Zauroczonych Falloutem jest wielu, bardzo wielu. Lubią oni godzinami wędrować po postnuklearnej Kaliforni przeżywając wirtualną przygodę swego życia. Czasami jednak prawa Murphiego dają o sobie znać i przez awarię w elektrowni czy też podłe rodzeństwo zostają oni brutalnie wyrzuceni ze świata Fallouta. Cóż ma wtedy począć wtedy taki nieszczęśnik? Siły wyższej powstrzymać nie może, pozostaje mu tylko płacz i zgrzytanie zębami, tudzież w tych gorszych przypadkach - stryczek bądź jakiś gun, klasy small wycelowany w łepek... Czy jest to jednak jedyne wyjście? Okazuje się, że na szczęście istnieje ratunek, źródło dzięki któremu Falloutomaniak może nasycić swe postnuklearne pożądanie - są to filmy lub książki o podobnej tematyce.
Tytuł artykułu zapewno znacie, wiecie już więc o czym opowiada. Stanowi on pierwszą część cyklu o książkach, które "Falloutomaniak czytać powinien". W tym numerze opiszę pokrótce zdobywcę nagród Hugo i Nebula, wspaniałą powieść Kim Stanley Robinson "Dziki brzeg". No, zapnijcie pasy, zażyjcie stimpaki, zaczynamy!
Wyobraźcie sobie że w przyszłości wybuchła III-cia wojna Światowa (skąd Wy to znacie...). Oczywiście nie zaczęli jej dzielni wojownicy wujka Sama, ale podli i źli Rosjanie. Dali oni upust swej nienawiści do kapitalizmu detonując na terenie USA kilkaset bombek nuklearnych. Jak się nietrudno domyśleć spowodowało to w amerykańskim kraju mały zamęt... Rząd przestał istnieć, część Amerykanów zginęła podczas eksplozji, ci natomiast którzy przeżyli, pozbawieni dobrodziejstw cywilizacji cofnęli się o parę stuleci w rozwoju i zaczęli walczyć z innymi o przeżycie. Ze straszliwej wojny, która się rozpętała cało wyszli tylko ci, którzy potrafili znaleźć się w nowych warunkach. Zakładali oni wraz z podobnymi sobie małe wioski, gdzie wegetowali jakoś trudniąc się łowiectwem lub rolnictwem. Po kilkudziesięciu latach, odizolowani od świata zatracali swą świadomość, zapominali o korzeniach. Ich potomkowie, pozbawieni elementarnej edukacji nie umieli często pisać i czytać, a o otaczającym ich świecie nie wiedzieli prawie nic. Nie wiedzieli także o szczegółach wielkiej wojny, ani o tym, że Ameryka przez najbliższe kilkadziesiąt lat będzie się znajdowała pod obserwacją kanadyjską, japońską i meksykańską. Główny bohater należy do tegoż właśnie pokolenia, wiedzie on monotonne życie w małej nadmorskiej mieścinie i nie wyobraża sobie nawet jaka przygoda go czeka. Któregoś dnia do wioski przybywają posłańcy organizacji nazywającej siebie "ruchem oporu", którzy wyjawiają mu prawdę i zachęcają do walki przeciw Japończykom - wtedy właśnie nadchodzą dla niego i jego przyjaciół wielkie zmiany...
Fabuła, przyznacie zapowiada się nieźle... Potem robi się jeszcze ciekawiej. Zmartwić muszę tylko fanów zwierzątek i mutantów - takowych w książce nie uświadczycie - może to i lepiej.
Książka wciąga, ciekawą fabułe autorka poparła znakomitym warsztatem. Godny pochwały jest także postnuklearny świat wykreowany przez Kim - z jednej strony ludzie w małych osadach, których kontakt ze światem zewnętrznym ogranicza się do pobytu na organizowanym cozrocznie targu, z drugiej zaś strony cywilizowany świat walczący z doskonale zorganizowaną siatką ruchu oporu. Wszystko to z punktu widzenia dorastającego nastolatka, pisane w pierwszej osobie. Bohater opisując swoją historię nie pisze tylko o tych "ważnych" wydarzeniach, dowiadujemy się także o jego codziennym życiu, problemach, pierwszej miłości. Dzięki temu książka staje się mariażem powieści science fiction i obyczajowej, a nam, czytelnikom łatwiej zidentyfikować się z bohaterem, zrozumieć go. Z powodu tej niezwykłej formy i wciągającej fabuły - książkę szczerze polecam, będzie ona dla Was miłą odmianą po setkach pojedynków z gekonami, gangsterami, mutantami i innym postnuklearnym tałatajstwem.
Camaris a.k.a Macius
moim@poczta.onet.pl
Overseer Camaris