(http://trzynasty-schron.net/obrazki/forum_lans.jpg)
„Eden (hebr. Gan Eden, גַּן עֵדֶן "ogród rozkoszy"; sum. edin "nawodniony") – biblijny raj stworzony przez Boga dla pierwszych ludzi – Adama i Ewy. W ogrodzie ludzie wszystkiego mieli pod dostatkiem i z wszystkiego mogli korzystać, z wyjątkiem Drzewa Poznania Dobra i Zła, którego owoców nie mogli zrywać.”
Sięgając po Eden miałem świadomość, że jest to książka stricte Sci-Fi, kto chociaż raz czytał Stanisława Lema, wie dokładnie, co było konikiem tego wizjonera. Tak wizjonera, za takiego właśnie jest uważany Lem, człowieka o głowie pełnej pomysłów, czasami dziwnych, niezrozumiałych, odjechanych, jednak często trafiających w sedno problemu dużo wcześniej, niż owy problem się pojawił.
Podczas czytania, muzyka była bardzo dobrze dobrana … już tłumaczę. Od jakiegoś czasu do czytanych książek dobieram sobie podkłady muzyczne, tak samo jak to jest filmach, taka ścieżka dźwiękowa umilająca i budująca napięcie przygody, z która styka się czytelnik. W przypadku Eden towarzyszył mi Pink Floyd i ich płyta Meddle a w szczególności dwa utwory, moim zdaniem idealnie nadające się jako podkład podczas zmiany stron, mianowicie One of These Days (http://www.youtube.com/watch?v=YgvAwBDbuIo) i Echoes (http://www.youtube.com/watch?v=HehcJaTyd-E). Notabene, te dwa utworu można ze swoboda dodać do muzycznych zasobów schronu, bo klimat w nich … ach ten klimat.
Start z Eden jest dosyć łatwy, autor nie rzuca czytelnika na głęboka wodę, raczej wprowadza go do historii powoli i bezpiecznie przedstawiając genezę całego dalszego zamieszania, a wszystko zaczyna się w rakiecie.
„W wyniku błędów w obliczeniach, rakieta z grupą kosmonautów rozbija się na planecie Eden. Ludzie rozpoczynają niełatwą, gdyż całkowitą naprawę statku (wszystkie układy elektryczne niesprawne lub niemożliwe do zasilenia, czy też produkcji prądu), a także badanie planety, która okazuje się zamieszkana przez istoty rozumne (…)”
Fabuły dalej nie zdradzę, nie widzę sensu, bo kto będzie chciał sięgnie po książkę, kto nie, zapomni i o tym tekście.
Powieść Lema, zresztą jak wiele jego innych nie jest łatwa. Sięgnąć po nią powinni wytrawni czytelnicy, lubujący się w literaturowym Sci-Fi. Wydaje mi się, że jest ona napisana dla ludzi z naprawdę dużą wyobraźnią, bo przeciętny zjadacz książki (czyt. raz na rok coś przeczytam) nie przebrnie przez nią choćby nie wiem jak tego chciał. Lem sporo fantazjuje, z jednej strony to człowiek o dużej wyobraźni nowatorskiej z predyspozycjami do zagadnień z zakresu lotów kosmicznych a z drugiej opisujący świat tak zgoła inny niż nasz, że aż niewyobrażalny. Opisy przewijające się przez lwią część powieści wciągają czytelnika w świat fantastyczny i jak to się ładnie mówi nie z tej ziemi. Ale bez tragedii, nie samymi opisami książka stoi. Perypetie głównych bohaterów są naprawdę ciekawe a proces eksploracji nieznanej planety przedstawiony jest w sposób zaskakujący. Do zobrazowania tego całego zamieszania może posłużyć jeden z moich ulubionych zwrotów zaczerpnięty ze Strefy Mroku. Eden to miejsce „gdzie zwykłe rzeczy nie dzieją się zbyt często”.
Co sprawiło, że się tak rozpisałem o tej jak by się wydawało pospolitej historii, no bo ile to już dzieł powstało o eksploracji nieznanej planety a jeszcze więcej filmów. Po pierwsze autorem jest Polak, pisarz nie byle jaki a znany i ceniony na całym świecie. Po drugie powieść jest z ubiegłego wieku a na dodatek z połowy stulecia. Troszkę się obawiałem, że powieje archaizmem jednak nic z tych rzeczy. Powieść jest pewną wizją z dobrze nakreśloną fabułą a sama przygoda potrafi zaskoczyć. Co do zrzutu na Trzynasty Schron, no cóż. Apokalipsa, post-apokalipsa, zacisz schronowy, bezkresne pustkowia, mutanty, zombie, atom. Te określenia charakteryzują w pewnym stopniu ten cały schronowy świat i dla większości schronowiczów właśnie to są synonimy post-apokalipsy. Dla mnie nie całkiem. Co odnalazłem w Eden? Odosobnienie i wyobcowanie głównych bohaterów na nieznanej planecie. Bezkres i bezmiar otaczającego ich świata. Strach, panika, kontakt a także zderzenie z sytuacją przeraźliwą a tak dobrze nam znaną. Wszystkie te cechy sprawiają, że książka jest bardzo tajemnicza i zawiera w sobie ziarno przerażenia, ale także fascynacji nieznanym. Sama eksploracja nowej planety już jest wyzwaniem a co dopiero, gdy nastąpił kontakt.
Nie wiem czy polecać tą powieść. Ja po nią sięgnąłem, przeczytałem i coś w niej odnalazłem, coś naprawdę ciekawego i nowego, lecz czy inni też to odnajdą? Nie wiem.
Sprawy techniczne: Moje wydanie. Wydawnictwo ISKRY, wydanie II rok 1968. Okładkę zaprojektował Marian Stachurski. Liczba stron 249.
Źródła:
Wikipedia.pl