dlatego, że kanadyjska, nie amerykańska ;)).
bo co mnie zaskakuje w miarę dobrze rozumuje zagadnienie cybernetyki.Mnie zaskakuje, że to zaskakuje Ciebie :P
W przypadku wyższej edukacji środowiskiem jest finansowanie, a nie zaś forma organizacji samych uniwersytetów i tam należy szukać rozwiązania problemu.A jak powinny być finansowane Twoim zdaniem?
Oczywiście myślenie perspektywiczne ma przyszłość, ale czy taki delikwent zdecyduje się na nadprogramowe dziecko, gdy nie będzie miał wątpliwości, że nie zarobi latorośli na studia ?
Dla mnie osobiście to właśnie sugestie o konieczności wprowadzenia odpłatnego systemu edukacji są niczym nieskrępowanym debilizmem.
W dodatku postulaty powiązania studiów z przemysłem, bez rozważenia skutków upadku powiązanych firm, to nieprzemyślane bzdury. Rzeczywiście w niektórych przypadkach takie zabiegi mogą być skuteczne, ale GOP to nie dolina krzemowa ...
A widzisz, inżynier to tytuł zawodowy :zwrNie powinieneś mieć wątpliwości, że nie mam wątpliwości co do tytulatury i sposobu jej uzyskiwania. Fragment, którego raczyłeś się czepić przeczytaj przez pryzmat słowa hipokryzja. A że dane mi było doświadczyć darmowej edukacji, to pozwoliłem sobie na cudzysłów ...
Dobra, czepiam się. No ale ten argument akurat jest dziwny, bo tytułu inżyniera nie dorobisz się na prywatnej uczelni, gdyż nie ma chyba prywatnych uczelni technicznych. A nawet jeśli są, to wątpię, żebyś tam został inżynierem z prawdziwego zdarzenia.
Nazywanie "nieskrępowanym debilizmem" propozycji wprowadzenia odpłatnego kształcenia i argumentowanie tego jedynie w sposób przedstawiony przez Ciebie (wpływ tego rozwiązania na populację przyszłych studentów) jest moim zdaniem niewystarczające, żeby dobierać aż tak jednoznacznych określeń.Przejaskrawiłem jedynie sformułowanie użyte przez Rezro. Żeby nie było wątpliwości chodzi o fragment:
Już o tym wspomniałem wcześniej ... obecny system w którym studia są bezpłatne to debilizm.Złośliwie kropkę dodałem sam ...
No bo przecież absolwenci dobrych uczelni mają w zamierzeniu nie należeć do ludzi ubogich, więc stać ich będzie na kształcenie dzieci (a jeśli nie, to znaczy, że są słabymi absolwentami, albo absolwentami słabych uczelni, a w związku z tym, że nie potrzebujemy takich ludzi, to nie powinniśmy im pomagać). Problem pojawia się dopiero przy ludziach uboższych, którzy nie mieliby środków na kształcenie dzieci, ale tutaj pojawiają się rozwiązanie: stypendia - jak to określił Glassius - bonów edukacyjnych oraz jedna inspiracja: wywiad z Jamesem Tooley'em (http://www.youtube.com/watch?v=nvnH7njN69M), też podesłany przez Glassiusa.Już same rozważania w kwestii edukacji jedynie przez pryzmat majętności absolwentów wydają mi się nieporozumieniem. Może należę do mniejszości, ale w studiowaniu zależało mi na zdobywaniu wiedzy, a kwestie majątkowe miały i mają drugorzędne znaczenie. Chciałbym, żeby moje dzieci mogły kontynuować naukę również nie tylko po to, aby się nachapać, ale by mieć conieco poukładane po zdobyciu dyplomu. Jeżeli chodzi o stypendia naukowe i/lub socjalne, to jako student potwierdzisz, że starczyłyby ich w przypadku pełnopłatnych studiów ?
Wybaczam, ale spróbuj sobie wyobrazić, że są ludzie, dla których koszty przyszłej edukacji dzieci mają wpływ na decyzję o kolejnym potomku. Nie dla każdego też satysfakcjonująca jest sama matura.Oczywiście myślenie perspektywiczne ma przyszłość, ale czy taki delikwent zdecyduje się na nadprogramowe dziecko, gdy nie będzie miał wątpliwości, że nie zarobi latorośli na studia ?
Wybacz ale ten argument jest tak absurdalny że trudno mi go skomentować.. oczywiście kwestie finansowe mają znaczenie przy decydowaniu się na dziecko, ale są to zazwyczaj kwestie typu: "Czy mam mu co do gara włożyć".
[...] nikt nie jest w stanie przewidzieć jaki będzie mieć stan majątkowy za te dwie dekady kiedy jego dziecko pójdzie na studia. Pomijając tu oczywiście kwestie stypendiów o których od początku była mowa.Oczywista oczywistość, że nikt nie jest w stanie przewidzieć co będzie za 20 lat, ale dużo łatwiej jest zaplanować przyszłość, gdy ma się nadzieję, że oszołomy pokroju JKM'a nie wdrożą swoich pomysłów w życie.
Jak ktoś nie rozumie argumentów za tym przemawiających i wierzy w socjalistyczne bajki to zapewne może tak uważać ... tylko trzeba pamiętać że brak zrozumienia czyichś argumentów może nie tyle oznaczać jego głupotę co własną.Dla mnie bajkami są liberalne farmazony, ale nie o to chodzi, żeby przerzucać się życiowymi doświadczeniami. Poza tym pełna zgoda w kwestii oceny braku zrozumienia argumentów.
W czym sytuacja w której urywają się powiązanie z firmą (w skutek jej upadku) jest gorsza od obecnej sytuacji, w której takiego powiązania po prostu nie ma? W obu przypadkach studia takie są bezwartościowe jeśli nie ma później gdzie tej wiedzy spożytkować, a prawda jest taka że dziś Polskie uniwersytety produkują licencjonowanych pracowników McDonalda i niewiele więcej.Ano w tym, że w sytuacji upadku "powiązanej" firmy koncepcja specjalistycznej i ukierunkowanej edukacji bierze w łeb.
[...]prowadzącym do oczywistych i dawno już zdiagnozowanych problemów.jedzie Kaczorem na kilometr. Wstydź się !
Na dodatek wcale nie wyrównuje szans mniej zamożnych, gdyż tych i tak nie stać na studia z powodu kosztownych stancji na które w tym systemie pieniędzy się nie uzyskuje w przeciwieństwie do stypendiów socjalnych.Nie każdy musi wydawać na stancję. Kiedyś uniwersytety były w wiekszych aglomeracjach miejskich, a dodatkowo akademiki były ! Ale może liberałowie je już zdążyli przerobić na płatne lokale studenckie ...
Poza tym żeby chociaż ten wyższy odsetek studentów przekładał się chociaż w jakość...Statystyka Rezro, statystyka ...
część ludzi jest po prostu głupia i posiadanie papierka tu niewiele zmienia, bo i tak zdają oni dzięki metodzie "Zakuć, Zdać, Zapomnieć" z czy nie mają problemu bo w obecnym systemie mogą bezkarnie okupować sobie nawet kilka kierunków naraz licząc na to że uda im się prześlizgnąć (autentyczna praktyka).Byś się chociaż nie przyznawał !
No tak, ale Rezro podał więcej argumentów :-*Nazywanie "nieskrępowanym debilizmem" propozycji wprowadzenia odpłatnego kształcenia i argumentowanie tego jedynie w sposób przedstawiony przez Ciebie (wpływ tego rozwiązania na populację przyszłych studentów) jest moim zdaniem niewystarczające, żeby dobierać aż tak jednoznacznych określeń.Przejaskrawiłem jedynie sformułowanie użyte przez Rezro. Żeby nie było wątpliwości chodzi o fragment:Już o tym wspomniałem wcześniej ... obecny system w którym studia są bezpłatne to debilizm.Złośliwie kropkę dodałem sam ...
No bo przecież absolwenci dobrych uczelni mają w zamierzeniu nie należeć do ludzi ubogich, więc stać ich będzie na kształcenie dzieci (a jeśli nie, to znaczy, że są słabymi absolwentami, albo absolwentami słabych uczelni, a w związku z tym, że nie potrzebujemy takich ludzi, to nie powinniśmy im pomagać). Problem pojawia się dopiero przy ludziach uboższych, którzy nie mieliby środków na kształcenie dzieci, ale tutaj pojawiają się rozwiązanie: stypendia - jak to określił Glassius - bonów edukacyjnych oraz jedna inspiracja: wywiad z Jamesem Tooley'em (http://www.youtube.com/watch?v=nvnH7njN69M), też podesłany przez Glassiusa.Już same rozważania w kwestii edukacji jedynie przez pryzmat majętności absolwentów wydają mi się nieporozumieniem. Może należę do mniejszości, ale w studiowaniu zależało mi na zdobywaniu wiedzy, a kwestie majątkowe miały i mają drugorzędne znaczenie. Chciałbym, żeby moje dzieci mogły kontynuować naukę również nie tylko po to, aby się nachapać, ale by mieć conieco poukładane po zdobyciu dyplomu. Jeżeli chodzi o stypendia naukowe i/lub socjalne, to jako student potwierdzisz, że starczyłyby ich w przypadku pełnopłatnych studiów ?
[...] nikt nie jest w stanie przewidzieć jaki będzie mieć stan majątkowy za te dwie dekady kiedy jego dziecko pójdzie na studia. Pomijając tu oczywiście kwestie stypendiów o których od początku była mowa.Oczywista oczywistość, że nikt nie jest w stanie przewidzieć co będzie za 20 lat, ale dużo łatwiej jest zaplanować przyszłość, gdy ma się nadzieję, że oszołomy pokroju JKM'a nie wdrożą swoich pomysłów w życie.
Pewnie byłyby wtedy wyższe te stypendia.I wtedy materialistyczno/liberalne szwajne by użyły argumentu, że za dużo pienięzy idzie z ich kieszeni na edukację.
Nie mówię jednocześnie, że Ty zdobywałeś wiedzę bezużyteczną, ale jej użyteczność łatwo właśnie określić na podstawie twojej majętności.I właśnie to mnie irytuje, że są ludzie rozumni patrzący na innych przez pryzmat stanu konta. Ale z drugiej strony co mnie to powinno obchodzić ...
W końcu można też powiedzieć, że zdobywanie wiedzy służy w dalszej perspektywie bogaceniu się, ale akurat w przypadku studiów może i ważniejsze jest zainteresowanie studentów różnymi dziedzinami danego kierunku i zapewnienie im zaplecza w postaci kadr i sprzętu, żeby to zainteresowanie rozwijali, bo zdobywanie prawdziwej wiedzy odbywa się dopiero w pracy. Żeby nie było - ciągle bazuję na przykładzie uczelni technicznych. Wiem, że Ty studiowałeś co innego i podejrzewam, że będziesz miał inne zdanie na ten temat.Nie tyle ja, ale absolwenci "łódzkiej filmówki" mogliby się wypowiedzieć ... Polska bez Zanussiego, ale z kolejnym inżynierem Karwowskim byłby lepszejszom polskom ...
Nie każdy musi wydawać na stancję. Kiedyś uniwersytety były w wiekszych aglomeracjach miejskich, a dodatkowo akademiki były ! Ale może liberałowie je już zdążyli przerobić na płatne lokale studenckie ...
Poza tym żeby chociaż ten wyższy odsetek studentów przekładał się chociaż w jakość...Statystyka Rezro, statystyka ...
Przejaskrawiłem jedynie sformułowanie użyte przez Rezro. Żeby nie było wątpliwości chodzi o fragment:Już o tym wspomniałem wcześniej ... obecny system w którym studia są bezpłatne to debilizm.
Pewnie byłyby wtedy wyższe te stypendia.I wtedy materialistyczno/liberalne szwajne by użyły argumentu, że za dużo pienięzy idzie z ich kieszeni na edukację.
Może należę do mniejszości, ale w studiowaniu zależało mi na zdobywaniu wiedzy, a kwestie majątkowe miały i mają drugorzędne znaczenie. Chciałbym, żeby moje dzieci mogły kontynuować naukę również nie tylko po to, aby się nachapać, ale by mieć conieco poukładane po zdobyciu dyplomu.Fantastyczna sprawa, studiować dla poszerzenia horyzontów. Jednak ja nie mam serca kazać babci z Pcimia płacić w podatkach za czyjeś studia dla przyjemności.
Próbuję też wydobyć od Ciebie, dlaczego tak a nie inaczej odnosisz się do poglądów Korwina. Jeśli forma jest dla Ciebie aż tak istotna, to pozwolę sobie zmienić zapytanie:(http://www.fbclick.com/wp-content/plugins/wp-o-matic/cache/88c7c_funny-dog-pictures-no-johnny-dont-do-it.png)
czy mógłbyś wyjaśnić swoje nastawienie do poglądów Korwina-Mikke?
Kiedyś Uniwersytety były też płatne, no ale przyszli Komuniści i w ramach "równouprawnienia" ograniczyli do nich dostęp czyniąc je przy okazji dla swoich bezpłatnymi.Jeszcze wcześniej w ogóle nie było uniwersytetów i jakoś ludzie żyli ...
No ale komunistów pogoniono, uniwersytety otwarto, więc zalała je masa ludzi studiujących z braku lepszego pomysłu na życie. A że przerobiono akademiki na płatne to nie dziwota... w końcu nie po to są by trzymać tam bezdomnych tylko studentów (jakieś bariery muszą w końcu być skoro nie ma politycznych).Barierą powinien być rozum i chęć oraz zachłanność w zdobywaniu wiedzy, a nie stan konta.
Aha... zaliczyłeś jednak wtopę. Ja nazwałem "debilizmem" system który po prostu się nie sprawdza, a ty nazwałeś tak samą opinię co do potrzeby wprowadzenia zmian, sugerując przy tym ułomność osób tą opinię wyrażających.Z Tobą przegrać to jak wygrać Rezro. Twoim zdaniem nazywając liberalne poglądy polityczne debilizmem, wcale nie odniosę się pejoratywnie o osobach wychwalających wolny rynek ?
Zapewne do czasu aż wzrosło by u nich zapotrzebowanie na specjalistów.. zresztą co ja gadam! Już dziś korporacje utrzymają własne kierunki studiów i finansują stypendia w zamian za przyszłą pracę.. no a przynajmniej jest tak tam gdzie nie ma pięciu "bezpłatnych" kierunków z Socjologii, czy innej McDonaldologii :/A może właśnie tą wypowiedzią uraziłeś kilka osób, które po bezpłatnej socjologii będą się użerały z kryminalistami, żeby im /z różnym skutkiem/ wpoić choć trochę poszanowania drugiego człowieka.
Fantastyczna sprawa, studiować dla poszerzenia horyzontów. Jednak ja nie mam serca kazać babci z Pcimia płacić w podatkach za czyjeś studia dla przyjemności.Jednak Twoje sumienie nie kwili, gdy sam korzystasz z dobrodziejstw owego debilnego, "darmowego" systemu ? Tylko nie powtarzaj frazesów o tym, że nie zamierzasz płacić skoro inni mają za darmo. Wierzę, że nie każdy liberalny teoretyk to hipokryta. Ty z pewnością nie i dlatego jestem pewien, że po zakończonej edukacji zwrócisz babci z Pcimia koszty, które poniosła, abyś mógł kosić kasiorę i głosić swoje dyrdymały.
(http://www.fbclick.com/wp-content/plugins/wp-o-matic/cache/88c7c_funny-dog-pictures-no-johnny-dont-do-it.png)Nie wiemie tym oto obrazkiem Glassius oddał istotę JKM'a. Nieokrzesany, dwulicowy, w ciągłej pogoni za kością.
Tak zaczęła Maria Skłodowska-Curie (polecam przeczytać, jak Maria i Bronia Skłodowskie sfinansowały swoje kształcenie (http://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Sk%C5%82odowska-Curie#Dzieci.C5.84stwo_i_m.C5.82odo.C5.9B.C4.87_w_Polsce). Da się?)Maria Skłodowska wybiłaby się nawet przy dzisiejszym systemie edukacji.
Polacy byli więzieni, zsyłani i mordowani za kształcenie.2/
Żadne państwo nie musi pomagać w edukacji narodowi, który zawdzięcza jej przetrwanie.
Nie wiemie tym oto obrazkiem Glassius oddał istotę JKM'a. Nieokrzesany, dwulicowy, w ciągłej pogoni za kością.
Barierą powinien być rozum i chęć oraz zachłanność w zdobywaniu wiedzy, a nie stan konta.
Z Tobą przegrać to jak wygrać Rezro. Twoim zdaniem nazywając liberalne poglądy polityczne debilizmem, wcale nie odniosę się pejoratywnie o osobach wychwalających wolny rynek ?
A może właśnie tą wypowiedzią uraziłeś kilka osób, które po bezpłatnej socjologii będą się użerały z kryminalistami, żeby im /z różnym skutkiem/ wpoić choć trochę poszanowania drugiego człowieka.
Jeżeli życie to ciągła edukacja, to edukacja jest tak wielopłaszczyznowa, jak życie ... czego zdajesz się Rezro nie dostrzegać.
...jednak nie jest to argument za wprowadzeniem pełnej odpłatności. To nie wina systemu edukacji, że nie ma miejsc pracy.
Barierą powinien być rozum i chęć oraz zachłanność w zdobywaniu wiedzy, a nie stan konta.Zgadzam się, ale praktyka jest praktyką.
Fantastyczna sprawa, studiować dla poszerzenia horyzontów. Jednak ja nie mam serca kazać babci z Pcimia płacić w podatkach za czyjeś studia dla przyjemności.Jednak Twoje sumienie nie kwili, gdy sam korzystasz z dobrodziejstw owego debilnego, "darmowego" systemu ?
Wierzę, że nie każdy liberalny teoretyk to hipokryta. Ty z pewnością nie i dlatego jestem pewien, że po zakończonej edukacji zwrócisz babci z Pcimia koszty, które poniosła, abyś mógł kosić kasiorę i głosić swoje dyrdymały.
(http://www.fbclick.com/wp-content/plugins/wp-o-matic/cache/88c7c_funny-dog-pictures-no-johnny-dont-do-it.png)Nie wiemie tym oto obrazkiem Glassius oddał istotę JKM'a. Nieokrzesany, dwulicowy, w ciągłej pogoni za kością.
Maria Skłodowska wybiłaby się nawet przy dzisiejszym systemie edukacji.
Polacy byli więzieni, zsyłani i mordowani za kształcenie.Zdanie prawdziwe, ale kontekst naciągany. Polacy nie dążyli do edukacji, bo była płatna, ale żeby przetrwać jako Polacy. Instynkt samozachowawczy ;)
Żadne państwo nie musi pomagać w edukacji narodowi, który zawdzięcza jej przetrwanie.
Kolejne zdanie tym razem nieprawdziwe, choćby z uwagi na fakt, iż Polska nie miała w trakcie zaborów państwowości ... Zestawienia tendencyjnie, jakoby uwiarygodniane przez poprzednie twierdzenia - charakterystyczne dla JKM'owców.
Poza tym zauważ że bariera finansowa nie stanowi bariery dla mądrości i determinacji.. nie mówiąc już o tym że stypendia naukowe znoszą tą barierę dla tych najzdolniejszych realizując twój postulat.Kiedyś za stypendium naukowe i tak nie dało się przeżyć na studiach. Może teraz jest inaczej.
Nie neguje socjologii jako takiej, tylko system w którym masowo uczy się takich przedmiotów jak socjologia, politologia, czy pedagogika. Oczywiście specjaliści od tych dziedzin też są potrzebni, ale zapotrzebowanie na te specjalizacje jest umiarkowane i podaż powinna temu odpowiadać.Populizm. Miło by było żeby we wszystkim podaż odpowiadała popytowi, jednak to nie wina systemu, że tak nie jest. Trudno żeby uniwersytety dodatkowo obciążyć obowiązkiem badania ilości przyszłych miejsc pracy w perspektywie terminowego ukończenia nauki.
Wybacz, ale to nie ja tutaj nie dostrzegam faktów. Ja tu neguję system finansowania tejże, a nie samą edukację..No właśnie mam wątpliwości, które miast rozwiewać tylko uzasadniasz.
Winą systemu edukacji jest zakładanie kierunków po których nie ma tejże pracy...Nie winą systemu, a raczej błędnych decyzji władz uczelni. Najczęściej zresztą takie kierunki zakładane są właśnie na uczelniach pełnopłatnych, a że znajdują się osoby gotowe "zapłacić" za papierek ... Receptą byłaby likwidacja owych prywatnych wylęgarni bezrobotnych ?
Moim jednak zdaniem edukacja jest dobrem, towarem jak żarcie czy buty.Raczej usługą, a nie towarem. A czy Ty odprowadziłeś już VAT od zdobytej wiedzy ? Ministra finansów uradowała Twoja interpretacja pojęcia edukacji.
Jeżeli uda mi się zaspokoić moją pazerność i zarabiać grube tysiące, to w podatkach oddam babci z Pcimia po wielokroć.Oby Tobie się powiodło i żebyś łatał dziurę budżetową na miarę swoich możliwości.
No weź nie imputuj mi takich rzeczy. Przecież to była prośba do nie wiema, bo dobrze wiedziałem, jak skończy się prośba ustosunkowywania się do JKMa wysunięta do tak jawnego lewicowca ;) ! To jakby mnie poproszono o ustosunkowanie się do Che Guevary!Jakoś się nie wiem doczekał mojego alegorycznego opisu JKM'a.
Państwowości nie było. Za to byli Polacy!Na potwierdzenie swoich tez posłużyłeś się jednak pojęciem państwowości, a nie Polakami.
Ten post to głównie ustosunkowywanie się do Twoich osobistych zarzutów toga5, wolę te merytoryczne. Dyskusja na tym cierpiRównież cierpię z tego powodu i czekam na merytoryczne argumenty, a nie demagogię JKM'ową.
Poza tym zauważ że bariera finansowa nie stanowi bariery dla mądrości i determinacji.. nie mówiąc już o tym że stypendia naukowe znoszą tą barierę dla tych najzdolniejszych realizując twój postulat.Kiedyś za stypendium naukowe i tak nie dało się przeżyć na studiach. Może teraz jest inaczej.
Poza tym zauważ że bariera finansowa nie stanowi bariery dla mądrości i determinacji.. nie mówiąc już o tym że stypendia naukowe znoszą tą barierę dla tych najzdolniejszych realizując twój postulat.Kiedyś za stypendium naukowe i tak nie dało się przeżyć na studiach. Może teraz jest inaczej.
Populizm. Miło by było żeby we wszystkim podaż odpowiadała popytowi, jednak to nie wina systemu, że tak nie jest. Trudno żeby uniwersytety dodatkowo obciążyć obowiązkiem badania ilości przyszłych miejsc pracy w perspektywie terminowego ukończenia nauki.
Winą systemu edukacji jest zakładanie kierunków po których nie ma tejże pracy...Nie winą systemu, a raczej błędnych decyzji władz uczelni. Najczęściej zresztą takie kierunki zakładane są właśnie na uczelniach pełnopłatnych, a że znajdują się osoby gotowe "zapłacić" za papierek ... Receptą byłaby likwidacja owych prywatnych wylęgarni bezrobotnych ?
Nie odprowadzamy VATu od opieki medycznej, ani od dróg... To funduje nam państwo. Co, ma samo sobie nakładać podatki, aby przelewać z pustego w próżne? Choć racja, urzędnicy państwowi płacą dochodowy...Moim jednak zdaniem edukacja jest dobrem, towarem jak żarcie czy buty.Raczej usługą, a nie towarem. A czy Ty odprowadziłeś już VAT od zdobytej wiedzy ? Ministra finansów uradowała Twoja interpretacja pojęcia edukacji.
autocytat:Państwowości nie było. Za to byli Polacy!Na potwierdzenie swoich tez posłużyłeś się jednak pojęciem państwowości, a nie Polakami.
Polacy byli więzieni, zsyłani i mordowani za kształcenie. Żadne państwo nie musi pomagać w edukacji narodowi, który zawdzięcza jej przetrwanie.Chyba wyraźnie posłużyłem się pojęciem narodu, i to konkretnego.
Demagogia to postulaty popularne wśród ludu. Postulat likwidacji publicznej oświaty jest wręcz antydemagogiczny.Ten post to głównie ustosunkowywanie się do Twoich osobistych zarzutów toga5, wolę te merytoryczne. Dyskusja na tym cierpiRównież cierpię z tego powodu i czekam na merytoryczne argumenty, a nie demagogię JKM'ową.
Nie odprowadzamy VATu od opieki medycznej, ani od dróg...Myślałem, że od płatnych się odprowadza i nadal myślę ...
Pozwoliłem sobie podkreślić wyraz państwo, bo tego konkretnie dotyczyło błędne i nieuargumentowane twierdzenie zawarte w drugim zdaniu. Wytłumacz skąd i na czym opierasz twierdzenie, żePolacy byli więzieni, zsyłani i mordowani za kształcenie. Żadne państwo nie musi pomagać w edukacji narodowi, który zawdzięcza jej przetrwanie.Chyba wyraźnie posłużyłem się pojęciem narodu, i to konkretnego.
Żadne państwo nie musi pomagać w edukacji narodowi, który zawdzięcza jej przetrwanie., bo chyba nie na prawdziwym stwierdzeniu, że
Polacy byli więzieni, zsyłani i mordowani za kształcenie.bo to żadnego związku nie ma. I nawet taki demagog jak Ty powinien to wiedzieć.
stosowanie nielogicznych, ale przekonujących argumentów
Edukacja wcale nie jest darmowa, a zlikwidowanie publicznej oświaty sprawiłoby, że ta kasa zostanie wśród ludzi. Wtedy stać nas będzie na dobrą, darmową edukację.
Myślałem, że od płatnych się odprowadza i nadal myślę ...Nonsensem jest szukać pingwinów w Afryce, albo ryb na drzewach, mimo iż pingwin przylądkowy jest atrakcją plaż Simon's Town w RPA, a poskoczek mułowy włazi na namorzyny. Płatne drogi są podobnym wyjątkiem.
Wracam z cytologią do źródeł. Państwowość tamtego okresu nie zapewniała pewnych form kształcenia, niektóre nawet rugowała. Polacy organizowali się wówczas i kształcili się bez pomocy państwa, zatem nie potrzebujemy go by zapewnić sobie kształcenie.Żadne państwo nie musi pomagać w edukacji narodowi, który zawdzięcza jej przetrwanie
Kolejne zdanie tym razem nieprawdziwe, choćby z uwagi na fakt, iż Polska nie miała w trakcie zaborów państwowości ...
Wytłumacz skąd i na czym opierasz twierdzenie, żeŻadne państwo nie musi pomagać w edukacji narodowi, który zawdzięcza jej przetrwanie., bo chyba nie na prawdziwym stwierdzeniu, żePolacy byli więzieni, zsyłani i mordowani za kształcenie.bo to żadnego związku nie ma.
Pewnie to wiesz, ale nie mógłbym zmarnować szansy, żeby zabłysnąć (nawet we własnym mniemaniu) :zwrŁączę się z Tobą w zrozumieniu i również się cieszę, że coś wiesz, nie wiemie. :schrk:
To się nazywają autostrady ... Niechcący pominąłeś usługi medyczne.Myślałem, że od płatnych się odprowadza i nadal myślę ...Płatne drogi są podobnym wyjątkiem.
Wracam z cytologią do źródeł. Państwowość tamtego okresu nie zapewniała pewnych form kształcenia, niektóre nawet rugowała. Polacy organizowali się wówczas i kształcili się bez pomocy państwa, zatem nie potrzebujemy go by zapewnić sobie kształcenie.Są plemiona, którym z powodu braku edukacji grozi wyginięcie i którym w kultywowaniu języka muszą pomagać organy państw lub agendy ONZ. Jednak daleki jestem od stwierdzenia, że "Każde państwo musi pomagać w edukacji narodowi, który zawdzięcza jej przetrwanie". Ponieważ to właśnie byłaby to czysta demagogia, choć równie prawdziwa co Twoje stwierdzenie.
[...]podobnie jak człowiek który już chodzi nie potrzebuje do tego pomocy.Kolejny przykład JKM'owego chrzanienia, żeby nie użyć dosadniejszych epitetów. Z poziomu takich empirycznych dowodów pozwolę sobie stwierdzić, że Polacy potrzebują pomocy państwa w edukacji, podobnie jak niemowlak potrzebuje pomocy, bo nie jest w stanie sam sobie zmienić pieluchy, a tym bardziej jej uprać.
Jestem jednak entuzjastą krzywej Rahna, wg której wcale nie byłoby czym się martwić w takiej sytuacji. Jednak brak wiarygodnych przykładów empirycznych nie pozwala mi opiewać jej zalet. Ale każdy zainteresowany szybko to znajdzie.Nie wiem jak ten cały Rahn odnosił się do kwestii ekonomii przed obecnym kryzysem, ale gdybym chciał go w JKM'owski sposób zdyskredytować, to bym napisał: Niemal wszyscy ekonomiści przed kryzysem mówili, że hossa potrwa jeszcze długie lata. Teorie Rahn'a to bzdury, bo myli się on jak każdy ekonomista.
Edukacja wcale nie jest darmowa, a zlikwidowanie publicznej oświaty sprawiłoby, że ta kasa zostanie wśród ludzi. Wtedy stać nas będzie na dobrą, darmową edukację.Chociaż popieram twoje stanowisko, to chciałbym zauważyć, że zawarta w powyższym cytacie prognoza jest raczej naiwnym życzeniem, gdyż zaoszczędzona w ten sposób kasa nie zostanie wśród ludzi, tylko zostanie zużyta (bądź, w co bardziej jestem w stanie uwierzyć: zmarnowana) przez państwo w innej sferze. Np. na kolejnych 100 tys. urzędników.
Powracając do kwestii edukacji, to słusznie zauważył nie wiem, że prognoza iż zlikwidowanie publicznej oświaty sprawiłoby, że ta kasa zostanie wśród ludzi i wtedy stać nas będzie na dobrą, darmową edukację to naiwne życzenie. Takie bajki to można opowiadać dzieciom.
To się nazywają autostrady ...No mówię przecież, że zupełny margines! ( a na przykład A4 między Katowicami a Gliwicami jest darmowa, fuch yeah!). Fajnie, że się ze mną zgadzasz. I nie zaprzeczaj, bo
Niechcący pominąłeś usługi medyczne.I dopłaty za staże z urzędu pracy, i sprzedawanie posiłków przez MOPS, i...
Są plemiona, którym z powodu braku edukacji grozi wyginięcie i którym w kultywowaniu języka muszą pomagać organy państw lub agendy ONZ.A czy przypadkiem to nie istnienie państwowej edukacji w jakimś dominującym języku światowym i indoktrynacja narodowa nie powodują zazwyczaj takich problemów (bo zakładam, że mimo wszystko jakiś ułamek by wyginął sam z siebie). Analogia do rusyfikacji.
gdybym chciał go w JKM'owski sposób zdyskredytować, to bym napisał: Niemal wszyscy ekonomiści przed kryzysem mówili, że hossa potrwa jeszcze długie lata.Niemal wszyscy. Ale taki Peter Schiff (http://www.youtube.com/watch?v=DpHZ-c3kw98), przedstawiciel austrackiej szkoły ekonomii tak. A słyszałeś o książce A nie mówiłem? Dlaczego nastąpił kryzys i jak najszybciej z niego wyjść?, która jest zbiorem wydanych przed kryzysem felietonów naszego rodzimego austriaka (http://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?content=1)? Sam będę musiał ją przeczytać, dopiero wtedy określę trafność tytułu
gdybym chciał go w JKM'owski sposób zdyskredytować, to bym napisałdalszego ciągu jednak nie napisałeś ;)
Teorie Rahn'a to bzdury, bo myli się on jak każdy ekonomista.Einstein odrzucał kwantowy wpływ obserwatora na wynik pomiaru, choć efekt ten jest znany powszechnie pod nazwą eksperymentu szczelinowego (http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=pUGY57RFz0Y) (a dla laików, kot Schrodedingera (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kot_Schr%C3%B6dingera)). "Teorie Einsteina to bzdury, bo mylił się on jak każdy fizyk".
Sam uważam, że aby sumieniu dbających o maluczkich uczynić zadość, państwo mogłoby niektórym fundować edukację. Jednak powinno to się odbywać jak na zasadach pomocy społecznej: jest dobrowolna.[...]Nie mówię, że te produkty (mopsowa edukacja i żarcie) są jakiejś podłej jakości... Ale istnieją lepsze.
Czy całkowite usunięcie się państwa ze sfery edukacji sprawi, że najbiedniejsi zostaną jej pozbawieni? Wydaje mi się że nie. W wielu likwidowanych pod państwowym przymusem szkołach rodzice zakładają stowarzyszenia i sami je prowadzą. W innych mają środki i czas, by okupować, zatem znaleźli by je tym bardziej, by edukować swoje pociechy.
To nie najbiedniejsi zostaliby pozbawieni edukacji, ale patologiczny margines. O poziomie wykształcenia dziecka i tak w głównej mierze decydują rodzice i ich dbałość o to, by dziecko coś ze szkoły wyniosło.
Osobną sprawą jest to że wyraźnie skrytykowałem ideę jak to nazwałeś "mopsowej" edukacji, popierając jedynie ideę finansowania bonów oświatowych przez państwoNiektóre zakłady pracy zapewniają swoim pracownikom bony żywnościowe, którymi płaci się jak zwykłymi pieniędzmi w wybranych sklepach. Z kolei w Ameryce istnieje system zdrowotny zwany oszczędnościową kasą zdrowotną, który właściwie działa jak konto bankowe, z którego możemy wydawać kasę na dowolny cel zdrowotny (nawet akupunkturę!). Każda z tych rzeczy, wraz z bonami edukacyjnymi, ma tę zaletę że oddaje władzę na niższy szczeble, a wiadomo, że nikt nie zadba o mnie lepiej niż ja sam. Żadnych przymusów, ułatwiona możliwość dostępu do danego dobra.
Część zapewne by walczyła o jakże ważną edukację swoich dzieci, ale część z uśmiechem na twarzy wydała by uzyskaną kasę na przysłowiową "wódkę i golonkę" prowadząc do wzrostu cen towarów podstawowych co wyraźnie utrudniło by życie tym zdeterminowanym (to ten mechanizm rynkowy o którym mówiłem).Jednak mimo państwowej edukacji dzieci z takich rodzin pozostają zazwyczaj niewykształcone. A nie jest tajemnicą, że obecny system szkolny szkodzi tym najmniej i najbardziej uzdolnionym.
Znam wielu ludzi którzy wyszli na prostą własnie dzięki szansie jaką była dla nich przymusowa edukacjeNieprzymusowa pewnie też by tu zadziałała.
czas na demagogie :zwr wyborcy PiS'u nie biorą się wszak znikąd!Ci od PO też sroce spod ogona wypadli, choć palikociarze depczą im po piętach (http://wpolityce.pl/wydarzenia/16159-wybory-w-wiezieniach-wygrala-po-z-wynikiem-356-proc-drugi-rezultat-osiagnal-ruch-palikota-322-proc) ;) Przy okazji, kto wygrał wybory prezydenckie w więzieniach i z jakim wynikiem (http://wybory.onet.pl/prezydenckie-2010/aktualnosci/zaskakujacy-wynik-wyborow-w-wiezieniach,1,3317540,aktualnosc.html)? :spk
[...]a wiadomo, że nikt nie zadba o mnie lepiej niż ja sam.[...]Problem w tym, że nie każdy jest tak zaradny i ma poukładane w głowie, jak Ty ... Rozumiem, że Ciebie nikt poza Tobą nie obchodzi, ale są ludzie, którzy odczuwają potrzebę wspierania niedostosowanych /z tego czy innego powodu/ jednostek.
Żadnych przymusów, ułatwiona możliwość dostępu do danego dobra.Skąd ten wniosek, bo rzeczywistego uzasadnienia z treści posta nie widzę. Jeżeli uzasadnieniem miałyby być amerykańskie oszczędnościowe kasy zdrowotne, to wyjaśnij mi dlaczego są ludzie, którzy z USraju wracają tylko na operację ? Może lepiej to ja Ci wyjaśnię: pomimo, że płacili na kasy lub nawet mieli ubezpieczenia, to niestety wolą czekać na operację w Polsce, bo w stanach ich albo nie było stać /za mało kasy zaoszczędzili w kasach/, albo stracili ubezpieczenie/pracę, a i tak mieli tylko opiekę dentystyczną/, albo ubezpieczenie nie obejmowało danego zabiegu /żeby w komfortowych warunkach mieć wycięty guz musieliby wyzbyć się dorobku życia/.
Ja takie systemy traktuję z lekkim chłodem, jednak jest to gorąca fala entuzjazmu w porównaniu do przymusowych, jednolitych systemów państwowych. [...] ale jedno jest pewne: systemy dobrowolne i oddające wybór jednostce są lepsze od centralnych molochów.Twierdzisz, że polski system oświaty to przymusowy, jednolity system państwowy i centralny moloch ?
A nie jest tajemnicą, że obecny system szkolny szkodzi tym najmniej i najbardziej uzdolnionym.Skoro to nie tajemnica, to oświeć mnie skąd ten wniosek. Tylko powstrzymaj się proszę przed porównaniami do dzieci, sytuacji w krajach trzeciego świata i innych JKM'owskich zagrywek.
Tak jak w przypadku M. Skłodowskiej pewnie by i zadziałała. Ale znalazłoby się też kilku/moim zdaniem większy odsetek/, którzy pomimo uzdolnień i zapału do nauki nie wybiliby się, bo ich determinację skutecznie wyhamowałby brak funduszy na kontynuowanie nauki.Znam wielu ludzi którzy wyszli na prostą własnie dzięki szansie jaką była dla nich przymusowa edukacjeNieprzymusowa pewnie też by tu zadziałała.
Tak jak w przypadku M. Skłodowskiej pewnie by i zadziałała. Ale znalazłoby się też kilku/moim zdaniem większy odsetek/, którzy pomimo uzdolnień i zapału do nauki nie wybiliby się, bo ich determinację skutecznie wyhamowałby brak funduszy na kontynuowanie nauki.Znam wielu ludzi którzy wyszli na prostą własnie dzięki szansie jaką była dla nich przymusowa edukacjeNieprzymusowa pewnie też by tu zadziałała.
Rozumiem, że Ciebie nikt poza Tobą nie obchodzi, ale są ludzie, którzy odczuwają potrzebę wspierania niedostosowanych /z tego czy innego powodu/ jednostek.Co wcale nie wypacza, ale wręcz utwierdza mnie w moim zdaniu. Jeśli nie dam rady zadbać o siebie, wolałbym aby pomoc jaką otrzymam pochodziła z wielkodusznych darów pojedynczych ludzi, niż od państwa które po janosikowemu najpierw zabierze komuś innemu. Znajduję prywatny wolontariat lepszym niż państwowa pomoc.
Może lepiej to ja Ci wyjaśnię: pomimo, że płacili na kasy lub nawet mieli ubezpieczenia, to niestety wolą czekać na operację w Polsce, bo w stanach ich albo nie było stać /za mało kasy zaoszczędzili w kasach/, albo stracili ubezpieczenie/pracę, a i tak mieli tylko opiekę dentystyczną/, albo ubezpieczenie nie obejmowało danego zabiegu /żeby w komfortowych warunkach mieć wycięty guz musieliby wyzbyć się dorobku życia/.Pozwól, że wyjaśnię dalej. Odsetek odrzuconych podań o opłatę kosztów leczenia utrzymuje się w granicy 3%, 87% klientów jest zadowolona ze swojego ubezpieczenia. Wyłudzenia pokrycia kosztów leczenia opiewają na 1,2 mld dolarów (1/4 całości), mimo, iż dokonują tego zaledwie 1-2% ubezpieczonych. Nieważne jak drastyczne są przypadki skrajne: ten system działa. A nawet jak nie działa, to jadąc to Tajlandii nie musisz jednocześnie opłacać państwowego molocha (no, może trochę).
Twierdzisz, że polski system oświaty to przymusowy, jednolity system państwowy i centralny moloch ?Przymusowy: Art. 15 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20042562572)
Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów (ang. PISA) w krajach OECD (http://www.dlaczegopolska.pl/index.php?p=art4a) spełnia te wymagania?A nie jest tajemnicą, że obecny system szkolny szkodzi tym najmniej i najbardziej uzdolnionym.Skoro to nie tajemnica, to oświeć mnie skąd ten wniosek. Tylko powstrzymaj się proszę przed porównaniami do dzieci, sytuacji w krajach trzeciego świata i innych JKM'owskich zagrywek.
Jakoś Maria funduszy na studia nie miała. Ona na nie zarobiła! Mało, umówiła się z siostrą, że najpierw ona sfinansuje jej studia, a później siostra odwdzięczyła się Marii! Jeśli ktoś ma uzdolnienia by iść na studia, to ma też, by na nie zarobić.Tak jak w przypadku M. Skłodowskiej pewnie by i zadziałała. Ale znalazłoby się też kilku/moim zdaniem większy odsetek/, którzy pomimo uzdolnień i zapału do nauki nie wybiliby się, bo ich determinację skutecznie wyhamowałby brak funduszy na kontynuowanie nauki.Znam wielu ludzi którzy wyszli na prostą własnie dzięki szansie jaką była dla nich przymusowa edukacjeNieprzymusowa pewnie też by tu zadziałała.
Znam wielu ludzi którzy wyszli na prostą własnie dzięki szansie jaką była dla nich przymusowa edukacjeFaktycznie, nie zauważyłem, że mówisz tu o prostowaniu charakteru, a nie o wykształceniu. Moje niedopatrzenie...
Nie chodzi tu o kasę, ale brak woli rodziców z tego typu rodzin, często nie zdających sobie sprawy ze znaczenia edukacji. To jest jeden z głównych powodów uprzymusowiania edukacji (i zakazania pracy dzieci) w dawnych latach i nie ma nic wspólnego z finansowaniem (czy przekonaniem o "lepszości" państwowego.. to do Glassiusa).Nieco trwoży mnie Twoje podejście do tej sprawy. Bardzo lekko odpowiadasz na jedną z podstawowych kwestii filozoficznych: czyje jest dziecko, do tego kierując się (tak mi się zdaje) tylko zasadą utylitarności!
Nieco trwoży mnie Twoje podejście do tej sprawy. Bardzo lekko odpowiadasz na jedną z podstawowych kwestii filozoficznych: czyje jest dziecko, do tego kierując się (tak mi się zdaje) tylko zasadą utylitarności!
Znajduję prywatny wolontariat lepszym niż państwowa pomoc.Jak już znajdziesz wystarczająco dużo prywatnego wolontariatu to weź się podziel.
Przymusowy: Art. 15 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20042562572)Wystarczyło podać art. 70 Konstytucji, ale przymusowość nauki to jedno, a przymusowość wyboru szkoły to drugie. Możliwość korzystania z prywatnej edukacji jednak jest faktem. Co widać zwłaszcza na przykładzie owych 71% studentów. Banał o przymusowej publicznej edukacji pod nadzorem molocha też chyba upadł.
Jednolity: Program szkolny ustala ministerstwo (http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=230&Itemid=290). Teoretycznie, szkoły muszą go realizować. Również matura jest jednolita dla całej populacji Polski, właśnie na podstawie jednolitego bloku programowego.
Centralny: Jeszcze raz Mały Rocznik Statystyczny (http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/oz_maly_rocznik_statystyczny_2012.pdf): uczniowie podstawówek i gimnazjów rządowych i samorządowych stanowią 96% całości, szkół średnich 95%. Studenci rządowi "tylko" 71% całości.
To zdanie to oczywista oczywistość. Czy nawet banałów muszę bronić
Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów (ang. PISA) w krajach OECD (http://www.dlaczegopolska.pl/index.php?p=art4a) spełnia te wymagania?A nie jest tajemnicą, że obecny system szkolny szkodzi tym najmniej i najbardziej uzdolnionym.Skoro to nie tajemnica, to oświeć mnie skąd ten wniosek. Tylko powstrzymaj się proszę przed porównaniami do dzieci, sytuacji w krajach trzeciego świata i innych JKM'owskich zagrywek.
Istotny, z punktu widzenia różnic, pomiędzy wciąż goniącą Europę Polską a krajami UE jest fakt, że polscy najsłabsi uczniowie zazwyczaj osiągają lepsze wyniki, niż najsłabsi uczniowie z innych krajów, co może i powinno cieszyć. Jednak warto przy tym zauważyć, że nasi najlepsi uczniowie wciąż osiągają gorsze wyniki, niż najlepsi uczniowie z innych krajów.Chodziło chyba o ten fragment, ale z niego wynika że obecny system szkolny działa korzystnie na słabszych uczniów, choć rzeczywiście ci najlepsi wypadają gorzej. Ale idąc Twoim tokiem rozumowania i analogii do Skłodowskiej nie musimy się o nich martwić, bo oni wszyscy przecież dadzą sobie radę mimo wszystko, jak to zrobiła Maria i jej siostra ... a Janko Muzykant nie podołał ...
Jak już znajdziesz wystarczająco dużo prywatnego wolontariatu to weź się podziel.Być może obrażę człowieka lewicy, ale zapraszam do lokalnego proboszcza. Bo nie wiem czy wiesz, że Caritas zbiera dla potrzebujących 4 razy więcej pieniędzy niż Owsiak. Jest też masa innych, do wyboru, do koloru (http://www.firmy.net/organizacje-charytatywne.html).
Wystarczyło podać art. 70 KonstytucjiRacja. Przyznaję ją tylko po to, aby Cię ciepło połechtać w środeczku. Może skończą się imputacje.
ale przymusowość nauki to jedno, a przymusowość wyboru szkoły to drugie.Mimo to, system szkolny jest przymusowy. Szkodzi to miernotom, które i tak olewają naukę, a na ludzi wychodzą dopiero w pracy (czasem nawet wtedy nie). Wiąże się z tym autentyczna anegdotka z gimnazjalnej klasy mojego brata.
Możliwość korzystania z prywatnej edukacji jednak jest faktem.Jednak ta nadal działa w ramach systemu. Nawet rodzice którzy decydują się kształcić dziecko w domu, muszą uzyskać zgodę dyrektora szkoły (może odmówić! Na szczęście znowelizowano ustawę tak, że można się o to starać nie tylko u lokalnego dyrektora), a ostatecznie i tak zdają w niej egzaminy, po których otrzymują świadectwa jak inne dzieci.
Co widać zwłaszcza na przykładzie owych 71% studentów.To są rządowi, prywatni to 29%. Jednak masz rację, brak przymusu natychmiast umożliwił realnie wybór prywatnej uczelni.
Banał o przymusowej publicznej edukacji pod nadzorem molocha też chyba upadł.Argument przymusu nie upadł, a każda forma kształcenia odbywa się w ramach edukacji szkolnej i programu ministerstwa, zatem dla całej Polski baza programowa jest jednolita. MOLOCH. Ale spoko, jest mnóstwo fajnych molochów.
Ale idąc Twoim tokiem rozumowania i analogii do Skłodowskiej nie musimy się o nich martwić, bo oni wszyscy przecież dadzą sobie radę mimo wszystko, jak to zrobiła Maria i jej siostra ... a Janko Muzykant nie podołał ...Bardzo fajna nowela i bardzo nieprawdopodobna (ale rolą Sienkiewicza nie było pisanie prawdy ;)). Janko miał tyle pecha, że w publicznej szkole pewnie zostałby na śmierć pobity przez kolegów.