|
|||||||
|
|||||||
O N E D A Y O N T H E D E S E R T |
|
||||||
Boku wa Dare? [Kim ja jestem?] | SPIS TREŚCI | ||||||
W olbrzymiej skale znajdowało się kilkadziesiąt tuneli. Mrok jaki panował wewnątrz odstraszał większość przechodzących opodal wędrowców. Nikt, z wyjątkiem wtajemniczonych, nie wiedział o systemie wykutych w litej skale komnat, będących siedzibą Kroczących w Ciemnościach, tajemniczej organizacji wojowników. Werbowanie przebiegało dość w prosty sposób - napotkani w potrzebie młodzi ludzie byli ratowani z opresji i dawano im wybór: Przyłączyć się do wybawicieli lub odejść swoją drogą na dzikie pustkowia post-nuklearnej Ameryki Północnej. Ci, którzy zgodzili się dołączyć do klanu, byli brani pod opiekę przez tak zwanych Nauczycieli. Oni zaś uczyli nowych adeptów przetrwania w dowolnych warunkach, odkrywali ich indywidualne talenty i rozwijali je. Każdy nowoprzyjęty składał przysięgę wierności, która zobowiązywała go do wykonywania poleceń starszyzny aż do osiągnięcia wieku 27 lat, kiedy to mogli samodzielnie decydować o swoim życiu. Odejść czy pozostać w klanie - to już był ich wybór. Dzisiejszego wieczora w sali narad zebrała się starszyzna i trzech wojowników. Starszy mężczyzna, zwany Przewodnikiem, był najstarszy i najważniejszy w klanie. Zwrócił się on do siedzącej na kamiennej podłodze trójki: - Witam was, moi uczniowie. Wezwałem was tu z ważnego powodu i pora wam go wyjawić. Nasza organizacja od lat gromadzi i trenuje zagubionych na pustkowiach ludzi. Uczymy ich wszystkiego co sami umiemy. Obserwujemy zmiany na kontynencie i w razie potrzeby eliminujemy istoty zagrażające rasie ludzkiej. Niestety, od pewnego czasu agenci donoszą nam o wielkim zainteresowaniu naszym klanem. Niejakie Bractwo Stali, organizacja militarna posiadająca bardzo bogate zaplecze techniczne, uznała nas za rywali. Rozpuszczają oni fałszywe informacje wśród ludności, chcąc odebrać nam możliwość rekrutacji nowych członków. Nie mamy o nich do końca wyrobionego zdania - pomagają ludziom, ale trzeba słono płacić za ich dość selektywną ochronę. Zazwyczaj pojawiają się w wiosce, którą już zdążyli najechać Raidersi. W zamian za pomoc oczekują daniny od mieszkańców - produktów rolnych a co ważniejsze, młodych ludzi. Wydaje się więc, że protekcja ludzi nie jest ich celem głównym. Realizują jakieś swoje własne plany. Wam zlecam dyskretne zbadanie ich prawdziwych zamiarów. A w szczególności ich zamiarów wobec nas. Trójka, do której skierowane były słowa, to najlepsi adepci klanu. Przewodnik nie przez przypadek wybrał właśnie ich. Kolejną przyczyną takiej, a nie innej, selekcji był fakt, że każdy z wojowników prezentował inną postawę. Umożliwiało to obiektywną ocenę sytuacji. Siedzący z lewej Stern był bardzo porywczy. Bez skrupułów eliminował przeciwników klanu zazwyczaj od razu stosując najdrastyczniejsze metody. Ten dobrze zbudowany mężczyzna do perfekcji opanował posługiwanie się szybkostrzelną bronią i wprost uwielbiał szturmować pozycje wroga ściskając w ręku jakikolwiek karabin maszynowy. Obrazy z dzieciństwa, kiedy to Przewodnik wraz z towarzyszami uratowali go z pogromu (Raidersi napadli na karawanę kupców i wybili wszystkich z wyjątkiem małego chlopca), mocno wyryły się w jego psychice. Wysportowana kobieta siedząca obok niego była dość intrygującym "przypadkiem" w klanie. Urodziła się już w kryjówce Kroczących w Ciemnościach, trenowała odkąd nauczyła się chodzić. Była zabójcza, piękna i inteligentna. Jej żywiołem były pistolety oraz broń zapalająca. Miotacze czy "mołotowy" - to nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się jedno - buchające w powietrze płomienie. Właśnie dzięki temu zdobyła swoje przezwisko - Diabolique. Ostatni z wojowników, zwany Snake Eye, był zagadką nawet dla siebie samego. Został odnaleziony na pustyni w wieku około piętnastu lat w naprawdę koszmarnej scenerii. Małżeństwo farmerów-nomadów wraz z dziećmi doświadczyło furii rannej samicy Deathclawa. Broniąc się zginęli prawie wszyscy. Rodzice i starszy brat Snake Eye'a mocno poturbowali przeciwnika zanim oddali ducha, zaś on sam zdał śmiertelny cios potworowi. Rozjuszona bestia zdążyła jednak uderzyć chłopca w twarz. Potężne pazury rozcięły ciało pozbawiając młodzieńca oka i zostawiając na jego twarzy trzy szpetne szramy. Zdziczałego chłopaka przygarnęli "Kroczący...". Od tamtego czasu Snake Eye ciągle chodzi zamaskowany, widoczne jest jedynie jego prawe oko. Niebieskie, lśniące jak wrota piekła. Postrach sieją również jego zdolności. Mistrzowskie władanie bronią białą (a zwłaszcza mieczem), miotaną oraz perfekcyjna znajomość wschodnich sztuk walki czynią z niego jednego z najniebezpieczniejszych członków Kroczących w Ciemnościach. Trójka postanowiła od razu zająć się wykonywaniem zadania. Cierpliwość nie była cechą Sterna, toteż właściwymi sobie metodami uzyskał informacje, że Bractwo planuje atak na kryjówkę klanu, jak tylko pozna jej lokalizację. Jeden z wioskowych wodzów został "przyciśnięty" przez opłaconego agenta Bractwa Stali, niejakiego Cohena. Przerażony starzec wskazał siedzibę "Kroczących..." i wszystko odbyłoby się po cichu, gdyby nie Stern. Gdy dorwał wodza w swoje łapska i wydarł z niego informacje dopilnował, by ten słono zapłacił za zdradę. Diabolique i Snake Eye również uzyskali informacje o planach "Stalowych", ale bardziej humanitarnymi metodami - wystarczyła rozmowa z mieszkańcami wioski. Nie zmieniało to jednak faktu, że Bractwo zamierza najechać "Kroczących...". Konflikt wisiał w powietrzu, ale nie wszystko było stracone. Wczorajszego wieczora Cohena mieli odwiedzić Paladyni by odebrać koordynaty. Wojownicy postanowili podzielić się na grupy. Stern miał zaatakować żołnierzy Bractwa, Snake Eye ukarać Cohena, Diabolique wrócić do bazy i ostrzec klan. Czas naglił... Leonard T. Cohen popijał właśnie wódeczkę w swoim gabinecie. Z lubością przyglądał się stercie kapsli, jakie dostał od swoich pracodawców. Robota była prosta i dobrze płatna. Po prostu uśmiech losu! Błogie rozmyślania przerwał nagły brak światła w lokalu. "Co do cholery!?" - powiedział do siebie mężczyzna podchodząc do okna. Odsłonił żaluzje wpuszczając do pomieszczenia światło księżyca i wyjrzał na podwórko. Jego psy nie szczekały, więc pomyślał, że to tylko drobna usterka w generatorze. "Cholera!" - jęknął odwracając się. Nagle dostrzegł zarys ludzkiej postaci stojącej w kącie pokoju. "Nieładnie jest donosić, panie Cohen. Nieładnie jest sprzedawać ludzi za kapsle..." - rozbrzmiewał grobowy głos. "Nie dopadniesz mnie!" - ryknął Leo i przewracając krzesła rzucił się do wyjścia. Wybiegł z pomieszczenia i nerwowo wygrzebał rewolwer ze stojącej nieopodal szafki. Drzwi za nim skrzypnęły, mężczyzna odwrócił się gwałtownie i wystrzelił kilka razy w ich kierunku. Następnie wybiegł na podwórko i nie oglądając się za siebie ruszył pędem w kierunku wzgórz. Nagle jakiś błyszczący przedmiot ze świstem przeciął powietrze. Cohen jęknął i znieruchomiał. Z jego pleców wystawała rękojeść noża głęboko wbitego w ciało. Mężczyzna klęknął jednocześnie próbując wyjąć tkwiący w nim przedmiot. Po chwili osunął się na ziemię. Był martwy. Do zwłok wolnym krokiem podszedł Snake Eye. Wyciągnął nóż z ofiary mówiąc: "Dałem ci okazję zginąć z honorem. Tylko tchórze giną ranieni w plecy". Tymczasem przed bazą Bractwa Stali panowało wielkie poruszenie. Paladyni gorączkowo biegali w około i krzyczeli w panice. "Spokój!" - ryknął Rhombus - "Mamy bydlaka! To jeden z Kroczących w Ciemnościach". Przed chwilą wybuchła tu mała wojna. Nieznany agresor próbował zatrzymać transport z danymi. Zdołał zabić 23 ludzi Bractwa zanim Paladyni położyli go ogniem swoich Minigunów. "Słuchać uważnie!" - kontynuował Rhombus - "Oni muszą wiedzieć o moim planie. Kastor! Zbieraj zaufanych chłopaków. Musimy zaatakować ich bazę i zabić wszystkich, inaczej więcej takich jak ten złoży nam wizytę i stary dowie się o mojej niesubordynacji. Ruszać się!". Mówiąc "stary" Rhombus miał na myśli dowódcę Bractwa. Jego akcja przeciwko "Kroczącym..." była jego osobistym projektem, vendettą sprzeczną z działaniem Bractwa. Stern poległ zabierając ze sobą do piekła sporo istnień. Wojna się rozpoczęła. Diabolique dosłownie wpadła do bazy klanu. Biegiem dostała się do groty Przewodnika i zdała mu raport. "Wojna" - mówiła zdyszana - "Bractwo chce wojny, eliminacji naszego klanu". Przewodnik szybko wydał rozkazy. Każdy "Kroczący..." przebywający w bazie przygotowywał się do obrony. Diabolique wyszła na zewnątrz by obserwować nadejście Bractwa. Niedługo potem opancerzone transportery podjechały pod wejście wypluwając kilkadziesiąt opancerzonych postaci. Rozgorzała straszliwa bitwa. Siłą Bractwa był oręż i pancerze. "Kroczący..." zaś byli o niebo lepiej wyszkoleni a zresztą walczyli na swoim terenie. Walka była bardzo wyrównana. Paladyni wykorzystywali Miniguny, ich przeciwnicy - fortele. Siły oby stron topniały szybko. Transportery Bractwa eksplodowały zabijając kierowców i przebywających w pobliżu żołnierzy. W odwecie Paladyni zawalili skalne korytarze. Wielu widziało umierającego Przewodnika. Po kilkunastu minutach pył opadł. Pole bitwy stało się jednym wielkim dymiącym pobojowiskiem. Ostatni żyjący członek Bractwa Stali oddalił się na znaczną odległość po czym zdjął hełm i powiedział do siebie: "Rhombusie, musisz wymyślić jakąś zgrabną historyjkę żeby wyjść z tego bez szwanku. Stary pewnie łyknie kit o nieznanym zagrożeniu...". Te samotne rozmyślania przerwało głośne chrząknięcie. Rhombus powoli odwrócił się i ujrzał dwie lufy wycelowane w jego głowę. Podniósł wzrok i zobaczył rozwścieczoną kobietę patrzącą na niego z wyrzutem: To za moich przyjaciół, sukinsynu! Później Diabolique spotkała Snake Eye'a. Nie było potrzeby opisywać zajścia w klanie. Co teraz? Nie ma już naszego klanu... - mówiła kobieta - Kim teraz
jesteśmy? Mordercami? Bohaterami? -THE END- [1.06.2001] |
|||||||
| do góry | |
Trasher trasher@poczta.onet.pl |
||||||
__ 17 __ | |||||||
|
|||||||
|
|||||||
web design/html/java by _uncle_ 2001 |