Tekst dedykowany jest wujaszkowi (_UNCLE_)
Żołnierz Enklawy obserwował dolinę przez lornetkę. W soczewkach odbijała się cała opustoszała kraina. Nagle uwagę obserwatora zwrócił jakiś ruch za skałami i krzakami znajdującymi się jakieś trzysta metrów dalej.
- Chłopaki, mam cel.
W ułamku sekundy do żołnierza dołączyło dwóch jego towarzyszy, którzy ułożyli się w pozycji do strzału i zaczęli wypatrywać kłopotliwego intruza.
- Daj lornetkę, Marty... - powiedział sierżant Nicholai.
Mężczyzna spojrzał we wskazanym kierunku i dostrzegł jakąś postać okręconą od stóp do głowy starymi, brudnym szmatami, co upodabniało ją do mumii. Po chwili Nicholai zwrócił przedmiot właścicielowi i powiedział:
- Czekajcie
skontaktuję się z bazą i poczekamy na rozkazy...
- Nie ma sensu - rzucił żołnierz o imieniu Frank, po czym wycelował ze swojego karabinu Gaussa i zastrzelił intruza.
- Frank ty idioto! - krzyknął Nicholai - Czy ty zawsze musisz robić wszystko na odwrót?! Najpierw dostajemy rozkazy, a potem strzelamy!
- Też mi różnica... pewnie i tak kazali by nam go zabić...
- Kiedyś się przejedziesz na tej swojej wielkiej mądrości...
- Masz coś do mnie, Nicholai? To dawaj - możemy to załatwić raz a dobrze!
- Ty skur...
- Spokojnie panowie - wtrącił Marty próbując rozładować atmosferę - Nie powinniśmy walczyć między sobą.
- Nie wtrącaj się! - warknął Frank.
W tym momencie nadszedł inny oddział patrolowy Enklawy, którego dowódca powiedział:
- Dobra chłopaki... zmieniamy was. Wracajcie do bazy się przekimać.
- OK... zbierać manele! - rozkazał swoim podwładnym Nicholai.
%%%
Po paru godzinach marszu żołnierze dotarli do Navarro. Frank i Marty skierowali się do kantyny, zaś Nicholai pomaszerował prosto do komandora bazy, generała Crawforda. Strażnik stanął na baczność widząc nadchodzącego sierżanta.
- Spocznij... komandor jest u siebie?
- Tak jest, sir.
- Poinformuj go więc o moim przybyciu.
- Tak jest, sir.
Strażnik odwrócił się na pięcie i wszedł do pokoju generała. Po chwili pojawił się obok Nicholaia.
- Komandor zaprasza o środka, sir.
Sierżant kiwnął głową.
    Generał Crawford siedział przy biurku w Zaawansowanym Pancerzu Wspomaganym i nalewał sobie whiskey do szklanki. Gdy ujrzał wchodzącego gościa zapytał:
- Napijesz się, sierżancie?
- Nie, dziękuję sir. Mam pewien problem...
- Znowu Frank Horrigan? - zapytał Crawford obracając w ręku szklankę z trunkiem.
- To psychol... jest niezdyscyplinowany.
- Czy to jest opinia biegłego medyka?
- Nie sir, ale on jest całkowicie poza kontrolą. Stanowi zagrożenie dla naszych planów.
- Sierżancie, Frank Horrigan wykazał się niejednokrotnie dużym poświęceniem i niezaprzeczalnym zacięciem w walce. To cenny nabytek. Jesteś jedyną osobą, która ma zastrzeżenia.
- Jestem jego dowódcą, więc częściej widzę, co wyczynia. Sztab przymyka oczy na jego występki, ale trzeba ukrócić ten proceder. Przyznaję, że potrzeba nam dobrych żołnierzy, ale nie fanatyków.
- Ale to dzisiejsze zastrzelenie intruza jest przyczyną twojej wizyty... Horrigan zachował się jak lojalny piechur Enklawy... w czym więc problem?
- Po prostu wolałbym, żeby panował nad swoją żądzą zabijania.
- Czy to wszystko, sierżancie? - zapytał generał dając do zrozumienia, że nie zamierza dłużej dyskutować na ten temat.
- Tak jest, sir.
- Odmaszerować.
Nicholai opuścił kwaterę zaciskając żeby ze złości. Tyle razy interweniował w sprawie Horrigana, a dowództwo jawnie to olewało. Że też akurat Frank musiał dostać przydział do jego drużyny. Rozgniewany sierżant poszedł na strzelnicę, by rozładować agresję. Na stanowisku piątym zobaczył Horrigana prującego z CKMu do kukieł, które rozrywały się na strzępy pod gradem pocisków. Nicholai mógłby przysiąc, że Frank właśnie wyobraża sobie, iż jeden z tych manekinów uosabia jego znienawidzonego dowódcę. Sierżant zajął wolne stanowisko i zaczął ćwiczyć strzały z broni pulsowej. Minęło pół dnia zanim ochłonął.
%%%
Następnego dnia, kilka godzin po obiedzie, oddział Nicholaia znowu wyruszał na patrol, choć tym razem w inny rejon. Wracający do bazy Vertbird dostrzegł grupę dzikusów zmierzających w kierunku bazy. Zasady były jasne - żadnych nieproszonych gości na terytorium Enklawy. Patrole miały zwracać większą uwagę na każdy ruch w terenie, a dwa oddziały zostały specjalnie skierowane by wyeliminować intruzów. Patrolowany obszar był bardzo duży, a dowództwo nie chciało ryzykować dekonspiracji stacji benzynowej Navarro. Już po dwóch godzinach marszu oddział Nicholaia natknął się na kilkunastu ludzi w obdartych ciuchach zmierzających w ich kierunku.
- Szykujcie się - powiedział Nicholai.
Marty i Frank ułożyli się na wzgórzu, skąd mieli doskonałą pozycję do ostrzału. Nicholai milczał. Praktycznie już teraz mogli rozstrzelać wszystkich dzikusów nawet nie zdradzając swojej pozycji.
- Będziemy tak czekać aż sobie pójdą, czy wykonamy rozkazy? - zapytał z ironią w głosie Horrigan.
- A skąd wiesz, że ich nie ma więcej? - zapytał Nicholai.
- Strzały mogą ich spłoszyć... - dodał Marty.
- No i co z tego? Mogę ich położyć z mojego Gaussa w kilka sekund.
- Trzeba oszczędzać amunicję, Frank. - rzucił sierżant - Szkoda dwumilimetrówek na tych obdartusów.
- Sam się rozliczę z magazynierem - powiedział Horrigan i strzelił w kierunku grupy intruzów. Pocisk przebił się przez dwóch mężczyzn i kobietę stojących w jednej linii, wyrywając w ich ciałach pokaźnych rozmiarów dziury.
Nie czekając na dalszy rozwój wypadków do akcji wkroczyli Marty i Nicholai. Ten pierwszy strzelał krótkimi seriami z H&KG11e poważnie redukując liczbę celów, zaś drugi spalił niedobitków z pistoletu pulsowego. Po zwęglonych zwłokach jeszcze przez parę sekund pełzały wyładowania elektryczne. Marty poszedł sprawdzić, czy aby na pewno wszyscy zostali wyeliminowani.
- Pewnie teraz pójdziesz mnie zakapować - powiedział Horrigan do swojego dowódcy.
- Odpieprz się, Frank.
- Więc tak mi dziękujesz za przysługę? Za umotywowanie cię do otwarcia ognia?
Nicholai złapał Horrigana za gardło i wycedził przez zęby:
- Wyświadcz mi przysługę, Franky... Nie wyświadczaj mi żadnych przysług.
Horrigan oswobodził się z mocnego uścisku i krztusząc się rzucił:
- Może to ja powinienem poinformować dowództwo o rozterkach sierżanta Nicholaia?
- Możesz mi skoczyć na kant kuli, Horrigan...
- Zobaczymy.
W tym momencie Marty wrócił z rekonesansu.
- Teren zabezpieczony, sierżancie. Wszyscy zimni jak styczniowy dzień.
- OK. Wracamy do bazy.
- Ech... znowu nudy... - powiedział zrezygnowanym głosem Marty.
%%%
Gdy Nicholai, Horrigan i Marty dotarli do Navarro od razu zorientowali się, że coś jest nie tak. W bazie panował chaos, ludzie krzątali się po placu, nerwowo wyładowując sprzęt z Vertbirdów, a następnie wożąc go windami do podziemi.
- Co jest grane? - zapytał Marty przebiegającego obok kaprala.
- Dział badań rozpoczyna eksperyment... szczegóły u dowództwa - wydukał tracący dech żołnierz.
Trójka bohaterów z trudem dostała się do komandora Crawforda. Okazało się, że naukowcy eksperymentują w laboratorium starając się stworzyć nowy typ Pancerza Wspomaganego. Problem stanowi jedynie zdobycie integralnej części - ludzkiego wkładu. Gdy naukowcy obwieścili, że rezydować w nowej zbroi może jedynie żołnierz poddany chirurgicznym i genetycznym modyfikacjom liczba zainteresowanych wzięciem udziału w projekcie spadła do zera. Wysłuchując opowiadań komandora nikt z zebranych nie zauważył ani błysku w oczach Horrigana, ani jego wymknięcia się po kilku minutach prelekcji. Harmider panujący w bazie najwyraźniej opuścił ją, bo przez kilkanaście godzin nic ciekawego się nie wydarzyło. Dopiero gdy strzępy informacji o reaktywowaniu projektu dotarły do zgromadzonych w stołówce żołnierzy w Navarro znów zrobiło się gorąco. Piechurzy tłoczyli się przed laboratorium starając się dowiedzieć czegokolwiek. Dostępu do zamkniętej strefy broniło dwóch kapitanów w Zaawansowanych Pancerzach Wspomaganych i uzbrojonych w karabiny laserowe. Przedstawiciel działu naukowego starał się przegonić tłum wojaków, ale ci nie chcieli ustąpić nie poznając uprzednio nazwiska anonimowego ochotnika. W końcu człowiek w białym kitlu wykrztusił z siebie dwa słowa...
FRANK HORRIGAN
Tłum rozwrzeszczanych żołnierzy Enklawy szybko się rozszedł. Na korytarzy pozostał jedynie Nicholai, który nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Największy psychol w bazie dostanie najpotężniejszą wynalezioną broń osobistą... Mając nadzieję, że Horrigan umrze podczas modyfikacji, sierżant Nicholai powolnym krokiem opuścił sektor medyczny.
%%%
Kilka miesięcy później prawie całkowicie zapomniano o projekcie naukowców, a żołnierze Enklawy wrócili do swoich starych obowiązków. Nicholai, Marty i nowy rekrut John Durst patrolowali właśnie odległy zakątek terytorium Enklawy, gdy drogę zastąpiła im wielka postać w lśniącym pancerzu. Zbroja trochę przypominała Zaawansowany Pancerz Wspomagany, ale to musiał być zupełnie inny model, skoro jej właściciel miał koło czterech metrów wzrostu. Żołnierze chwycili za broń przekonani, że zostali zaatakowani przez jakiegoś Bossa Super Mutanta. Zanim wystrzelili z głośnika w hełmie intruza rozległ się zniekształcony głos:
- Nie zaatakujecie chyba specjalnego agenta Enklawy, Franka Horrigana?
- F...Frank - wydukał zaskoczony Marty - To ty siedzisz tam w środku.
- Marty, Marty, Marty... - powiedział opancerzony olbrzym - Zawsze wierzyłeś tylko słowom nieomylnego sierżanta Nicholaia... A to co za żółtodziób?
- John Durst - przedstawił się żołnierz.
- Spadaj Frank, mamy robotę - przerwał Nicholai.
- A ja mam interes do ciebie... dowódco. Czas rozliczyć się za miniony okres.
- Bujaj się, pokrako - rzucił Nicholai - Nie mam dla ciebie czasu... A myślałem, że już cię więcej nie zobaczę...
- Wielka szkoda, że się myliłeś! - ryknął Horrigan. W tym samym momencie pancerz na jego lewej ręce przesunął się odsłaniając działo plazmowe. Broń wypluła serię, która zraniła Nicholaia. Jego towarzysze automatycznie strzelili we Franka, ale ten tylko nieznacznie drgnął przyjmując potężnie trafienia.
- ZDRAJCY! - wrzasnął Horrigan rozrywając serią rekruta Dursta. Pancerz Johna został przebity w tak wielu miejscach, że nawet nie było mowy o uratowaniu mu życia.
Marty i Nicholai ostrzeliwali giganta z najpotężniejszych posiadanych broni, ale Horrigan zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Gdy sierżant rzucił się w kierunku Franka strzelającego na oślep został powalony potężnym ciosem. Wielkie ostrze przebiło pancerz i brzuch mężczyzny. Horrigan wykończył jeszcze przeładowującego broń Martyego i wrócił do rannego Nicholaia.
- I kto jest teraz górą? No, powiedz to!
- Wal się na ryj, zmutowana pokrako.
Rozwścieczony Frank przystawił lufę działa plazmowego do hełmu Nicholaia i strzelał aż do momentu, w którym skończyły mu się baterie. Zmasakrowane ciała żołnierzy Horrigan rzucił w przepaść i zadowolony z siebie wrócił do bazy w Navarro.
Koniec