< NAUKA I TECHNIKA | << TECHNIKA WOJSKOWA
Wojna o Falklandy-Malwiny w kontekście klimatycznym

Ilustracja do artykułu 13 kwietnia 1982 - konflikt o Wyspy Falklandzkie między Argentyną a Wielką Brytanią
Mapa pochodzi z serwisu Wikipedia

13 kwietnia 1982 - konflikt o Wyspy Falklandzkie między Argentyną a Wielką Brytanią.

Jak podają źródła, tego dnia nie wydarzyło się nic konkretnego, w tej z jednej strony bezsensownej, a z drugiej - mimo upływu lat - fascynującej (pod kątem zagadnień wojskowości) wojny. Można by więc zakończyć tę pogadankę na powyższym stwierdzeniu, ale tak nie będzie.

Bowiem, choć 13 kwietnia nic się nie wydarzyło, to w życie wchodziły skutki zdarzeń z dni poprzednich. Na znajdującej się pośrodku Oceanu Atlantyckiego, należącej do Wielkiej Brytanii Wyspie Wniebowstąpienia trwały przygotowania do odbicia wysp: Południowej Georgii oraz Sandwicha Południowego, leżących 1600 kilometrów od archipelagu falklandzkiego. Były to, dodajmy, skalne, znajdujące się blisko południowego koła podbiegunowego, zwyczajne wyspy bez cennych złóż. Złota, ropy naftowej (choć z nią to do końca nic nie może być pewne) tam nie było. Jednak, jak 3 kwietnia 1982 roku strona argentyńska zajęła to niegościnne miejsce (dzień wcześniej dokonując inwazji na Falklandy), trzepiąc sobie tym sporą michę lansu, tak teraz Brytyjczycy skutecznie i precyzyjnie przygotowywali się do odzyskania swoich terytoriów zamorskich.

Wspominana wcześniej Wyspa Wniebowstąpienia stała się kluczowym miejscem do koncentracji oraz przegrupowania sprzętu lotniczego, który w dalszej fazie operacji miał stanowić wsparcie dla zespołu uderzeniowego floty brytyjskiej, zbliżającej się do Falklandów. Znajdujące się tam lotnisko wojskowe należało do Stanów Zjednoczonych, a te - co dało się przewidzieć - wyraziły zgodę (po cichu od początku wspierając) na jego używanie przez Brytyjczyków. Przebazowano tam m.in. bombowce strategiczne "Vulcan" oraz tankowce "Victor", które miały posłużyć do mało skutecznej pod kątem militarnym, ale mającej duże znaczenie psychologiczne operacji "Czarny kozioł". Konwencjonalne bombardowanie pozycji argentyńskich na Falklandach przez - znane z filmu Thunderball o przygodach Jamesa Bonda - "Vulcany", zostało osiągnięte kosztem wielokrotnego tankowania w powietrzu (w tym samych tankowców między sobą), przy trasie o długości 6300 kilometrów w jedną stronę. Przystosowane do przenoszenia broni jądrowej, przestarzałe już w latach 80-ch bombowce, nie okazały się uniwersalnymi końmi roboczymi brytyjskiego lotnictwa jak B-52 dla Amerykanów. Jednak mimo to ich użycie dało do zrozumienia Argentyńczykom, że lotnictwo wojskowe Wielkiej Brytanii - RAF - ma możliwość atakowania celów na kontynencie i - parafrazując klasyka - nie zawaha się jej użyć.

7 kwietnia Wielka Brytania ogłosiła, że 12 kwietnia w obszarze 200 mil morskich wokół Wysp Falklandzkich zostanie utworzona Morska Strefa Zamknięta. Oczywiście, ogłosić można wiele rzeczy, np. to, że wszystkim będzie żyło się lepiej i na tym można by poprzestać, jeśli nie będą stały za tym konkretne argumenty czy środki. Ale Brytyjczycy takie coś mieli: niezależne, samorządne (pod kątem napędu) atomowe uderzeniowe okręty podwodne, dzięki którym mogli atakować okręty argentyńskie znajdujące się w tejże strefie. I tym, kolejnym atomowym akcentem - zbieżnym zresztą z profilem Trzynastego Schronu - można by zakończyć gawędę o tym, co się wydarzyło, a właściwie nie wydarzyło 13 kwietnia w konflikcie falklandzkim. Warto jednak przy tej okazji poruszyć kilka innych aspektów, związanych z ową wojną.

W tym roku mija bowiem 30 lat od wybuchu, a mimo to nadal jej zarzewie, czyli prawa własności do Falklandów-Malwinów rozpalają serca oraz umysły - powiedzmy to sobie szczerze - motłochu, podburzanego przez polityków. Sami dobrze to znamy z naszego podwórka, kiedy na co dzień fani jednej opcji politycznej są karmieni bajkami o układach o spiskach, a drudzy o zielonych krainach dobrobytu. Czemu więc się dziwić, że skaliste wyspy na końcu świata rozgrzewają umysły Argentyńczyków oraz Brytyjczyków do czerwoności?

Kolejna rzecz to możliwość istnienia dużych złóż ropy naftowej w pobliżu archipelagu falklandzkiego. Ropa jest, czy jej nie ma, a może inaczej - czy jest ona możliwa do wydobycia za pomocą dzisiejszej technologii, przy optymalnych kosztach? Dzisiaj może i nie, ale jutro? To już wiemy, dlaczego Wielka Brytania nie chce za psią skórkę oddać Argentyńczykom ich rzekomej własności.

I sprawa trzecia, o znaczeniu wojskowo-techniczno-politycznym. Początek lat 80-tych był, jak dobrze pamiętamy, czasem wzrastania temperatury cały czas trwającej Zimnej Wojny. Polem bitwy miała być oczywiście Europa, a siły wojskowe państw NATO oraz Układu Warszawskiego były przygotowane do totalnej napieprzanki. Także z użyciem broni atomowej, choć może nie od razu strategicznej, ale o mniejszej mocy działania. Cały więc wysiłek militarny Wielkiej Brytanii, przechodzącej przez kłopoty gospodarcze odkręcane przez rząd Margaret Thatcher, skierowano na wypełnianie zobowiązań sojuszniczych wobec NATO oraz utrzymywanie dużego kontynentu wojskowego w Niemczech. A mimo to Brytyjczycy, dzięki sprawnej organizacji, szybko przygotowali morski zespół uderzeniowy, który przy wsparciu lotnictwa (przede wszystkim bazującego na lotniskowcach) dostarczył na falklandzkie wyspy wojska desantowe. A po 72 dniach od zdobycia ich przez Argentyńczyków, nad stolicą archipelagu - miejscowości Port Stanley - znów powiewał Union Jack.

Dziś sytuacja jakby się powtarza. Wielka Brytania (jak i większość państw europejskich) przechodzi przez kryzys, nie tyle gospodarczy, co finansów publicznych, które są ratowane przez cięcia wydatków, także tych na armię. Wycofywane są kolejne okręty Royal Navy (w tym lotniskowce!), Wielka Brytania nie ma już nawet uderzeniowego lotnictwa morskiego, opartego na doskonałych myśliwcach "Harrier", które również zostały skreślone ze służby. Ponad 30 lat temu Brytyjczycy zrezygnowali z posiadania klasycznych lotniskowców, przez co pozbawili się możliwości użycia pokładowych samolotów rozpoznawczych, co odbiło się faktycznym brakiem dostępności do wiedzy, jaką takie maszyny mogły dostarczyć.

I???

No właśnie... Czy dzisiaj, kiedy polityczne pohukiwania obu stron dawnego konfliktu co jakiś czas się odzywają, kiedy na naszych oczach kończy się epoka jednostronnej dominacji świata zachodniego (do którego i my się w końcu załapaliśmy, a tu informują nas, że skończyło się Eldorado), kiedy na globalnej scenie pojawiają się nowi, silni aktorzy, jak Chiny czy Brazylia, ta wojna na "końcu świata" może nasz czegoś nauczyć?

Owszem, ale to już temat na inną okazję.

=====

Warto się zapoznać:
1. Krzysztof Kubiak: Falklandy - Port Stanley 1982. Dom Wydawniczy Bellona. Warszawa 2007.
2. Krzysztof Kubiak: Falklandy. Altair. Warszawa 1993.
3. Marek 'Squonk' Rauchfleisch: Boeing B-52 - artykuł z cyklu "Samoloty Zimnej Wojny". Trzynasty Schron. 2008.

© 2012 Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< NAUKA I TECHNIKA | << TECHNIKA WOJSKOWA