| |
Kilka tygodni temu miałem okazję nabyć (dzięki drobnej pożyczce u Moondrego - pozdrawiam!) książkę "Kantyk dla Leibowitza" Waltera M. Millera juniora. Trzy wieczorne sesyjki po 4-5 godzinek i strawiłem te trzysta sześćdziesiąt parę stron.
   
Całość podzielona jest na trzy części-rozdziały. Są to kolejno "Fiat homo", "Fiat lux" i "Fiat Voluntas Tua". Tak, tak, koledzy i koleżanki - w książce jest tyle tekstu po łacinie, że aż głowa boli. Co prawda - znaczna większość jest przetłumaczona w przypisach, ale może to razić (chyba, że jest się Skorpionem - pozdrawiam ;) A o czym opowiada sama książka? O tym, co Saladyny lubią najbardziej! O post nuklearnym świecie, który budzi się do życia. "Kantyk..." ma kilka niewątpliwych zalet, ale też wad. Całą ocenę przedstawiam poniżej. I uwaga - jest dość subiektywna.
     Realia książkowe są, jak już zaznaczyłem, post nuklearne. Akcja skupia się głównie wokół zakonu św. Leibowitza (na początku to jeszcze nie świętego, ale to detal), gdzie mnisi gromadzą i studiują różne relikty przeszłości. Różnego rodzaju maszyny czy schematy ich budowy są zbierane i z nabożeństwem strzeżone przez "braciszków leibowitzan". Fakt, że niewiele oni kumają odnośnie działania i zastosowania chomikowanego (pozdrawiam, An_ge! ;) sprzętu, to już inny problem. Z książki jednoznacznie wynika, że najpierw miała miejsce wojna atomowa, która (tradycyjnie) nieźle przetrzebiła żyjątka Ziemskie, potem zaś ci, którzy ocaleli doszli do wniosku, że to wiedza doprowadziła do zagłady. I zaczęło się prześladowanie inteligencji, masowe palenie książek, niszczenie urządzeń itp. Reasumując - po wojnie było badziewnie, a akcyjka typu "ciemnota rulez!" jeszcze bardziej skopała ludziom perspektywy. W każdym bądź razie kościół katolicki (a jakże!) za wszelką cenę chronił wiedzę przodków. Klasztory służyły jako twierdze, a żeby uniknąć utraty książki (w ramach całopalenia) mnisi wkuwali je na pamięć (a to wały! Mi by się nie chciało :) I tak to się wszystko w książce toczy - mnisi powoli łamią kody książkowe i zaczynają czaić, co, jak, i do czego służy konkretny wichajster.
|
|
Potem mamy kilkudziesięcioletni przeskok - ludzkość już tam jakoś funkcjonuje. Są miasta itp. Itd. Etc. Druga część to dla mnie straszna dłużyzna, więc nie będę się nad nią specjalnie rozwodził.
    W rozdziale ostatnim (znowu kilkadziesiąt, o ile nie kilkaset lat w przód) ludzkość stoi na poziomie technologicznym zbliżonym do naszego (miejscami są trochę wstecz, a czasami sporo w przód - ale co tam, w końcu nowa cywilizacja nie musi rozwijać się wokół naszego schematu :). I co my tu mamy? A nie powiem! Nie będę spojlerzył ^_^ Ale jest spoko.
     Dobra teraz coś odnośnie "całokształtu". Jestem człowiek... hem... no dobra... jestem SALADYN nie obeznany z łaciną, a w dodatku wybitnie ateistyczny. Jak to się stało, że przełknąłem książkę pełną "włazodupstwa" w stosunku do kościoła katolickiego i masę wstawek po łacinie? Bo klimat falloutowy i kilka fajnych konceptów było. Przykłady? Spoko! Postacie i motywy z poszczególnych części niejako "przewijają się" w późniejszych fragmentach co daje wrażenie niezwykłej spójności oraz "ewolucji" niektórych wątków. Czasem zabawnie to wychodzi (np. Szklane oko poety z II rozdziału w trzecim traktowane jest jako potężny artefakt, mimo rozwoju intelektualnego. Cały czas przewija się też motyw drewnianej rzeźby przedstawiającej Leibowitza). Podobały mi się też przewidywania autora odnośnie "stanu" ludzkości po wojnie, jej rozwoju itp. Bardzo to zbieżne z moimi poglądami. Całość zamyka stary Żyd, który zachowuje się niczym falloutowy ghul. Zrzędzi, obserwuje i... przeżywa większość bohaterów (kilkaset lat to na bank musiał żyć)! Niezły motyw ^_^ I jeszcze jedno - ktoś może zapytać - dlaczego akurat kościół katolicki przetrwał i chroni wiedzę itp.? A dlaczego nie? Ja tam kościoła nie lubię, ale według mnie jest bardzo prawdopodobne, że tak się właśnie stanie. Kościół jest organizacją potężną i wiekową. Ma większe doświadczenie i proporcjonalnie większe szanse na przetrwanie i badanie wiedzy przodków niż np. "Solidarność" ^_-
    PODSUMOWANIE - jestem zadowolony z zakupu książki i jej przeczytania. Podobało mi się. Mogę polecić każdemu "dojrzałemu" fanowi Fallouta (czyli wszystkim tym, którym same strzelanie już się znudziło i szukają nowych wrażeń, intelektualnych, że się tak wyrażę). Jeżeli Wam się nie spodoba, to... cóż, zawsze będziecie mogli "ponajeżdżać" na "Kantyk...", bo będziecie wiedzieli, za co ^_^ .
Walter M. Miller, jr -"Kantyk dla Leibowitza", Wydawnictwo "Zysk i S-ka" 1998, wydanie II. Książka otrzymała nagrodę HUGO 1961. Powstała też druga część - "Św. Leibowitz i Dzikonna", z którą postaram się zapoznać w najbliższej przyszłości.
|
|