Niniejszy tekst dedykuję Ilorowi (za całokształt =D )
<^><^><^>
Chaos powoli pochłaniał całe miasto. Groźba nuklearnej zagłady wywołała masową panikę, z którą nie mogły sobie poradzić oddziały prewencyjne. Ludność można było podzielić na kilka grup. Niektórzy szabrowali co się dało, inni biegali bez celu lamentując, część próbowała spakować najbardziej wartościowy dobytek i uciec tylko po to, by zaraz oswoić się z faktem, że nie ma żadnego bezpiecznego miejsca na tym globie. Była jeszcze spora grupa próbująca opanować sytuację. Oddziały porządkowe złożone ze służb mundurowych i ochotników usiłowały uspokoić obywateli i zgromadzić ich w różnych schronach. Część ludzi udało się przetransportować do starych bunkrów. Nieliczni dostali przydziały do nowoczesnych KRYPT. Niestety, niektórzy mieszkańcy pod wpływem tych wydarzeń stali się zagrożeniem dla innych. Różnorodne grupy terrorystyczne i anarchistyczne oraz nie ufający wojskowym cywile zjednoczyli się i zaatakowali innych. Najlepiej przygotowane do walki oddziały prewencyjne ruszyły na odsiecz. Wywiązała się bitwa, podczas której zginęło wielu niewinnych. Rozszalały tłum udało się zepchnąć do starej dzielnicy fabrycznej, gdzie został spacyfikowany przez bombowce. Nikt nie miał na uwadze znajdujących się w strefie rażenia mundurowych. Wielu z nich zginęło, część została poważnie ranna. Wojskowe ciężarówki przetransportowały niewielu z nich do szpitali. Kilkoro ludzi w ciężkim stanie trafiło do KRYPT. Tam umieszczono ich w zbiornikach wypełnionych eksperymentalnym Bio Żelem i zamrożono. Śpiący kombatanci przeczekali w tym stanie wojnę nuklearną oraz kilkanaście kolejnych lat. Teraz byli znów potrzebni...
<^><^><^>
Kilku medyków-naukowców oraz łysiejący Nadzorca Krypty zgromadziło się wokół oszronionego pojemnika kryjącego w sobie człekokształtną istotę. Na platynowej płycie wygrawerowany był napis: sierżant Andrew Taylor. Urazy klatki piersiowej, rozległe oparzenia. Personel sprawnie uwijał się pomiędzy kablami kontrolując przebieg sytuacji. Monitory wyświetlały szereg komunikatów, kontrolki pobłyskiwały co kilka sekund. Człowiek dowodzący personelem naukowym zwrócił się do Nadzorcy:
- Jesteśmy gotowi.
- Zaczynajcie.
- Dobrze. Personel! Rozpoczynamy działanie. Meldować o stanie pacjenta.
- Ludzie w białych kitlach gorączkowo wykonywali swoje obowiązki od czasu do czasu udzielając krótkich i zwięzłych informacji typu Tętno w normie czy Organy wewnętrzne pracują.
- To niesamowite - powiedział doktor Truman do Nadzorcy - Komórki całkowicie się zregenerowały.
- Przed wojną mieliśmy o wiele więcej przełomowych wynalazków.
Tak, ale teraz j... - przerwał wypowiedź doktor - Szybko! Przenieście go na kozetkę!
Chwilę potem masa ludzi kłębiła się wokół umierającego pacjenta. Zaaplikowano mu epinefrynę oraz przy pomocy elektrod pobudzono serce do pracy. Zaraz po tym mężczyzna odzyskał świadomość i zaczął nerwowo oddychać. Lekarze próbowali go uspokoić. Udało im się to dopiero wtedy, gdy pacjent opróżnił swoje płuca z kleistej cieczy. Kaszlał przez kilka minut, a następnie wciągnął powietrze nosem:
- Zapach sterylności... - stwierdził - Czy jestem w szpitalu?
- N... Tak! - odparł szybko doktor Truman - Oddychaj spokojne. Wzrok powinien Ci się zaraz poprawić.
- W istocie, mężczyzna zaczął przyglądać się swoim rękom a potem pociągnął palcami po klatce piersiowej.
- Podczas nalotu oberwałem odłamkami. Więc gdzie są rany, blizny...?
- Poskładaliśmy cię do kupy. Jesteś nam potrzebny.
- A co z moim oddziałem? Womack? Reynolds? Sam?...
- Przykro mi...
- ... oni nie żyją - wtrącił się gwałtownie Nadzorca - Wiele czasu upłynęło od tamtych wydarzeń. To już przeszłość! Liczy się tu i teraz. Liczy się dobro Krypty!
- Jakiej Krypty? - zapytał mężczyzna.
- Nadzorco - przerwał doktor Truman - Myślę, że pacjent powinien odpocząć. Czeka go jeszcze rekonwalescencja.
- To twoja branża. Jakby co, to wiesz, gdzie mnie znaleźć - odrzekł Nadzorca i oddalił się.
- Odpoczywaj, Taylor. Jutro wszystko ci wyjaśnię.
Tej nocy sierżant Andrew długo nie mógł zasnąć. Nie była to bynajmniej wina wydających z siebie piskliwe dźwięki maszyn czy krzątających się w okolicy medyków. Taylor wrócił pamięcią do ostatnich wydarzeń. Krzyki. Panika. On i jego koledzy kryjący się wśród ruin starych fabryk. Strzały. Krew. Ból. Pojawiający się nagle syk. Grzmot rozdzierający budynki. Wstrząsy. Potem fala ognia. Potem lecące odłamki. Potem nic... To wszystko co pamiętał. Nie wierzył jednak, że tylko jemu udało się przetrwać. A teraz leży w nieznanym miejscu bez żadnych śladów po ciężkich ranach. Jego ciało zdaje się nie pamiętać cierpienia. Ale jego umysł wciąż odtwarza te sekwencje. Ból i ciemność.
<^><^><^>
Śpiącego mężczyznę obudziło delikatne szarpnięcie za ramię. Gdy otworzył oczy zobaczył kobietę o delikatnych rysach twarzy i dużych, niebieskich oczach. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Mężczyzna usiadł na pryczy i odwrócił się w kierunku niespodziewanego gościa.
- Biolog Elizabeth De Silva - powiedziała kobieta ubiegając pytanie pacjenta - Przez jakiś czas będę twoim przewodnikiem po naszej Krypcie i tak dalej.
- "Przewodnik" - powtórzył mężczyzna - Możemy zacząć wycieczkę...
Hola, hola! - przerwała pani biolog - Nie spiesz się tak. Przespałeś w lodówce kilkanaście lat. Minie trochę czasu zanim doktor Truman z czystym sumieniem pozwoli ci opuścić to pomieszczenie.
- A skąd wiesz, że dostosuję się do zaleceń doktora?
- Bo wiem, że byłeś policjantem. Znasz więc zasady. Kwarantanna, ograniczenia dostępu - to wszystko obowiązuję każdego. Mamy tu taką hierarchię... najważniejszy jest Nadzorca, ale w sprawach naukowo - medycznych szefem jest doktor Truman.
- Fajne. Może do kibla też mam chodzić na komendę?
- To nie będzie konieczne. Może wykorzystamy twój tymczasowy areszt domowy na wyjaśnienie kilku kwestii? Minęło sporo czasu, więc mogłabym opowiedzieć ci, jak to wszystko teraz wygląda...
- Tylko nie teoretyzuj.
- Postaram się - odparła figlarnie Elizabeth.
Resztę tego dnia sierżant Taylor i doktor De Silva spędzili na dyskusji o wojnie nuklearnej, Kryptach, regenerujących tkankę żelach, hibernacji, problemach egzystencjalnych i wielu innych rzeczach. Andrew znalazł się w bardzo nietypowym położeniu. Nawet pani biolog była zaskoczona jego reakcją na przedstawione fakty.
- Nie przypuszczałam, że tak łatwo przyjmiesz do wiadomości to, że cywilizacja ludzka omal nie uległa zniszczeniu, a ty sam przeleżałeś w kapsule kawał czasu...
- Jakoś to przeżyję... tylko nie śpiewajcie mi Sto lat...
- Dobrze, że humor ci dopisuje - roześmiała się kobieta, po czym spojrzała na dziwną aparaturę przymocowaną do swojej ręki i dodała - Muszę już iść...
- No cóż... Do zobaczenia jutro, pani biolog.
Mów mi po imieniu - powiedziała kobieta wstając z pryczy - A właściwie Betsy. Tak mówią do mnie wszyscy przyjaciele.
- Och, więc dostałem awans? - zapytał przekornie Andrew.
- Coś w tym stylu - odrzekła z uśmiechem Betsy.
<^><^><^>
Kolejne dni życia sierżanta Taylora mijały na poznawaniu nowoczesnej technologii. Po tygodniu mógł już obsługiwać część urządzeń (w tym swojego Pip-Boya, czyli zaawansowany zegarko - organizer z budzikiem). Zaczął już nawet poruszać się po schronie zwanym Kryptą, liczącą cztery piętra masywną strukturą. Prawie wszyscy jego mieszkańcy (około trzydziestu ludzi) okazali się bardzo życzliwi. Andrewa z pogardą traktowały tylko dwie osoby - zgredowaty Nadzorca i wredny oficer techniczny Matthias, zwany przez wszystkich Pierdołą. Podczas rozmowy z wodzem schronu Andrew dowiedział się, że został wyciągnięty z zamrażarki głównie dlatego, że trwały przygotowania do opuszczenia kryjówki. Potrzebne więc były dodatkowe ręce do roboty oraz umiejętności organizatorskie i bojowe, przydatne przy zakładaniu i ochronie obozu na powierzchni. Sierżant Taylor nie był zadowolony z rozporządzeń Nadzorcy, który ograniczył używanie broni do niezbędnego minimum, skutkiem czego był prawie całkowity brak umiejętności bojowych. Żaden z mieszkańców Krypty nie przejawiał zainteresowania walką, więc Andrewa czekała cała masa roboty. W końcu nadszedł dzień odpieczętowania masywnych drzwi schronu. Nadzorca z wielkimi oporami wręczył sierżantowi elektroniczny klucz do nieużywanej od lat zbrojowni. Nie zaczekał, aż były policjant wróci przygotowany do działania, tylko rozkazał grupce uzbrojonych w noże mężczyzn odzianych w cienkie, niebiesko-żółte kostiumy, zbadanie najbliższego terenu. Już po kilku minutach był pierwszy ranny. Sporej wielkości jaszczurka ugryzła w nogę jednego ze zwiadowców. Jej pokryte śliskimi łuskami ciało doskonale chroniło przed ciosami nożem. Jaszczur podlazł do głowy przewróconego człowieka i rozwarł paszczę. Zanim gad zdołał ją zamknąć jego ofiara została złapana za kołnierz i odciągnięta kilka metrów do tyłu. Zębiska kłapnęły w powietrzu. Jaszczur był nieco zaskoczony, ale już po chwili pełzł w kierunku nowego wroga. Obok leżącego na ziemi rannego mężczyzny próbującego zatamować krwawienie z rany stał ktoś jeszcze. Był to sierżant Andrew Taylor. Odziany w strój oddziału S.W.A.T., z 10-cio milimetrowym pistoletem u boku i siedmiostrzałową strzelba powtarzalną w ręku. Zbliżający się gad po raz kolejny otworzył paszczę szykując się do ataku na nogę przeciwnika. Były policjant wycelował w łeb jaszczura.
- Spierdalaj Iguano! - powiedział i pociągnął za spust.
Stojący dalej ludzie przykucnęli słysząc potężny huk wystrzału, który odbił się echem od skał. Nie większą sensację wzbudził jego efekt, czyli urwanie łba gadowi. Tymczasem Andrew przeładował broń. Czuł niesamowitą satysfakcję. Znów trzymał broń, czuł zapach spalonego prochu wydobywający się z łuski naboju śrutowego. Ranny został wkrótce opatrzony, a Nadzorca ze wstydem przyznał, że nie powinien działać bez wsparcia fachowca. Od tej pory wszystkie działania na powierzchni koordynował Taylor. Jak się można było spodziewać wzrosło zainteresowanie lekcjami walki i korzystania z broni.
<^><^><^>
Po upływie kilku dni na powierzchni stały już pierwsze prowizoryczne konstrukcje. Ludzie coraz częściej opuszczali Kryptę. Badano stary - nowy świat. System wart i patroli stworzony przez Andrewa sprawdzał się bardzo dobrze. Ludzie byli wystarczająco dobrze przeszkoleni i wyposażeni, żeby bez żadnych strat odpierać ataki małych i średnich zwierząt. Udało się obłaskawić parę dwugłowych krów. Wszystko szło dobrze, Taylor stał się najpopularniejszą postacią w schronie. Jednakże nie interesowało go to, a najlepszym przyjacielem ciągle pozostawała Betsy. Razem wybierali się na długie wędrówki po pustkowiach. Zbieranie próbek żywych organizmów i badanie wpływu radiacji były ziszczeniem marzeń ambitnego biologa, jakim była De Silva. A nowe próbki można było pozyskać tylko w drodze zwiedzania coraz to większych połaci terenu. Z takim obrońcą jak Andrew u boku nie stanowiło to żadnego problemu. Były tylko dwie osoby niezadowolone z sytuacji w schronie i okolicach. Nadzorca zazdrościł Taylorowi sprytu, charyzmy i inteligencji, zaś Matthias po prostu nienawidził byłego policjanta z całych sił i często pogardliwie porównywał go do mrożonki. Ucierpiał też jego autorytet - coraz więcej rzeczy wykonywano z surowców zdobytych na powierzchni, więc pomoc techniczna nie była już tak ważna jak kiedyś. Mijały tygodnie i miesiące. Na przedmurzu schronu istniała już stabilna osada, rzadko kiedy opuszczana. Ze schronu korzystano jedynie z racji nowoczesnego i nieprzenośnego zarazem sprzętu. W międzyczasie Andrew i Elizabeth odkryli, że są w sobie zakochani. Byli praktycznie nierozłączni, więc wiedzieli o sobie wszystko. Uczyli się od siebie, toteż po krótkim czasie Taylor bezbłędnie identyfikował jadalne rodzaje roślin, a Betsy strzelała do celu z niebywałą precyzją. W tym niegościnnym miejscu powstał raj. Ludzie byli szczęśliwi i żyli w zgodzie z naturą.
Ta sielanka skończyła się nagle pewnego mrocznego dnia. Początkiem tragicznych wydarzeń był przedśmiertny ryk dwugłowej krowy. Andrew i Betsy nie byli obecni na miejscu, więc na pastwiska udała się straż złożona z kilku mężczyzn. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że grupa patrolowa podejrzanie długo nie wracała...
<^><^><^>
Gdy mężczyźni dotarli na pastwisko mogli jedynie ocenić swoje straty. Liczące siedem sztuk stado dwugłowych krów było rozszarpane na strzępy. Te zaś okazały się częściowo zjedzone. Furtka ogrodzenia była otwarta, więc podejrzenie o atak padło na istotę rozumną. Najpewniej jakiś dziki szczep tubylców. Strażnicy postanowili wrócić do obozu i zaczekać na Taylora. Zanim zdołali przejść kilka metrów jakaś dzika bestia rzuciła się na nich z furią. Rozległy się wystrzały z broni palnej,. Euforia mężczyzn wykrzykujących Trafiłem! Trafiłem sukinsyna! okazała się przedwczesna. Choć strzały były celne potwór dopadł i posiekał wszystkich. Noszone przez wiatr odgłosy strzelaniny dotarły do uszu Betsy i Andrew, którzy natychmiast pobiegli do obozu.
    Po dotarciu na miejsce ujrzeli pozabijanych ludzi i krwawe ślady prowadzące do schronu. Betsy odnalazła też odciski łap jakiejś dużej i ciężkiej zwierzyny. Taylor kazał ukryć się kobiecie w jednym z namiotów a sam ruszył w głąb Krypty. Korytarze schronu usłane były rozszarpanymi zwłokami ludzi. Wyglądało to tak, jak gdyby ktoś porąbał ich maczetą. Jednak to nie mogło być rozwiązanie - agresorem musi być jakieś zwierzę. Niezwykle silne i uzbrojone w potężne szpony. Andrew ostrożnie zbadał pomieszczenia na tym piętrze. Nie znalazł jednak nikogo żywego. Złapał więc windę i trzymając bron gotową do strzału czekał, aż metalowe drzwi rozsuną się. W kabinie leżały kolejne zwłoki. Guziki terminala było nieco zniszczone, ale Taylor bez przeszkód wybrał ostatni z nich i udał się na sam dół Krypty. Ostrożnie wysiadł z windy i z wciąż gotową do akcji strzelba ruszył do pobliskich pomieszczeń. Otworzył najbliższe drzwi i ujrzał wycelowaną w siebie broń. Odskoczył za ścianę i przygotował się do zastrzelenia tajemniczego snajpera. Usłyszał znajomy głos.
- To ty Taylor?! Odezwij się!
- Tak, to ja! Uważaj z tą bronią! Mogłeś mnie zabić!
Obok Andrew pojawił się Nadzorca i wciągnął go do pomieszczenia. Jak się okazało, było w nim jeszcze kilka osób. Głównie kobiet z dziećmi. Wszyscy śmiertelnie przerażeni, ściśnięci w kącie i pochlipujący od czasu do czasu.
- Co się tu, do kurwy nędzy, dzieje? - zapytał Nadzorcę.
- Sam do końca nie wiem... - odpowiedział zdenerwowany mężczyzna - Najpierw coś zabiło nasze dwugłowe krowy oraz chłopaków, którzy poszli sprawdzić, co się stało. Potem to coś dostało się do schronu i zarżnęło wszystkich, którym nie udało się uciec. Schroniliśmy się tutaj czekając na pomoc... na ciebie.
- I czego się po mnie spodziewasz?
- Jak to? Jesteś wyszkolony... Więc znajdź tę bestię i zabij ją!
- Nawet nie wiem, czy ona jest jeszcze w pobliżu... Wyjaśnij mi tylko, jakim cudem dzikie zwierzę potrafiło wsiąść do windy i pojechać na inne piętra?
- Nie wiem! Może to przypadek... zrób coś!
- Dobra... Wracam na górę po Betsy. Siedźcie tutaj cicho i nie wyłaźcie na zewnątrz.
- Jasne. Nawet nie myślałem o tym, żeby stąd wyjść... A, i jeszcze jedno. Kilku naszych strzelców było pewnych, że trafili tego potwora. Przynajmniej tak mówili zanim zginęli.
- Twoja strzelba może się okazać nieskuteczna.
- To już mój problem... Zamykaj drzwi.
<^><^><^>
Pochylony Andrew poszedł do windy i wrócił na samą górę schronu. Pobiegł na zewnątrz, prosto do kryjówki Betsy. Nie znalazł jej tam. Zanim zdążył wyobrazić sobie, jakie okropności mogły spotkać jego ukochaną usłyszał jej krzyk dochodzący z wnętrza Krypty.
- BETSY!!! - ryknął na całe gardło i pędem rzucił się w kierunku schronu.
- Betsy, gdzie jesteś?!
- Na drugim poziomie! - krzyknęła kobieta przez radiowęzeł - Jestem odcięta!
- Już do ciebie idę!
- Zaczekaj! Tam jest jakaś bestia! Uważaj!
Andrew nic nie odpowiedział, tylko niczym burza wpadł do windy i nerwowo zaczął naciskać guzik oznaczony cyfrą 2 tak, jak gdyby ta czynność miała przyspieszyć zamykanie się drzwi kabiny. Po dojechaniu na miejsce wyskoczył z windy prosto w mroczne korytarze i przeturlał się w róg pomieszczenia, tuż pod rozpędzoną, szponiastą łapą. Szybko zerwał się na nogi i na wyczucie wystrzelił trzy razu w miejsce, gdzie powinien znajdować się agresor. Człekokształtny potwór ryknął i czmychnął w najbliższy korytarz. Drzwi windy zamknęły się i Andrew stracił jedyne źródło światła. Nie czekając, aż bestia wróci po niego ruszył po omacku w kierunku najbliższego pomieszczenia. Drzwi otworzyły się tylko do połowy, ale to wystarczyło, żeby przeczołgać się przez powstałą szparę. Zresztą w pokoju pobłyskiwała lampa. Andrew modlił się tylko, żeby drzwi nie zaczęły się w tej chwili zamykać. Jak tylko mężczyzna dostał się do pomieszczenia podłogę pod zablokowanymi drzwiami przeorały pazury. Na tworzywie pojawiły się cztery rysy, ale nogi Taylora z pewnością wyglądałyby dużo gorzej po takim ciosie. W ramach odwetu Andrew posłał przez szparę dwa strzały w kierunku niewidzialnego agresora. Potwór ryknął i po raz kolejny uciekł zostawiając na podłodze plamę krwi.
- To jebana bestia - rzucił mężczyzna wprowadzając kolejne naboje do komory. Jego uwagę przyciągnął dziwny dźwięk. Odwrócił się gwałtownie mierząc z broni przed siebie i jak tylko lampa rozbłysło na nowo ujrzał przerażoną Elizabeth.
- O mój... - wyjąkał mężczyzna.
Andrew! - krzyknęła dziewczyna i rzuciła mu się na szyję - Udało ci się! Widziałeś to?!
- Widziałeś tego potwora?
- Spokojnie. Widziałem bydlę... Nieźle oberwało!
- Więc dlaczego jeszcze żyje?
- Nie wiem. Musi mieć niezłą krzepę... i cholernie twardą skórę. Chłopcy nieźle go poturbowali, ode mnie też dostał, ale dalej chodzi. I w dodatku jest diabelnie sprytny... i szybki. Wystarczyła mu chwila a już był tuż za mną...
- Andrew, nie możemy tu siedzieć cały czas...
- Wiem. Trzeba rozpieprzyć tego bydlaka. Ale na korytarzu siadło oświetlenie. A zresztą nie jestem pewien, czy położyłbym go z tego gnata - powiedział Taylor spoglądając na swoją wysłużoną strzelbę.
- Trzeba by go gdzieś zwabić i uwięzić. A potem zabić. Moglibyśmy wpuścić mu do pomieszczenia dwutlenek węgla - odparła kobieta wyciągając ze schowka butlę ze sprężonym CO2.
- Jesteś pewna? Może jest na to odporny?
- Uwierz mi, to powinno zadziałać.
- No dobrze, ale żeby go zmusić do wejścia gdziekolwiek ktoś musi go zwabić...
- No to pomysł odpada... Sam mówiłeś, że jest sprytny i szybki. Pewnie dopadłby każdego, zanim zdołalibyśmy go złapać i odciąć.
- Mam pomysł...
- Słucham.
- Uniesiesz tą butlę?
- Tak, a co... nie! Nie, nie, nie! Dlaczego JA mam nosić butlę? Chyba nie chcesz grać roli przynęty. Masz kamizelkę kuloodporną, ale nie chroni ona całego ciała. Ten potwór cię zabiję!
- Niekoniecznie. Widzisz, jak właziłem tutaj on był tuż za mną. Ale tylko dlatego, że wiedział, gdzie jestem. Jeżeli zgasimy lampę, mogę przekraść się do stołówki. A tam go zablokujemy i wpuścimy mu ten gaz.
- No nie wiem... a zresztą - stołówka to duży obszar. Stężenie CO2 może okazać się za małe...
- No to potem się coś wymyśli. Ważne, żeby bydlaka przystopować bo stąd nie wyjdziemy. Część ludzi ukryta jest na ostatnim poziomie. Nie wytrzymają długo bez zapasów. My musimy załatwić sprawę...
- A jak wyjdziesz ze stołówki?
- Coś wymyślę...
- Za dużo tego wymyślania na później!
- Nie martw się.
- Jak mam się nie martwić? Zależy mi na tobie. Wiesz o tym!
- Mi tez na tobie zależy. I właśnie dlatego muszę to zakończyć i będę na siebie uważał.
Kobieta nic nie odpowiedziała. Podeszła do terminala i czekała na sygnał Andrew. Ten przygotował się do wyjścia i kazał zgasić światło.
<^><^><^>
Gdy zapadł mrok mężczyzna otworzył drzwi i wyczołgał się na korytarz. Ostrożnie i po cichu zbliżał się do stołówki. Gry otworzył drzwi na korytarz padł snop światła. Taylor ujrzał przyczajoną na drugim końcu korytarza bestię. Brązowawy potwór był ciężko ranny. Dyszał teraz wpatrując się swoimi błyszczącymi oczami prosto w człowieka. Jego pazury były pokrwawione, zwisały z nich resztki ciała i ubrań. To samo dotyczyło dwóch rogów na głowie bestii. Nagle potwór rzucił się w kierunku Andrew. Mężczyzna wskoczył do pomieszczenia i usiłował zamknąć drzwi, ale bestia błyskawicznie pokonała dzielący ich dystans i była tuż tuż. Kolejne wydarzenia rozegrały się w ułamku sekundy. Mężczyzna zaczął strzelać w kierunku przeciwnika. Pierwszy atak - potwór nie zwrócił na niego uwagi. Drugi atak - bestia krwawi, ale nie zwalnia. Trzeci wystrzał - agresor pędzi nadal. Czwarty strzał - potwór zwalnia. Piąty strzał - bestia rzuca się na człowieka. Silny atak łapą rozdziera kamizelkę Taylora i przewraca go na ziemię. Kolejny wytrąca z jego ręki strzelbę. Umierająca bestia raz jeszcze wykonuje potężny zamaszysty cios. Cztery czerwone pręgi pojawiają się na klatce piersiowej Andrew. Mężczyzna odczuwa niesamowity ból. Potwór chwieje się i niemal upada na człowieka. Taylor podkula nogi i podtrzymuje dyndającego w powietrzu przeciwnika. Pokonując ból chwyta za strzelbę i dwukrotnie strzela w łeb przeciwnika. Potem traci przytomność.
<^><^><^>
Niedługo potem na pustyni miało miejsce więcej spotkań z nowym, niebywale groźnym przeciwnikiem. Bestie zwane Szponami Śmierci to wymagający oponent. Nawet świetnie wyposażony i wytrenowany żołnierz może nie podołać takiemu szatańskiemu pomiotowi. Sierżant AndRew Taylor odniósł poważne rany, dostępne środki nie wystarczyły by go zoperować nie ryzykując zgonu. Trafił więc do zbiornika z Bio Żelem i został powtórnie zamrożony. Jego ciało regeneruje się, a nad przebiegiem procesu czuwa Elizabeth De Silva. Być może nadejdzie moment, gdy obudzi go z długiego snu....
Koniec