|
|
(Warning! This text is extremely dangerous. Read
this only if you wanna have heavy brain damage!!!)
Rada
wioski siedziała w namiocie i dyskutowała.
- Deszcz nie pada już zbyt długo. Nasze zboża marnieją. Grozi nam głód.
- Trzeba coś zrobić... Te ćwierć-mózgi myślą, że jesteśmy czarownikami.
Jeżeli nie zadziałamy, to nas wywiozą na taczkach. Wtedy koniec z luksusowym
życiem.
- Jest wyjście. Musimy znaleźć jelenia, którego wyślemy ze "świętą
misją" znalezienia jakiegoś mało ważnego przedmiotu. Jak coś nawali,
to wszystko będzie na niego...
- Dobry pomysł, ale gdzie znajdziemy takiego kretyna?
Starszyzna wyjrzała ze swojego namiotu i zaczęła rozglądać się po wiosce.
Ich wzrok zatrzymał się na młodzieńcu zwanym Cosen One, który bawił się z
dziećmi w piaskownicy. Miał 27 lat, wielkie mięśnie i był wyjątkowo, ale
to wyjątkowo głupi. Pewnie dlatego, że podczas porodu wyskoczył z rąk
wioskowego ginekologa wprost na kamienne podłoże. Elder spojrzała na swoich
towarzyszy i powiedziała:
- Bingo!
Rada Wioski kazała przyprowadzić Cosen One'a do siebie i zaczęła mu ostro
wciskać kit:
- Musisz wyruszyć... - zaczął jeden ze starszych.
- ... w daleką podróż w poszukiwaniu... - dodał inny.
- Świętego G.R.E.K.'a. Tylko on może nas uratować przed zagładą - skończył
inny.
Cosen one wpatrywał się w twarze rozmówców po czym wydukał:
- Znaczy się... że co? Idę polować i jaszczurkę w łeb?
- Nie, nie... - wyjęczała Elder.
- To nie idę? - podsumował zdezorientowany Cosen One.
- O Boże!!! - krzyknął jakiś starzec - Spuść bombę na te trąbę!!!
- Słuchaj, Cosen One. - powiedziała Elder - Idziesz szukać G.R.E.K.a, a po
drodze możesz wszystkim dać w łeb.
- Fajno. Aaaaleeeee... - zastanawiał się Cosen One (a BARDZO rzadko mu się to
zdarzało) - skąd będę wiedział, jak on wygląda?
- Dowiesz się... jak znajdziesz. A teraz wynocha na świętą misję!!! - ryknęła
Elder i wypchnęła młodzieńca z namiotu.
Ktoś życzliwy doradził mu, żeby przed wyprawą odwiedził szamana
Haszysznina, wielce szanowaną wioskową osobistość. Cosen One odsłonił skórzaną
płachtę zasłaniającą wejście do namiotu. Ze jego wnętrza buchnęły kłęby
białego dymu. Stary mężczyzna siedział w środku w szlafroku. Na jego klacie
wisiał złoty łańcuch z "pacyfką".
- Oooo. Czyym mogę służyć - powiedział do Cosen One'a pociągając skręta.
- Ja... chciałem cię odwiedzić przed moją świętą misją. Kolega powiedział
mi, że coś dla mnie masz.
- Oooo. Mam duuużo topy... Bierz młody. Tylko nie spal wszystkiego od razu.
Cosen One spakował prezent do torby i podziękował. Starzec pożegnał go słowami.
- Spoko młody. Wpadaj częściej. Pokój, bracie!
Pierwszym zadaniem było uwolnienie Hic'a, mechanika-alkoholika, który często
handlował z wioskowymi. A po jaką cholerę trzeba było go uwolnić, tego nikt
nie wiedział... W każdym bądź razie na tą misję mężczyzna wyruszył w
towarzystwie dzikusa Sulky'ego, który szukał swojej zaginionej siostry (była
mu winna kasę...). Wróćmy jednak do ratowania Hic'a... Cosen One'owi udało
się to przez przypadek. Pokazał Hic'owi flaszkę wódy, a ten w pijackim
widzie sam rozwalił ścianę swojego pokoju-więzienia. We trzech ruszyli do
VAUNT CITY gdzie zwerbowali do swojej paczki barmana Cassidy'ego. Co prawda
chodził on w baletkach i różowych rajstopach, ale przynajmniej grupa miała
ciągły dostęp do wódy i browarów. I tak wesoła drużyna ruszyła pijackim
zygzakiem do Vault 13, zahaczając po drodze o Broken Pills i New Renovate. W
pierwszym do dream-teamu dołączył zboczony, biseksualny mutant Barcus (zwany
w skrócie B.A.) w drugim zaś młody hipis Moron. Cała ta paczka trafiła do
Vault 13, gdzie nieszczęśliwie Moron zauważył pokaźny worek zielska Cosen
One'a. Jako hipis i chemik amator zarazem przygotował kupę skrętów i poczęstował
nimi drużynę. Wszyscy nieźle dali w palnik! Gdy weszli do Vaulta drogę zastąpił
im wielki Deathclaw i zapytał:
- Czego tu chcecie, obcy!?
Moron zatrzymał i powiedział:
- Sorki, brachu... mówiłeś coś?
- Tak. Powiedziałem chyba "Czego tu chcecie, obcy!?".
Moron wiedział, że Deathclawy są bezrozumnymi bestiami, toteż znalazł tylko
jedną możliwość, aby mogły mówić. Najpierw spojrzał na swojego dymiącego
skręta a potem na swoich kompanów i rzekł:
- Ludzie... ten towar jest zajebisty!!!
Wszyscy zaczęli się ostro brechtać. Te śmiechy wkurzyły Deathclawy, które
wyrzuciły nieproszonych gości z Vaulta. Naćpana drużyna woziła się po
pustyni:
- Czuje się jak kominek - powiedział Barcus wypuszczając dym uszami. Reszta
grupy
obserwowała to i znów ryknęła śmiechem. Nagle na drodze pojawił się
starzec w szlafroku z kapturem, który pilnował mostu wiszącego nad przepaścią.
Grobowym głosem powiedział:
- Zanim przejdziecie, każdy z was musi odpowiedzieć na trzy pytania. Ty młody
(wskazał na
Morona) będziesz pierwszy.
- Dooobra - przytaknął Moron. - Wal z tymi pytaniami.
- Jak się nazywasz?
Moron mocno sztachnął się skrętem i śmiejąc się wyjęczał:
- Darth... Vader...
Cosen One i reszta zaczęli wprost kwiczeć ze śmiechu. Tarzali się po pustyni
w dzikiem szale. Pokaz tego Breakdance'a przerwała nagła śmierć Morona, który
został wciągnięty w przepaść.
Następni w kolejce ginęli jeden po drugim do chwili, gdy został już tylko
Cosen One. Bał się teraz jak cholera. Nagle w narkotycznym widzie ujrzał
swojego dawno zmarłego kotka, który powiedział do niego "BIERZ KOŁO...
BIERZ KOŁO..." po czym rozpłynął się w oparach skręta.
- Chciałby skorzystać z koła ratunkowego - powiedział dumnie Cosen One.
- O kur**... - powiedziała do siebie postać w szlafroku - Dobra, które??
- Eee... - zastanawiał się mężczyzna - Telefon do przyjaciela.
- OK. Do kogo dzwonimy?
- Do Haszysznina!
- Dobra... - powiedział zakapturzony, wyciągnął telefon komórkowy Nokia i
wybrał numer - Halo? W słuchawce coś zacharczało. Po chwili rozległ się głos
Haszysznina:
- Wasssssuuupp?
- Wasssssuuupp? - odpowiedział strażnik mostu - Tu Hubert Urbański z programu
"Milonerzy", twój przyjaciel, Cosen One, liczy na twoją pomoc w
udzieleniu odpowiedzi na pytanie.
- Dooobra. A jakie to pytanie?
- Czytaj, Cosen One, masz trzydzieści sekund...
- Pytanie brzmi "Jak się nazywasz?"
- Co? Mów głośniej, COSEN ONE! - rzucił Haszysznin. Nagle światło
reflektorów rozjaśniło mroki nocy.
- Brawo! - krzyknął strażnik mostu - Wygrałeś rejs na luksusowym tankowcu!
Cosen One obudził się na pokładzie jakiegoś dryfującego statku.
Narkotyki przestały już działać. Mężczyzna wstał i wyjrzał za burtę. Słońce
zachodziło i było pięknie, że no! Nagle Cosen One rzucił pawia. "Ooo...
papryczka" - powiedział do siebie patrząc na dryfujące wymiociny. Nagle
zaczęły one przybierać kształt liter. Mężczyzna zaczął je składać i
wolno odczytywać - "Uprowadzili wszystkich z Twojej wioski. Twoi ziomkowie
oraz G.R.E.K. znajdują się na platformie wiertniczej będącej tajną bazą
organizacji militarnej Enclosure, rywali Broterhood of Steal.". Cosen One
pomyślał przez chwilę, po czym zapytał - "Kto to do cholery
pisze?". Litery rozpłynęły się by po chwili ukształtować nową
wiadomość - "Autor tego opowiadania. A co żesz, kur**[cenzura], myślał".
Po chwili padło jeszcze jedno pytanie - "A czy możesz mi powiedzieć,
skoro tu już jesteś autorze, jaki jest sens życia". Litery na wodzie raz
jeszcze zmieniły formę układając się w zdanie "Nie przeciągaj struny,
Cosen One!!!", po czym rozpłynęły się. Mężczyzna dotarł do platformy
wiertniczej, gdzie odnalazł swoich ziomków oraz G.R.E.K.a. A właściwie kasetę
wideo z filmem "Grek Zorba" z Anthony Quinnem (jak wyjaśniła Elder,
można go wsadzić do magnetowidu, obejrzeć i nauczyć się starożytnego tańca
sprowadzającego deszcz). Teraz ostatnim zadaniem Cosen One'a było utorowanie
drogi do wyjścia, włączenie autodestrukcji bazy i... ucieczka.
Cosen One wpadł do pokoju, w którym stał naukowiec i krzyknął:
- E! Ty! Włączaj bombę!
- Czyś ty ocipiał, chłopie? - zapytał naukowiec. - Chcesz, żebym sam siebie
wysadził.
- Nie to nie - odparł Cosen One i zastrzelił rozmówcę. Potem podszedł od
jego biurka. Jego
oczom ukazał się wielki czerwony guzik z podpisem "NACIŚNIJ ABY WŁĄCZYĆ
AUTODESTRUKCJĘ BAZY". Mężczyzna nie umiał jednak obsługiwać urządzeń
bardziej skomplikowanych niż tłuczek do kartofli. Zrobił więc to, w czym był
najlepszy. Zaczął strzelać z dwóch Minigunów we wszystkie strony do
momentu, w którym usłyszał komunikat z komputera:
- Uwaga. Baza zostanie zniszczona za 10 minut! Życzę miłego dnia!
"Jessss" - pomyślał Cosen One. Do ewakuacji zostało mu tylko 5
minut (pięć zmarnował na "taniec zwycięstwa"), więc ruszył pędem
do wyjścia. W przedostatnim pomieszczeniu drogę zagrodziła mu olbrzymia postać
w pancerzu.
- Coś ty za jeden? - zapytał Cosen One.
- Fmmphhh Hrrmmffoopphh - odparła postać.
- Że jak? Zdejmij ten hełm, bo nie rozumiem, co tam bulgoczesz - powiedział
wyraźnie
zirytowany mężczyzna. Opancerzony typ zaczął siłować się ze swoim hełmem.
Nagle do pomieszczenia wpadli Eryk Cartman, Stan Marsh i Kyle Broflovsky.
- Cmmffphhh!?! - ryknęła postać w pancerzu.
- Kenny! Tu jesteś! - krzyknął Cartman. Tymczasem opancerzona postać uporała
się ze
swoim hełmem. Niestety, pancerz był tak skonstruowany, by eksplodować po
naruszeniu zaczepów przy głowie. Wybuch zniszczył zbroję i siedzącą w nim
postać.
- O mój Boże! - powiedział Stan - Zabili Kenny'ego...
- Wy skur****ny!!! - dodał Kyle. Do zwłok podszedł Cartman, kopiąc je
powiedział:
- Wstawaj McCormick! Wstawaj gównożerco! Szanuj mój autorytet.
- Spadam stąd - powiedział Cosen One i uciekł na statek pozostawiając członków
swojego
plemienia na włączonej bombie atomowej...
-THE END-
[2-3.07.2001]
|
|