< POSTKULTURA | << SERIALE
Westworld

Plakat serialu 'Westworld' Westworld
Produkcja: USA 2016
Twórca: J. J. Abrams, Jonathan Nolan, Lisa Joy
Reżyseria: Jonathan Nolan, Lisa Joy, Richard J. Lewis, Vincenzo Natali i inni
Scenariusz: Jonathan Nolan, Lisa Joy, Halley Wegryn Gross
Obsada: Evan Rachel Wood, Ed Harris, Thandie Newton, Jeffrey Wright, Anthony Hopkins i inni
Muzyka: Ramin Djawadi
Ilość odcinków i czas: 2x10 odcinków po 60-90 minut
Linki: Oficjalna strona serialu

Westworld to serial oparty na motywach filmu Świat Dzikiego Zachodu (ang. Westworld) Michaela Crichtona z 1973 roku. Tytuł to nazwa miejsca akcji obu produkcji – parku rozrywki przyszłości zaludnionego przez humanoidalne roboty (hosty). Są tak zaprogramowane, by nie skrzywdzić gości, prawdziwych ludzi. Ci jednak mogą z nimi zrobić, co chcą, często pokazując, do jakiego okrucieństwa zdolny jest człowiek, gdy nie grożą mu żadne konsekwencje. Ale czy na pewno tak jest?

Sposób działania parku jest tożsamy do współczesnych gier MMORPG. Można wchodzić w interakcje z innymi ludźmi i hostami, biorąc od nich zadania, albo ignorując je i korzystać z przeróżnych atrakcji, które można było spotkać na Dzikim Zachodzie w XIX wieku. Obecność wszystkich stereotypowych dla westernu elementów wydaje się więc obowiązkowa – kowboje w białych kapeluszach i bandyci w czarnych, wojna secesyjna, Indianie. Jest w czym wybierać.

Historię poznajemy z perspektywy trzech grup: gości i pracowników parku oraz samych hostów. Wśród gości są nowi jak William (Jimmi Simpson), pełni niepewności i niezdolni do okazywania agresji. Williama do parku wprowadza Logan (Ben Barnes), który już nie ma oporów przed instrumentalnym traktowaniem hostów i zabijaniem ich, jeśli zajdzie taka potrzeba... albo nawet i bez tego. I przede wszystkim nie hamuje się przed korzystaniem z uciech ciała, które w tym świecie zdają się być pozbawione konsekwencji. Są też wieloletni weterani, którzy nie znajdują już w tym przyjemności i robią rzeczy tak złe, że stają się postrachem nawet wśród hostów-bandytów – tak jak Mężczyzna w Czerni (świetny Ed Harris). Kto choć raz poznał jakąś grę na wylot i zwykła fabuła przestała mu starczać i zaczął masakrować NPCów, zrozumie jego postawę.

Pracownicy parku zajmują się głównie obserwowaniem gości i naprawianiem hostów. Niektórzy mają konkretne role. Na przykład programowanie sztucznej inteligencji to działka Bernarda Lowe (Jeffrey Wright), a pisanie dialogów Lee Sizemore’a (Simon Quarterman). Nad nimi wszystkimi stoi jednak kierownik dr Robert Ford (genialny Anthony Hopkins). I to jest bez wątpienia jedna z ciekawszych i niejednoznacznych postaci w serialu – dodatek do kolekcji znakomitych postaci zilustrowanych przez Hopkinsa, obok innych doktorów - Hannibala Lectera i Fredericka Trevesa.

Zdecydowanie pierwsze skrzypce gra kobiecy host Dolores Abernathy (Evan Rachel Wood dostała okazję do zaprezentowania bardzo szerokiego spektrum emocji, z którego to zadania wywiązała się bardzo dobrze). Jako jedna z pierwszych zaczyna dostrzegać, że coś jest nie tak. Historie się powtarzają tak jak dziwne, nieznajome sylwetki ze snów. Oprócz niej dużą rolę odgrywają także właścicielka domu publicznego Maeve (Thandie Newton), stereotypowy dobry kowboj Teddy (James Marsden) czy poszukiwany bandyta Hector (Rodrigo Santoro). Drugi sezon wprowadza kilku nowych bohaterów-hostów, z czego najciekawszym jest zdecydowanie rdzenny Amerykanin Akecheta (Zahn McClarnon) zapewniający kolejny punkt widzenia.

Różnorodność perspektyw pozwala na spojrzenie na Westworld z różnych stron, dostrzeżenie dylematów moralnych właściwych każdej z grup. Czy to moralnie właściwe, by krzywdzić hosty ze świadomością, że nie są to prawdziwi ludzie? A dawanie do tego okazji gościom i obserwowanie ich, by poznawać ich najskrytsze i najmroczniejsze fantazje? A walka o wolność przeciw własnym twórcom? Czy dehumanizujący sposób traktowania hostów przez pracowników parku jest akceptowalny, skoro to tylko maszyny? Westworld to naprawdę wielowarstwowa historia, na którą trudno spojrzeć poznawszy tylko jeden odcinek. Konieczne jest szersze spojrzenie na temat.

Poza wiarygodnym odtworzeniem realiów i ładnymi krajobrazami, warstwa dźwiękowa również jest bardzo ważna. Muzyką zajął się Ramin Djawadi, znany przede wszystkim z Gry o Tron, ale też filmów kinowych (Pacific Rim) czy gier (Medal Of Honor: Warfighter). Bardzo szybko daje się poznać jego indywidualny styl komponowania, ale w tym serialu pozwolił sobie na coś jeszcze. W niektórych scenach można usłyszeć covery współczesnych piosenek, naturalnie przystosowanych do westernowego klimatu. Głównie okołorockowe – kilka utworów Radiohead, „Black Hole Sun” Soundgarden, “Paint it, Black” The Rolling Stones, „Heart-Shaped Box” Nirvany, „Something I Can Never Have” Nine Inch Nails (to akurat Vitamin String Quartet), ale też na przykład “Runaway” Kanyego Westa w drugim sezonie.

Westworld to serial HBO. Nie ma więc co ukrywać, że obfituje w brutalność i nagość (choć ta jest nieco bardziej stonowana w drugim sezonie). Dominują poważne nastroje, a dialogi często bywają dość podniosłe (czasami może za bardzo, a czasem jest to uzasadnione fabularnie). Mówiąc wprost, jest dużo gadania - jeśli ktoś tego nie lubi, zdecydowanie nie będzie pocieszony. Rozmowy i interakcje między różnymi (a często tymi samymi) postaciami wypełnia większość czasu. Jeśli pominąć kilkukrotne powtarzanie tych samych informacji, można obserwować zmiany, jakie między tymi postaciami zachodzą, rozwój psychologiczny i światopoglądowy (najbardziej wyraźny w przypadku Dolores), nie zawsze w 'dobrą' stronę. Ale trudno tu mówić o dobru i złu, a przynajmniej jest to coraz trudniejsze im głębiej w fabułę. Na początku wszystko zdawało się bardziej jasne. Ale różne motywacje i dobór środków do realizacji celów może zmienić postrzeganie wielu bohaterów. Jest jednak pewien mankament związany z mechaniczną naturą hostów - mogą ginąć. Wielokrotnie, by potem zostać naprawionymi - w końcu do tego zostały stworzone, żeby goście parku mogli robić z nimi, co chcą. Dlatego z czasem przestaje to już wywoływać emocje. Marginalne więc znaczenie ma, który z hostów zginie, dopiero w przypadku prawdziwych ludzi śmierć jest ostateczna. Tylko czasem nie jest takie oczywiste, kto jest hostem, a kto człowiekiem.

Nie jest to produkcja, którą można sobie niezobowiązująco obejrzeć raz kiedyś. Każdy sezon stanowi dzieło, które dopiero po poznaniu całości można docenić. Bez pełnego obrazu można się zgubić. Twórcy lubią wodzić widza za nos i podsuwać mylne tropy (zostało to lepiej i bardziej efektownie wyegzekwowane w pierwszych dziesięciu epizodach). Tak bywa aż do finałowego odcinka sezonu, który jest dłuższy o pół godziny od reszty odcinków. Ale jak wiadomo, koniec wieńczy dzieło. I tak też jest w tym przypadku.

Ocena: 9/10

© 2018 Kamil 'Wrathu' Kwiatkowski

< POSTKULTURA | << SERIALE