[Tym strasznym dniem będzie sobota]
* * *
Tym strasznym dniem będzie sobota
Albo poniedziałek
Stanie się wśród lipcowego upału
Albo u schyłku grudnia, podczas
Wigilijnej kolacji
W południe krzyku miasta
Czy też, gdy
Wszystkie światła pogasną
Kiedy sen sklei powieki
Ten Który Wszystko Wie ciśnie
W sam środek ludzkiego mrowiska
Wielki kamień
Schowa za pazuchę
Gorejącą tarczę
Skrzętnie poukrywa gwiazdy
Zamiast nich staną ogromne zwierciadła
Odbijające ów obraz
Dopełnienia
Spojrzy na dyrektora wielkiej firmy
Nerwowo potrząsa telefonem komórkowym
Ach, chciałby jeszcze zawrzeć
Ostatnią transakcję
Spojrzy na matkę
Tulącą dziecko w ramionach
Ale i na mężczyzn w białych kitlach
Pośpiesznie zmywających z rąk
Resztki życia, które nigdy nie ujrzało światła
Na tamtych dwoje
Na ławeczce, uśmiechnięci
Z oczami miłosiernie niewidzącymi
Spojrzy na mnie... A ja?
Świeci słońce.
[z juweniliów]
© 2011 Cichutki Spec